„Dzień bez haftu to dzień stracony” – mówi Halina Dulemba, krakowska hafciarka, znana ze swych pięknych, misternie wyhaftowanych prac i aktywnej działalności w Stowarzyszeniu Miłośników Tradycyjnego Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Lud-Art”. Haft jest wielką pasją pani Haliny już od ponad 20 lat. Codziennie poświęca mu kilka godzin, podkreślając, że podczas precyzyjnej pracy manualnej nie wolno i nie warto się spieszyć. O swojej fascynacji różnymi technikami haftu, symbolice kolorów i znaczeniem treści w nich zawartych może opowiadać długo i barwnie.
Rzeczy Piękne: Jest Pani jedną z bardziej utytułowanych hafciarek Krakowa, Pani prace są bardzo wysoko oceniane przez etnografów. Wiem, że bardzo kocha Pani rękodzieło podtrzymujące naszą krakowską tradycję ludową. Kto zaszczepił w Pani ducha haftu, kiedy dokładnie zakwitła ta wielka miłość?
HD: Dwadzieścia trzy lat temu zobaczyłam w kuchni koleżanki piękne zasłonki wyhaftowane haftem kaszubskim. Ta kuchnia była inna, ciepła, niespotykana i właśnie wtedy złapałam bakcyla. Ale nie wiedziałam, że to będzie aż tak poważna sprawa. Wtedy nie umiałam haftować, ale powiedziałam sobie, że na pewno będę starała się nauczyć. Szło mi dość nieudolnie. Dopiero kiedy zapisałam się do Klubu Hafciarskiego w 1999 r. i zobaczyłam prace koleżanek, a następnie poznałam swoje możliwości manualne, to zaczęłam się uczyć ściegów, bo praktycznie nic nie umiałam. Dzień przyjęcia mnie w poczet członkiń ówczesnego Klubu Hafciarskiego był jednym z najszczęśliwszych dni ubiegłych lat i przyznam, że po dwudziestu latach w Stowarzyszeniu „Lud-Art” moje uczucia wcale się nie zmieniły.
Ale to nastąpiło stosunkowo późno, prawda?
HD: Tak, zaczęłam się zajmować haftowaniem w wieku 53 lat. Wtedy zaczęłam się interesować wzorami, symboliką kolorów i przede wszystkim treścią haftu, bo treść zawsze była i pozostanie dla mnie najważniejsza.
W którym roku przystąpiła Pani do Stowarzyszenia Miłośników Tradycyjnego Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Lud-Art”, które działa przy Muzeum Etnograficznym w Krakowie?
HD: Stowarzyszenie powstało przez przekształcenie się Klubu Hafciarskiego, który działał przy Krakowskim Oddziale Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. W 2005 r. postanowiliśmy, że przekształcimy się w Stowarzyszenie „Lud-Art”. Profil działania pozostał ten sam. Pani dr Urszula Janicka-Krzywda, która była etnografem, folklorystą i muzealnikiem, a jednocześnie inicjatorką, założycielką, instruktorką i dobrą duszą naszego Klubu Hafciarskiego, została pierwszym prezesem stowarzyszenia. Potem niestety musiała ze względów zdrowotnych zrezygnować z pełnienia tej funkcji, ale już miałyśmy swój statut i byłyśmy na tyle mocne, że wiedziałyśmy, jak działać dalej. Dzięki prelekcjom, które pani Urszula nam wygłaszała i które dotyczyły historii hafciarstwa, technik, zwyczajów i obrzędów folklorystycznych, mogłyśmy kontynuować naszą działalność. Byłyśmy już w swoim żywiole.
Kiedyś rzemiosło hafciarskie było wyższym stopniem wtajemniczenia w różne techniki zdobień. Do podjęcia pracy hafciarki potrzebna była nauka zawodu. A jaką drogę Pani przebyła? Proszę nam opowiedzieć.
HD: To była droga bardzo trudna, ponieważ haftowania uczyłam się sama, podglądałam, chodziłam na różnego rodzaju warsztaty, spotkania. Patrzyłam na prace moich koleżanek i wydawało mi się, że moje nie są takie ładne. Miałam też momenty zwątpienia, czy warto dalej iść tą drogą, bo te piękne prace koleżanek mnie deprymowały do tego stopnia, że nie chciałam uwierzyć w swoje możliwości. Ale dzięki mężowi jakoś przetrwałam ten trudny okres, bo ciągle mi powtarzał: „Nie patrz na innych, rób swoje, rób to, co chcesz robić, to, co wymyślisz”.
Na pierwszej wystawie pt. „Kwiaty”, w której brałam udział w skansenie w Zubrzycy Górnej, podeszła do mnie jedna z koleżanek, która pięknie haftowała i powiedziała: „Pani Halinko, pani prace są piękne”. A były to dwie bardzo skromniutkie prace „Przebiśnieg” i „Konwalie” i one się wyróżniały na tej wystawie swoją prostotą. Wyróżniały się wśród tego bogactwa i feerii kolorów. No i te moje skromniutkie prace jednak ktoś zobaczył. To jest bardzo ważne, że komuś się to podoba, to daje ogromną satysfakcję osobie, która to zrobiła.
Który haft ceni Pani najbardziej w tej chwili?
HD: To jest bardzo trudne pytanie, bo uwielbiam wszystkie hafty. Dlatego staram się haftować hafty całej Polski, wszystkich regionów, żeby mieć skalę porównawczą. Mam przeświadczenie, że Polska jest krajem tak ogromnie bogatym w tradycje. A przecież wiemy, że haft jest językiem, którym się kiedyś porozumiewali ludzie. Nie umieli pisać i czytać, a dzięki haftom wiedzieli kim są i skąd są.
Zatem haft był symbolem przynależności do danego miejsca i tradycji?
HD: Tak, były ściśle określone zasady zdobień i kroju gorsetów, zapasek i spódnic, czy chust czepcowych. Wszystko było ustalone. Dawniej nie można było niczego zmienić. Tak miało być.
A dziś jest już inaczej.
HD: Tak, teraz jest zupełnie inaczej. Dawniej dziewczyny, które były pannami, nie mogły nosić tego, co mężatki. Dzisiaj dzieci od kołyski noszą zupełnie inne ubrania. Wszystko się pomieszało. Ale na szczęście mamy hafty i możemy delektować się mądrością naszych przodków.
Jak wygląda Pani dzień pracy?
HD: Kiedy popołudniu siadam przy stole, to zaczynam od bardzo trudnych haftów. Najczęściej są to hafty krakowskie, które bardzo lubię, a wymagają dobrego światła, wypoczętych oczu, takiego spokoju i wyciszenia. Jak oczy się zmęczą, albo ręce, bo haft jest bardzo drobniutki, jest w nim dużo dziurek, a ja haftuję cienką niteczką na bardzo cieniutkich tkaninach i to jest dla mnie bardzo męczące, to żeby nie zanudzić się pracą, zmieniam hafty. Mam pod ręką inne prace i przechodzę do łatwiejszych. Wieczorem robię już tylko najłatwiejsze, czyli krzyżykowe, szczególnie na starych lnach, których już nikt nie używa. Wtedy widzę bardzo dokładnie nitki i idzie mi sprawnie. Oczywiście zdarzają mi się pomyłki, więc w jeden wieczór haftuję, a drugi wieczór pruję. Wystarczy, że jeden krzyżyk się nie zgodzi, bo jednak to wymaga ogromnej koncentracji. Haft krzyżykowy jest haftem liczonym, więc trzeba się nad nim skupić, żeby to wszystko się zgodziło z lewej do prawej.
Co przedstawia tradycyjny haft krakowski, nazywany też często haftem dziurczastym?
HD: Ten haft nazywany jest często dziurczastym, bo przejął bardzo wiele z haftu angielskiego, w którym jest bardzo dużo dziurek. Im więcej dziurek było na zapasce, na chuście czepcowej, czy na bluzkach, koszulach damskich i męskich, to świadczyło o zamożności gospodarza. Haft krakowski ma tylko motywy roślinne.
Jakie kwiaty występują w tym hafcie?
HD: Najczęściej są to kwiaty, które nasi przodkowie widzieli wokół siebie. Obserwując przyrodę starali się odtworzyć roślinność w najbliższych otoczeniu. Czyli często są to stokrotki, maki itp.
Ile odmian ma haft krakowski?
HD: Jest jeden haft krakowski, ale dzieli się ze względu na regiony: haft krakowiaków zachodnich i haft krakowiaków wschodnich. Na północny wschód od Krakowa, czyli Jędrzejów, Pińczów, w stronę woj. świętokrzyskiego, były bardzo biedne regiony, bo tam ziemie nie są urodzajne, lecz piaszczyste. W tym regionie haft miał swoją kolorystykę, a wełniane sukmany czy gorsety haftowano cekinami i koralikami. Na bluzkach czy zapaskach też są charakterystyczne kolory, np. hafty z Zalipia są czerwono-czarne, chusty czepcowe i zapaski są haftowane czerwonymi nićmi. Haft zalipiański odkryty został przez prof. Reinfussa (wybitnego etnografa i badacza sztuki ludowej, autora m.in. znakomitych prac poświęconych kulturze łemkowskiej), którego córka pracuje w Muzeum Etnograficznym w Krakowie. Haft zalipiański jest haftem rzezanym. Między czerwonym a czarnym kolorem jest ścisły podział. Wymaga dokładnego wprowadzania igły z nićmi, żeby nie było prześwitu tkaniny między kolorami.
W hafcie krakowiaków wschodnich bardzo często używany jest łańcuszek, którego nie ma w hafcie krakowiaków zachodnich, czyli od Krakowa prawie po Chrzanów. To jest ogromny teren i na nim nie ma łańcuszka jako podstawowego ściegu zdobniczego, tylko są inne, np. sznureczek, toledo (to rodzaj haftu, który wywodzi się z miasta Toledo), jest haft płaski, ściegi atłaskowe, a przede wszystkim wzory i dziurki nie są duże – i po tym łatwo rozpoznać ten haft.
Duże dziurki są u Górali i na Rzeszowszczyźnie. Każdy miał widzieć z daleka, ile jest tych dziurek, żeby ocenić zamożność gospodyni czy gospodarza. To było kiedyś bardzo istotne 🙂
Wiem, że lubi Pani również haft krzyżykowy, w którym największą rolę odgrywa konsekwencja i pokora. Proszę powiedzieć, za co go Pani tak lubi?
HD: To są zgeometryzowane formy roślin, ale może dlatego haftuję tym haftem, bo haft krzyżykowy, który mi dane było zobaczyć, to były duże krzyżyki i najczęściej robione na kanwach. W tradycji polskiej nie ma kanwy jako elementu, który służył do zrobienia koszul kobiecych, męskich, czy zapasek. Podstawową tkaniną był len, który miał chronić przed nieszczęściami, miał tę osobę zachować w zdrowiu. Len jako materiał pełnił dawniej rolę magiczną.
A dziś len nazywany jest eko-tkaniną 🙂
HD: Ale coś z jego magii zostało do dziś, bo przecież lubimy nosić len latem. Len nie jest doskonale wyprasowany. Ale też mnie na tym lnie osobiście zachwycają małe krzyżyki. Len ma przecież różne sploty nici, raz drobne, raz duże. Pokora jest najważniejsza.
Hafciarstwo to jest ćwiczenie różnych technik. Do Stowarzyszenia przychodzą różne osoby, które chcą się nauczyć np. tylko haftu krzyżykowego. A ja uważam, że każdy haftujący powinien znać wszystkie techniki i wśród tych technik wybrać sobie ulubioną. Jak się nie próbuje różnych technik, to się nie ma orientacji, nie ma się żadnej wiedzy na temat haftu.
Zgadza się, bo to są przecież zagadnienia warsztatowe.
HD: Oczywiście. I może się okazać, że ktoś super sobie radzi w hafcie krzyżykowym i osiąga wspaniałe rezultaty w tej technice, a w innych już niestety nie. Ale, żeby się o tym przekonać, trzeba się dużo nauczyć i dowiedzieć.
Na czym polega haft cieniowany tzw. malarski, który wykonywany jest na krośnie, na równomiernie naciągniętej tkaninie? Ten haft wykonuje się oburącz. Czy Pani lubi tę technikę?
HD: W ogóle nie haftuję na krośnie, dlatego, że jest przy tym dużo prac przygotowawczych. Nie robię tego również z uwagi na stan mojego kręgosłupa, bo w tej technice obie ręce trzeba mieć w powietrzu. To jest ogromne obciążenie dla kręgosłupa. Dlatego wykonuję haft cieniowany na tamborku, gdzie tkanina też jest dobrze naciągnięta. Jednak nie robię dużych form haftu cieniowanego. Chcę czerpać jak najwięcej radości z tej mojej pracy, robię to wszystko dla przyjemności, więc nie mogę z tego powodu cierpieć.
Haft to iście benedyktyńska praca, wymagająca pokory, skupienia i pasji, by w mistrzowski sposób zrealizować zamierzony efekt. Zanim chusta, czepiec, halka, czy obrus trafi na wystawę, trzeba się nieźle napracować. Ile godzin dziennie Pani haftuje?
HD: Zawsze mam haft pod ręką, czy jestem w domu, czy gdzieś wychodzę. Zawsze siadam do niego w wolnej chwili, kiedy mam np. pół godziny, godzinę wolnego czasu. Kiedyś bywało, że haftowałam 6, 7, 8 godzin dziennie praktycznie bez przerwy i nie powiem, żeby to była ciężka praca, gdyż czas tak uciekał, że nie zdawałam sobie z tego sprawy. Oczywiście dopóki mi nogi nie spuchły, albo ręce nie ścierpły. Ale ponieważ nie jestem już młoda, to muszę uważać i robię sobie higieniczne przerwy.
Wieczorami Pani haftuje, czy też w ciągu dnia?
HD: W ciągu dnia i wieczorami również. Chodzę spać bardzo późno, o 24.00, o 1.00 w nocy. W tej chwili mam już przygotowane prace na przyszłoroczną wystawę, ale muszę też pomyśleć o kolejnych konkursach, np. 25. konkursie haftu kaszubskiego. Już kilka lat z rzędu biorę w nim udział.
Gdzie on się odbywa?
HD: W Linii, na Pomorzu, na Kaszubach. Zainicjował go pewien pan, który zaczął haftować w wieku 10 lat, przy swojej mamie. Ten pan ma dziś około 80 lat. W tym konkursie bierze udział wiele osób, również dzieci i młodzież. Tylko, że oni tam na miejscu pracują z instruktorami, a ja nie mam instruktora. Przypadkiem natknęłam się na informację o konkursie 7 lat temu i zadzwoniłam zapytać, czy osoby z Krakowa mogą brać w nim udział. Mogą, więc uczestniczę, a ponieważ w 2020 roku przypada 25-lecie konkursu, koniecznie chcę wziąć udział, bo to nie chodzi o nagrodę, ale o wyzwanie, poszukanie tematu. Nie haftuję już teraz dużych form, to jest wymagająca praca.
Haftując można pokazać swój talent, inwencję twórczą oraz kunszt techniczny. Czy to zajęcie stało się Pani sposobem na życie, czy jest raczej wielką pasją?
HD: To jest raczej wielka pasja :). Przez ponad 20 lat pracowałam cyklami. To były cykle: „Muzyka”, „Piece”, „Kapliczki”, „Monogramy”, „Pawie”, „Regionalia”, „Portrety”, „Makatki”, „Kwiaty”.
Dlaczego powstał cykl „Muzyka”? Bo moja córka i potem wnuki chodziły do szkół muzycznych i do dziś grają na różnych instrumentach. Cykl „Muzyka” przekazałam do Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu. Ten cykl wykonałam haftem malarskim, cieniowanym. To było trudne, oddać bryłę instrumentu, który błyszczy.
Cykl „Piece” powstał, bo zawsze mówiłam, że piece ogrzewają ciała, a muzyka ogrzewa serce. Ponadto mój mąż zajmował się piecami, więc chciałam mu zrobić przyjemność i podjęłam ten temat, motyw, który wciągnął mnie do tego stopnia, że zaczęłam szukać wzorów bardzo starych pieców żeliwnych. Motyw nie był łatwy, trochę się z nim zmagałam.
„Kapliczki” to też był mój ulubiony temat, inspirowałam się fotografiami kapliczek z Małopolski, które wykonał mąż pani dr Urszuli Janickiej-Krzywdy.
Ile prac powstało w cyklu „Kapliczki”?
HD: Dużo, chyba 18.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani: „Haft jest mową bez słów”. To są bardzo mądre słowa. Czy haftowanie jest „szkołą milczenia”?
HD: Tak, ale kiedy haftuje się coś, co ma myśl przewodnią. Ta druga osoba, która jest odbiorcą, powinna być przygotowana, czyli wiedzieć, co autor haftu chce przekazać przez swoją pracę.
A czy pracuje Pani w ciszy?
HD: Tak, w ciszy. Wprawdzie bardzo lubię oglądać turnieje tenisowe, ale oglądam je w telewizji bez głosu. Tylko rzucam okiem od czasu do czasu 🙂 Muszę być skupiona, w pełni skoncentrowana na hafcie. Robię też od czasu do czasu drobne formy z frywolitki, np. na prezent. Dobrze mi się pracuje w pociągu i jestem skupiona i liczę słupki, półsłupki. Ale wystarczy, że ktoś mi przeszkodzi, to się mylę. A jak się pomylę, to muszę pruć…
Ma Pani pokaźną kolekcję pięknych naparstków. Jak zaczęła je Pani kolekcjonować?
HD: Przeczytałam w jakiejś gazecie o haftach, że jakaś pani kolekcjonowała naparstki i tak mi się to spodobało, że zaczęłam sama je zbierać.
Przywozi je Pani z każdej podróży?
HD: Mogę powiedzieć, że z całego świata. Przyjaciele i rodzina przywozili i przywożą mi naparstki w formie prezentów. Dużą część naparstków otrzymałam od znajomej, która zjeździła cały świat. Zrobiła się w tej chwili z tego pokaźna kolekcja. Jest ich już prawie 490.
Pamiętam, że kiedyś na ul. Szpitalnej był sklep, gdzie sprzedawali naparstki srebrne. To były takie małe dzieła sztuki. Były tam np. głowy psów, sowy itd. Niestety, nie ma już tego sklepiku.
Jak w tej chwili wygląda wsparcie organizacji odpowiedzialnych za krzewienie kultury ludowej w Krakowie? Czy takie wsparcie Panie otrzymujecie w „Lud-Arcie”?
HD: Od 26 lat Stowarzyszenie Miłośników Tradycyjnego Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Lud-Art” dzięki ogromnej bezinteresownej uprzejmości Dyrekcji Muzeum Etnograficznego w Krakowie spotyka się w każdy wtorek od października do czerwca (lipiec, sierpień i wrzesień to przerwa wakacyjna), za co jesteśmy ogromnie wdzięczne. W Stowarzyszeniu „Lud-Art” są już trzy pokolenia, które spotykają się co tydzień, żeby razem pracować.
Mamy dużą pomoc z Urzędu Miasta Krakowa. Mamy patronat honorowy Prezydenta prof. Jacka Majchrowskiego nad wystawami, które organizujemy. Przy dużych, jubileuszowych wystawach, na które trzeba było zaprosić dużo gości, wydrukować zaproszenia, plakaty dostałyśmy ważne dofinansowanie na naszą działalność, co jest znakomitą pomocą. Należy to rozumieć jako ogromną przychylność i zaszczyt. Poza tym Prezydent prof. Jacek Majchrowski przysłał nam list gratulacyjny.
Czy według Pani zainteresowanie sztuką ludową upada, czy rośnie? Hafciarki skarżą się, że przed laty wyszywały np. sukienki do ślubu, stroje ludowe, a dziś haftowane obrusy zastępuje chińszczyzna, bo są to tanie towary, które łatwo wyprać. Z mojego punktu widzenia, wyszywanie maszynowo strojów ludowych to jest profanacja.
HD: Do naszego Stowarzyszenia przyszły w ostatnim roku cztery młode osoby przed trzydziestką, to daje dużo do myślenia. Chińszczyzna i wszystkie fabrycznie wykonane rzeczy „przejadają się”. Przecież haft jest najbardziej szlachetną techniką, dlatego muzea gromadzą takie bezcenne eksponaty, bo kiedyś to było majątkiem, było to przekazywane z pokolenia na pokolenie. Haft kiedyś był doceniany. W XVIII w. w okolicach Chrzanowa, a był to okręg bogaty i było tylko czterech gospodarzy, którzy mieli pełny strój regionalny (kaftan z rękawami lub bez, magierka, czapka robiona na drutach z białej wełny, rogatywka, z pękiem pawich piór – do białej sukmany -, kilka par portek, koszulę, bardzo bogato zdobiony guzikami mosiężnymi i chwostami, pas z brzękadłami przy którym mocowano składany nożyk, torebkę na hubkę i krzesiwo), bo to kosztowało bardzo dużo pieniędzy, to był majątek. Po wojnie tradycja ludowa zanikła, bo ludzie wstydzili się wiejskiego pochodzenia. Nie chcieli, wyparli to.
To było, ale tego już nie ma. Teraz mamy moment przejściowy, widać jak młodzi ludzie wracają do tradycji. Oczywiście to jest powolny proces, ale rodzi się nadzieja, że wśród młodych będzie rosło większe zainteresowanie bogatą spuścizną naszych przodków.
HD: Moim zdaniem to brak edukacji. Nie mówi się nic o tradycji. Czasami chodzę na prelekcje do szkół czy do klubów i nawet starsze osoby nie mają pojęcia, jaka kiedyś była tradycja. Nie mówi się o naszych dawnych obrzędach. Przecież obrzędowość jest ściśle związana z haftami, ze strojami, ze zdobieniami, prawda? To jest wszystko razem połączone.
Zatem czy inteligencja współczesnych maszyn może zagrażać tradycji hafciarstwa? Mamy przecież maszyny do haftowania, a wielkie koncerny odzieżowe wprowadzają na rynek mody odzież haftowaną maszynowo.
HD: Myślę, że nie. Haft jest wspaniałą dziedziną. Nie ma dwóch takich samych dziurek, nie ma dwóch takich samych listków – to tworzy urodę rękodzieła. W hafcie odręcznym nie ma takiej unifikacji jak w hafcie maszynowym, gdzie wszystko zgadza się co do milimetra. Nie wszyscy to lubią. Ja np. nie chciałabym mieć obrusu haftowanego maszynowo, wolę mieć kawałek płótna lnianego na stole.
Jak Pani sądzi, jakimi zasadami powinien kierować się każdy twórca? Myślę tu o doskonaleniu rzemiosła, dbałości o detal i najwyższą jakość materiałów.
HD: Jeśli chodzi o twórcę ludowego, to powinien on przede wszystkim przestrzegać zasad, które stworzyli nasi przodkowie. Tego powinniśmy się trzymać. To jest moje zdanie. Żeby podtrzymać tradycję, trzeba mocno obstawać przy tym, co zostało wyznaczone. Nie na darmo etnografowie robią kwerendy. Ważna jest kolorystyka, zdobnictwo i symbolika. Chodzi o przestrzeganie układu nitek, żeby wydobyć z haftu światło, przestrzeń, subtelności, które stworzą w całości wspaniały efekt. To się zbiera i, żeby ocalić dla przyszłych pokoleń.
Czy jest jakaś biblia hafciarstwa, wydawnictwo, z którego można czerpać wiedzę na ten temat?
HD: Ponad dwieście lat temu w firmie DMC była hafciarka, która opracowała i wydała encyklopedię haftu. Są tam wszystkie znane ściegi i do dziś hafciarki korzystają z tej książki. Jest atlas strojów ludowych „Strój ludowy w Polsce. Opisy i wykroje” autorstwa prof. Barbary Marii Bazielich (polskiej etnograf, profesor nauk humanistycznych, specjalizującej się w zakresie strojów, sztuki ludowej oraz muzealnictwa etnograficznego), która zmarła w zeszłym roku. To jest encyklopedia zdobnictwa polskich strojów ludowych łącznie z wykrojami gorsetów, koszul itd. To przepiękna książka z fotografiami, niestety nie można jej już nigdzie dostać. Jest jeszcze książka pt. „Polskie hafty i koronki. Zdobienia stroju ludowego” Elżbiety Piskorz-Branekovej, wydana w serii „Ocalić od zapomnienia”.
Czy jest jakaś miara mistrzowska w dziedzinie hafciarstwa? Myślę o tym, że np. osiąga się pewien poziom techniczny i potem jest tylko powtarzalność procesów, czy człowiek haftując, uczy się cały czas, całe życie doskonali się w tej dziedzinie? Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
HD: Moje prywatne zdanie jest takie, że nie można się zatrzymać na pewnym etapie. Nie ma miary mistrzowskiej, zawsze się znajdzie coś, co chce się udoskonalić. To ręce pracują, wyrabia się sprawność rąk.
Gdzie można kupić Pani rękodzieła?
HD: Nigdzie. Nie sprzedaję swoich prac. Można je zobaczyć w np. w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi czy w Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu.
Przekazałam tam prace z serii „Muzyka” – instrumenty muzyczne oraz pracę pt. „Niewymowne”, kobiece majteczki wykonane na wzór takich z 20-lecia międzywojennego, na batyście, wykończone koronką. Udało mi się też zdobyć oryginalne guziki z tamtego okresu, obleczone tkaniną i niteczkami. Wygrałam konkurs i Muzeum Centralne Włókiennictwa w Łodzi zwróciło się do mnie z propozycją pozyskania tej pracy. Oczywiście się zgodziłam. Czekałam jakiś czas na opinię komisji kwalifikacyjnej, która zajmuje się przyjmowaniem obiektów do muzeum i w końcu dostałam zaszczytne pismo, że komisja orzekła, że jest to obiekt muzealny, dlatego pozyskano go do działu bielizny. Miałam jeszcze zrobić koszulkę do kompletu, ale jak już odejdę od tematu, to trudno mi wrócić. A nie robię dwóch takich samych rzeczy.
Pani Halino, z niepokojem myślę o Pani dorobku i o tym, że Pani tyle lat swojego życia poświęciła hafciarstwu, ma Pani wspaniałe zbiory swoich prac. I teraz kto się zajmie całą Pani spuścizną?
HD: Moja córka obiecała, że przekaże wszystko do muzeum, może jakiś skansen też się zainteresuje. Ja czerpałam wielką radość z tego, że haftowałam i nadal to robię i tej radości nikt nigdy mi nie odbierze 🙂 Przeżywam drugie życie mając kontakt z koronkami, haftami, jeżdżąc na wystawy i konkursy. Jesteśmy z koleżankami szalenie aktywną grupą, często wyjeżdżamy na wystawy i kwerendy do muzeów w Polsce , a nawet za granicę. Kilka z nas miało wystawę prac w Wilanowie, to też było dla nas wielkie wyróżnienie. Niebywała rzecz. Ostatnia nasza mała wystawa w Muzeum im. Jana Matejki w Krakowie odbyła się pod patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jest to wspaniała rzecz, że można być małą częścią takich wydarzeń.
Ale przed przekazaniem tych wszystkich prac trzeba zorganizować jakaś wystawę monograficzną.
HD: Miałam już wiele wystaw w Krakowie, około trzynastu. Chciałabym wystawy przede wszystkim dla tych prac, które kocham, dla których super wykorzystałam czas, bo radość, którą miałam przy tworzeniu, przy pomyśle, przy doborze nici, czy zmierzeniu się z jakąś następną techniką, to jest nieprzeliczalne na żadne pieniądze. Jak skończę pracę, to się cieszę, że jest skończona i już myślę o następnej.
Nie robię dwóch takich samych rzeczy, chyba, że jakiś maleńkie na aukcje, czy ktoś chce np. dla dziecka na prezent.
I na zamówienie też Pani nie robi?
HD: Absolutnie, nie umiałabym się z tym rozstać. Jeżeli haftuję np. zapaskę łemkowską bardzo drobniutkim krzyżykiem na lnie i ją robię około roku, bo mam też inne rzeczy, to za jakie pieniądze mogłabym to sprzedać? Albo chustę czepcową, którą robię na batyście, po dwie niteczki wyciągam, czy wypłakuję, robię częste przerwy… Ludzie dzisiaj nie chcą zapłacić za rękodzieło. Lepiej jest je przekazać, ale w takie miejsce, gdzie docenią taką rzecz. Wiele lat temu zrobiłam dla koleżanki bardzo ładną serwetkę haftem ażurowym richelieu. Powiedziałam jej, że jak upierze, to na lewej stronie trzeba dobrze rozprasować. A ona na to: „Halinko, nie martw się, bo ja to dam do magla”.
Jakie ma Pani rady dla osób, które chciałyby zacząć haftować? Może mogłaby Pani do nich skierować kilka słów zachęty?
HD: Zapraszam do Stowarzyszenia Lud-Art, gdzie możemy nauczyć technik koronkarstwa i hafciarstwa. W takiej grupie jak nasza można nauczyć się bardzo wiele, rozmiłować się w tych technikach J To jest terapia dla każdej z nas. Można się u nas wyciszyć, bo każda robótka jest takim niemym towarzyszem.
Też piękne jest to, że panie kultywują tradycję spotkań kobiecych.
HD: Tak, to prawda. Można się wyciszyć, ucieszyć. To jest fajna sprawa.
Jak podczas haftowania odciążyć kręgosłup? Jak zadbać o oczy? Ma Pani jakieś sprawdzone sposoby?
HD: Oczywiście, że mam. Należy zachować odległość co najmniej 30 cm od robótki, wtedy nie męczą się oczy i kręgosłup. Poza tym trzeba mieć wokół siebie dużo zieleni. Ja haftuję przy oknie z widokiem na ogród. Zieleń bardzo neutralizuje zmęczone oczy. Rzucam na nią okiem i uspokajam się.
Ale nie pracuje Pani pod lupą?
HD: Nie, mam lupę, ale jej nie używam. Mam duże problemy ze wzrokiem, dlatego robię sobie często przerwy.
Jakie ma Pani teraz marzenie, co chciałaby Pani jeszcze zrealizować?
HD: Nie mam chyba marzeń. Mam dużo rozpoczętych robótek, ale nie myślę, że muszę je skończyć. Teraz mam nowe wyzwanie: będę robiła hafty rzeszowskie. Chciałabym zrobić parę zapasek, chusty czepcowe, rańtuch rzeszowski, ale nie chcę sobie stawiać takich zadań, bo potem jestem rozgoryczona, że tak bardzo chciałam, a nie wyszło. Przyjdzie czas na to, nie planuję. Ale jestem bardzo pracowita i mąż mówi, że jestem uzależniona od haftu.
Pani Halino, dziękuję Pani bardzo, życzę dalszych sukcesów i trzymam kciuki, by się udało wszystko, co sobie Pani założyła!
Wywiad przeprowadzony w listopadzie 2019 r.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / Rzeczy Piękne
Fotografie: Bartosz Cygan © Rzeczy Piękne
Korekta: Dorota Smoleń
Przedsięwzięcie zrealizowane ze środków pochodzących ze „Stypendium Twórczego Miasta Krakowa”
ogromnie się cieszę, że mogłam poznać w ten sposób tak niesamowitą Duszyczkę - kocham rękodzieło - a opowieści Pani Haliny mogłabym słuchać godzinami... z miejskiej biblioteki przynajmniej raz w roku pożyczam tryligię o strojach ludowych, by nakarmić oczy i serce :) naparstków jestem ciekawa - szkoda, że nie można poznać większej ilości,no chyba, że wybrałabym się do Krakowa :) baaardzo dziękuję za ten wywiad ♥
... doskonale rozumiem ideę niesprzedawania swych prac - szydełkuję od ponad 35 lat i wiem, ile czasu i oczu trzeba poświęcić, ale podobnie jak Pani Halina - kocham to robić i nie wyobrażam sobie życia bez dziergania :) zapraszam www.szydeleczkowo3.blogspot.com
To prawda, hafty i wszelkie robótki ręczne mają w sobie coś romantycznego, tajemniczego, ja twierdzę że mają duszę. Poza tym są piękne - ale nie każdy to widzi. Haftuję richelieu i troszkę toledo, dziergam na szydełku i na drutach. Dla domu, znajomych i rodziny. Kiedyś chciałam sprezentować bratanicy piękny duży obrus - "patchwork" jeden kwadrat tkanina lniana drugi kwadrat wydziergany szydełkiem. I co usłyszałam? - No ładny, ale taki niepraktyczny bo trzeba go prasować...