Renata Gołaszewska-Adamczyk zajmuje się lalkarstwem artystycznym od 2011 r. Tworzy z potrzeby serca i miłości do tradycji. Podkreśla, że ważny jest dla niej sam proces i emocje, jakie temu towarzyszą: „Lubię te zmagania ze sobą, z materią, w której tworzę”. Artystka mieszka i pracuje twórczo w swoim domu pod Warszawą. Jest inicjatorką i jedną z założycielek grupy POLA (Polska Lalka Artystyczna), której celem jest promowanie lalkarstwa w Polsce. Wiele lalek Renaty Gołaszewskiej-Adamczyk znajduje się w prywatnych kolekcjach na całym świecie.
Fotoreportaż ze spotkania z Artystką >>
Rzeczy Piękne: Renato, twoje lalki wytwarzane ręcznie, z drobiazgową precyzją wyglądają jak żywe. To małe osóbki z własnym charakterkiem i osobowością. Malujesz na ich twarzach radość, smutek, strach, cierpienie i inne emocje. Niełatwo wyrazić taką ekspresję i nadać jej wyrazistość… Zastanawiam się, jak malujesz na ich twarzach emocje? Jak ci się to udaje?
Renata: Robię postać i bardzo się w nią wczuwam. Jeśli uważasz, że mi się udaje, to bardzo się cieszę. Zauważyłam, że szalenie mnie to wciąga i daje mi niesamowitą radość, bez względu na to, czy pracuję akurat nad smutną czy uśmiechniętą postacią.
Wchodzisz w jej emocje?
Renata: Podczas pracy jestem w takiej bańce przestrzeni i emocji razem z lalką. Wtedy skupiam się tylko na tym. Oczywiście cały czas pracuję nad techniką. Sprawdzam, jak się zachowuje ciało człowieka, studiuję proporcje.
Obserwuję ludzi i dzieci, w jaki sposób pracuje ich mimika: kiedy oczy się śmieją, co się dzieje z kącikami ust, jak wyglądają grymasy… Zauważyłam, że jesteśmy bardzo plastyczni. Te wszystkie moje obserwacje wykorzystuję podczas pracy.
Przez lata stworzyłaś swój indywidualny styl. Myślę, że można rozpoznać twoje lalki i to jest niesamowite.
Renata: Ciągle pracuję nad formą. Jest to najtrudniejsze dla mnie zadanie. A ludzie ciągle mnie fascynują i zaskakują…
I każdy jest inny…
Renata: Tak, i można doprowadzić do tego, żeby człowiek był coraz piękniejszy – bez względu na wiek. To co się dzieje wewnątrz – emanuje na zewnątrz i w odwrotną stronę.
Zaczęłaś swoją przygodę z lalkarstwem od lalki waldorfskiej. Jakie są jej cechy?
Renata: Jest naturalna, zrobiona z runa owczego oraz z miłych, przyjemnych materiałów. Wszystko, co ma na sobie, jest robione ręcznie – to miało dla mnie znaczenie i przypominało mi o dzieciństwie. Osoby z mojego otoczenia potrafiły coś zrobić, uszyć, zacerować. Moja mama umiała zrobić absolutnie wszystko i to w doskonały sposób – żakardy na czapeczkach czy sweterkach, sukieneczki koronkowe dla nas, przeróżne rzeczy. Ta lalka była przypomnieniem ciepła z dzieciństwa. Była dla mnie piękna, dlatego nią zajęłam się na początku.
Pracowałaś kiedyś z osobami niepełnosprawnymi. Czy to był projekt związany z art-terapią?
Renata: Ten projekt miał tytuł „Zaczarowana podróż”. Tak, to rzeczywiście była art-terapia. Próbowaliśmy robić metamorfozy osób z niepełnosprawnościami i nawiązywaliśmy do ich marzeń. Starałam się te marzenia spełniać. Projekt ten był fotografowany i filmowany. Tak się poznaliśmy z mężem 🙂 Osoby niepełnosprawne intelektualnie dawały mi ogromną, taką prostą radość. Czułam się przy nich szczęśliwa.
To prawda, te osoby oferują dużo uczuć.
Renata: Taki skrawek Boga podany na tacy, kwintesencja bezbronności i dobra. Tak naprawdę to byłam przy nich po to, żeby brać, a nie dawać. Dużo się od nich nauczyłam.
Kiedy stworzyłaś swoją pierwszą lalkę?
Renata: Pierwszą waldorfską stworzyłam, kiedy moja córka Hania miała roczek, czyli w 2011 r.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że postaci lalek do ciebie przychodzą. W jaki sposób? Co miałaś konkretnie na myśli?
Renata: Tak to określam, ale oczywiście nie jest to tak, że przychodzą jako zjawy nocne 🙂 Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale przeżywając świat, przypatruję się różnym zdarzeniom, ludziom, myślę o różnych osobach, których losy mnie obchodzą – nawet jeśli dawno temu ich nie ma, bo żyli przed lub po wojnie, albo gdzieś daleko np. w Afryce…
Często przypominam sobie też różne sytuacje z dzieciństwa. Zalążkiem jest stan emocjonalny, najczęściej związany z jakąś sytuacją czy osobą. I wtedy robię lalkę. Najczęściej dzieci, bo one są najpiękniejszymi istotami na świecie. Również osoby starsze są dla mnie inspiracją, bo też są jak dzieci… Osobiście nie lubię stwierdzenia, że „starość się Bogu nie udała”, bo uważam, że się udała, że ona jest tak potrzebna. Starsi ludzie mnie wzruszają – tak jak dzieci. Jeśli uda im się zachować w sobie prostotę ducha i szczerość, to mają TO plus doświadczenie i bogactwo, które ze sobą przenieśli przez życie. To jest nie do opisania.
Kiedy nadajesz lalkom imiona? Na początku czy na końcu pracy nad ich postaciami?
Renata: Jak tylko powstaje twarz, to już zadaję sobie pierwsze pytanie: czy to będzie chłopiec czy dziewczynka?
Czyli nie wiesz tego od razu…
Renata: Nie zawsze. Daję się prowadzić.
Dlaczego pierwsze swoje lalki nazwałaś „pocieszanki”?
Renata: Dotarłaś do bardzo starych źródeł i naprawdę mi teraz zaimponowałaś 🙂 Jestem pod wrażeniem. Na mojej lalkowej drodze miałam i mam wielkie wsparcie. Głównie mojego męża i naszego przyjaciela Marka Dagnana. Był artystą, literatem, autorem tekstów wielu piosenek. Jedna z nich pt. „Pocieszanka” bardzo pasowała do moich lalek. Marek podarował mi tę nazwę. Jednak po pewnym czasie okazało się, że moi odbiorcy to głównie ludzie obcojęzyczni i nie są w stanie zapamiętać i wypowiedzieć tego słowa. Dlatego powstała nazwa RGAdolls (połączenie pierwszych liter mojego imienia i nazwiska + słowo „dolls” – po angielsku lalki).
Mówisz, że robisz lalki, bo musisz je robić i nie ma na to wyjaśniania. To jest absolutnie artystyczny rys, autentyczna pasja. Wydaje mi się, że masz wewnętrzne przekonanie, że tak oto wyrażasz siebie.
Renata: Tak, to taki jakby miły rodzaj zniewolenia. Po prostu muszę… Jestem zaprogramowana na lalki 😉 Właśnie takie lalki.
Wiem, że każda z twoich lalek jest dla ciebie wyjątkowa, ale czy masz tą jedyną, która jest ci szczególnie bliska?
Renata: Zawsze mam kłopot, żeby odpowiedzieć na to pytanie.
To trochę tak, jakby zapytać mamę, które dziecko kocha najbardziej?
Renata: Tak, właśnie tak. Lalki, które mam w domu – to są te, z którymi z jakiegoś powodu nie potrafiłam się rozstać. One coś znaczą, coś głębiej opisują, może bardziej dotykają moich osobistych przeżyć, sytuacji i zdarzeń, no i po prostu są ze mną. Nie chcę się z nimi rozstawać. Nigdy ich nie sprzedam z różnych powodów.
Dla mnie twoja twórczość jest absolutnie wyjątkowa.
Renata: Dziękuję ci Joanno! Bardzo się cieszę, że tak to odczuwasz. Dzięki twojemu projektowi „Rzeczy Piękne” i temu co robisz, poznałam wielu wspaniałych ludzi, takich jak ty. Dla mnie to cudowne!
Co to za lalka, którą nam teraz pokazujesz? Harcerka, żołnierka?
Renata:Kupiłam ją na Allegro. Przyjechała z Łodzi, śmierdziała papierosami, starą piwnicą. Nie miała oczu, dlatego jej zrobiłam. Potrzebowałam z nią jakiegoś kontaktu. Nie chciałam jej rysować wyrazistej twarzy, nie chciałam przerobić tego co było, dlatego narysowałam jej taką, bardzo schematyczną, jak u lalek waldorfskich.
Myślisz, że to jest lalka z czasów wojny?
Renata: Przedwojenna albo zrobiona w czasie wojny, jestem tego pewna. Materiały, z jakich została zrobiona, są sparciałe. Spójrz, takie pończochy nosiły kiedyś nasze babcie. To właśnie z tej pończochy jest zrobiona twarz lalki. Chusta jest z jakiegoś innego materiału.
Jest to harcerka, więc taka patriotyczna lalka. Myślałam, że będzie duża, a zamiast paczki przyszedł list z czymś malutkim i jak go otworzyłam, to się mocno wzruszyłam, popłakałam. Trochę ją uprałam, ale tylko trochę, w obawie, że się rozsypie. Widać było, że jest bardzo stara…
Skąd u ciebie taka miłość do lalek?
Renata: Tak naprawdę to nie wiem. Myślę, że to duża zasługa mojej mamy, która zawsze kochała lalki. Uczyła mnie i moje siostry robić dla nich ubranka.
Co to za lalka, którą teraz robisz?
Renata: To jest Etiopka. Na razie tego nie widać, ale w tej chwili modeluję jej ciało jak misterną rzeźbę. Na tę formę nałożę bandaż.
Nadajesz ten kształt za pomocą igły oraz nitki?
Renata: Tak, w tej chwili filcuję. Tutaj igłą i nitką odzyskuje kształty – i ten proces trochę trwa. Następnie na ten kształt, nakładam trykot, czyli tę „skórę” właściwą.
Proces robienia jednej lalki jest bardzo długi. Powiedziałaś mi już, że zaczynasz od głowy, a co dalej? Jak wygląda to konstruowanie?
Renata: Rzeczywiście, zaczynam od głowy, później jest tułów, kończyny i włosy. Ważna jest charakteryzacja, ponieważ zawszę robię to w momencie, kiedy jestem sama, albo w ogóle zamykam się w swojej pracowni. Jest to dla mnie magiczny moment ożywiania lalki. Rzeźba twarzy jest gotowa i teraz należy ją pomalować, oczy, usta, nos, podmalować kolor skóry. Nadać życie poprzez kolory tej twarzy. To jest moment, kiedy pojawia się imię. Wtedy ta postać do mnie przemawia. Często muszę przerywać pracę, bo mam rodzinne obowiązki i sprawy, a kiedy krzątam się po domu i mam coś do zrobienia, to głowa nowej lalki jest ze mną, nie jestem w stanie się z nią rozstać.
Wyjaśnij, dlaczego stosujesz tylko naturalne materiały?
Renata: Dla mnie są milsze w dotyku, w obcowaniu z tymi materiałami odczuwam niesamowitą przyjemność. W ogóle myślę sobie, że to jest cudowne, kiedy można zrobić coś z czegoś, co dała nam natura.
Kiedy zaczęłaś stosować runo owcze?
Renata: Od samego początku, kiedy zobaczyłam, że lalka waldorfska była zrobiona z runa owczego. Do dziś cały czas pracuje na tych samych materiałach. Bazą jest runo sfilcowane w kulę, rzeźbię z tego głowę. Oczywiście wprowadzam modyfikacje, moje autorskie pomysły. Udało mi się stworzyć sposób na to, żeby z dokładnie tych materiałów zrobić coś więcej.
Wciąż ulepszasz tę technikę. To jest już 10 lat twojej pracy, eksperymentów. Jak po latach czujesz się z tą własną techniką?
Renata: Rzeczywiście, to jest technika własna. Podejmowałam różne próby, np. z papier mâché, zrobiłam nawet lalkę z porcelany, ale to nie było to… Tkanina jest dla mnie wyjątkowa. Uwielbiam gobeliny, hafty. Kocham ich fakturę, zapach i temperaturę. Są przyjemne w dotyku. Zawsze mówię, że ubieram dom w tkaniny, bo dla mnie dom bez tkanin jest nagi. Bardzo bym chciała w przyszłości popracować w drewnie.
Drewno to trudny materiał.
Renata: Tak, ale to jest takie wyzwanie, chciałabym powalczyć trochę z tym materiałem.
A jak wygląda konstrukcja rąk i stóp?
Renata: Wewnątrz jest drucik. Stopy robię z papier mâché – naturalnego materiału i oblekam skórą lub tkaniną. To jest jedyny element papierowy w lalce. Masa papierowa doskonale się do tego nadaje.
Twoje lalki mają piękne, naturalnie wyglądające włosy. Skąd je bierzesz?
Renata: Włosy kupuję w Stanach Zjednoczonych. Pochodzą od kóz, alpak, czy owiec.
Mają też stawy kulkowe w łokciach, kolanach, nadgarstkach i kostkach. Czy to jest element konstrukcyjny?
Renata: Tak. To są stare techniki, które od dawna były używane do konstrukcji lalek.
Niektóre z tkanin, które wykorzystujesz do ubranek, mają około 100 lat. Gdzie je znajdujesz?
Renata: Na przykład na targach staroci, na wystawach lalek w Europie. Znam osoby, które przywożą takie materiały od naszych wschodnich sąsiadów.
Czyli wszystkie kostiumy wykonujesz samodzielnie? Sama szyjesz i projektujesz?
Renata: Tak. Robię na drutach, na szydełku, szyję, haftuję.
Każda twoja lalka jest unikatowym i jedynym egzemplarzem. Zastanawiam się, czy nie chciałaś kiedyś powielać wybranego modelu, by stworzyć linię sprzedażową. Czasami ktoś chciałby mieć twoją lalkę, ale okazuje się, że już jej nie ma, bo została sprzedana. Co myślisz o stworzeniu takiego prototypu, który mógłby być potem powielony?
Renata: Był taki moment. Kiedyś pomyślałam, że zrobię jeden model z porcelany, taką śliczną laleczkę. To jest temat być może na przyszłość.
Uruchomienie minilinii produkcyjnej, prawda?
Renata: Żeby pracować w porcelanie, trzeba mieć odrębne miejsce, nie mam na to warunków w domu. A ja pracuję u siebie, czasami przy kominku. W końcu ten pomysł odszedł w niepamięć… Teraz nie chcę powielać moich lalek. Cały czas myślę, że ta najlepsza lalka jest przede mną.
Co następuje po zakończeniu pracy nad lalką, jaka myśl pojawia się w głowie, kiedy ona już przed tobą siedzi i patrzysz na nią?
Renata: Cieszę się nią. Naprawdę szczerze się nią cieszę 🙂
A kiedy decydujesz się, aby ją pokazać publiczności – tej która cię obserwuje, choćby na portalach społecznościowych.
Renata: Na początku nie miałam śmiałości, żeby je pokazywać. Prosiłam Grzesia – mojego męża, aby wrzucał zdjęcie do sieci, a ja nie chciałam widzieć, co się z tym dzieje. Bałam się po prostu. Teraz jest już inaczej, bo się oswoiłam z pewnymi rzeczami. Teraz pokazuję etapy wykonywania lalki na Facebooku i już inaczej do tego podchodzę, luźniej.
Skąd czerpiesz inspiracje do swojej twórczości?
Renata: Z wielu źródeł. Moją inspiracją jest życie. Dużo szperam w książkach, albumach, na Pintereście. Uwielbiam oglądać stare fotografie. Szukam szczerych twarzy.
Mam wrażenie, że kiedyś na twarzach ludzi widać było więcej, tego co jest w środku…
Renata: To prawda. Teraz świat dąży do idealnej symetrii, aby wszystko było idealne. To samo zauważyłam w lalkach, że lalki są idealnie proporcjonalne, dlatego są martwe. My jesteśmy asymetryczni i to się pogłębia z wiekiem. Myślę, że to jest piękne i ciekawe. Wręcz nadaje jakiejś charyzmy. Ludzie na okładkach i w katalogach są piękni, fotogeniczni i dlatego łatwiej się sprzedają. To jest ta pustka naszego świata i dlatego w ogóle nie bazuję na takich zdjęciach. Fotografuję moje dzieci, obserwuję świat. Lubię fotografie etniczne, np. dzieci z różnych plemion.
Dlaczego cię fascynuje kultura afrykańska?
Renata: Ciekawi mnie życie tych ludzi. Są niezwykle piękni i kolorowi jak ptaki. Patrząc na nich mam wrażenie, że żyją wolnością i radością. Ich spektakularne stroje, tatuaże, malunki na ciele. Cudowny, ciekawy świat.
Mam wrażenie, że pociąga cię weryzm, czyli odtwarzanie rzeczywistości, prawda, realizm. Ten rodzaj naturalizmu i brzydoty, który pokazuje prawdziwe odcienie życia, również te smutne.
Renata: Nie chcę odtwarzać rzeczywistości, jednak interesuje mnie, to prawda. Pokazuję ją poprzez lalki tak, jak potrafię najlepiej. Czasami mnie to jednak męczy. Sięgam wtedy po sztukę naiwną, sztukę barwną i radosną. Oglądam godzinami i fascynuję się malarstwem artystów, którzy uciekają od realizmu. Posługują się raczej skrótem i kolorem w swojej twórczości. Uwielbiam też lalki szmacianki – takie prymitywne. Czasem kupuję sobie takie, lub w ramach relaksu sama wykonuję. Daje mi to odprężenie i radość.
Pozwolisz, że sięgnę teraz do kultury Japonii. W tym kraju przez wieki lalki były nie tylko przedmiotami związanymi ze światem duchowym, ale też pięknymi bibelotami. Ich produkcja rozkwitła w XVII wieku, w epoce Edo. Do dziś Japończycy wierzą, że w lalkach żyją duchy zmarłych właścicieli. Dlatego też lalka jest dla nich przedmiotem osobistym i po śmierci właściciela często trafia do świątyni, gdzie jest palona. Czy jesteś skłonna stwierdzić, że lalka jest dla ciebie przedmiotem osobistym?
Renata: Moje lalki są dla mnie osobiste w inny sposób. Nie czynię z nich przedmiotu kultu. Ważny jest proces tworzenia i emocje, jakie temu procesowi towarzyszą. To jest dla mnie ważniejsze od samej lalki. Lubię te zmagania ze sobą, z materią, w której tworzę.
Z miłości do teatru ukończyłaś szkołę charakteryzacji. Takie wykształcenie z pewnością pomaga w tym co robisz.
Renata: Myślę, że miłość do teatru, sztuki, studia pedagogiczne – to wszystko przydało mi się w pracy nad lalką.
Lubisz magię teatru?
Renata: Uwielbiam teatr! Wychowałam się na Podlasiu i nie miałam dostępu do teatru na żywo, ale oglądałam wszystkie spektakle i musicale w telewizji, chłonęłam je. Dla mnie to była magia. Kocham balet, opery i operetki.
Czy współpracujesz z teatrami lalek? Marzy Ci się spektakl teatralny z udziałem twoich lalek?
Renata: Zrobiłam dla Teatru w Gorzanowie, do spektaklu pt. „Kolacja z Holteiem – One”, którego reżyserem był Michał Nocoń, trzy głowy: Mickiewicza, Goethego i Holteia.
Gdy miałam wystawę w Arlekinie pt. „Lalki Naprawdę” w marcu 2016 r.zostałam zaproszona do pracowni plastycznej, gdzie wykonuje się lalki do spektaklu. Panuje tam magiczny, cudowny klimat.
Czy lalka może być przedmiotem pożądania – tak jak dzieło sztuki?
Renata: Na świecie jest mnóstwo osób, które kolekcjonują i kochają lalki. Coraz większe zainteresowanie jest również w Polsce.
Twoje lalki trafiają do miłośników, do kolekcjonerów na całym świecie. Gdzie sprzedają się najbardziej?
Renata: Najczęściej trafiają do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych.
Czy lalkarstwo to pasja dla wytrwałych? Jeśli tak, to dlaczego?
Renata: Lalkarstwo jest zdecydowanie pasją dla wytrwałych. Wymaga długiej, żmudnej pracy i cierpliwości. Każdy detal musi być przemyślany i wypracowany.
Czy taka kreacyjna praca odpręża?
Renata: Tak. Mnie odpręża. Czasami jest bardzo wyczerpująca fizycznie, jednak nagrodą jest przywitanie się z nową istotą.
Czy zależy ci na popularyzowaniu lalkarstwa w Polsce? Mam wrażenie, że ta dziedzina jest u nas bardzo zaniedbana.
Renata: Tak, jak najbardziej. Gdy pierwszy raz pojechałam do Pragi w 2013 roku, zobaczyłam jak kreatywni mogą być ludzie w tej dziedzinie. Byłam zachwycona. Zobaczyłam lalki z Japonii, Holandii, Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Rosji – zewsząd. Nabrałam odwagi, aby pójść za głosem serca i tworzyć swoje lalki z większą swobodą. Chciałam zrobić coś w Polsce, szukałam osób, które wykonują lalki artystyczne i namówiłam je do udziału we wspólnych wystawach. Pod hasłem POLA – Polska Lalka Artystyczna i przy wsparciu Fundacji Arka im. Józefa Wilkonia udało nam się zrobić kilka wystaw w Polsce (Służewski Dom Kultury w Warszawie, BWA w Skierniewicach, Kielcach i Bielsku-Białej).
Co zrobić, aby lalkarstwo rozwijało się w Polsce w możliwie najbardziej wartościowych artystycznie formach?
Myślę, że na wszystko potrzeba czasu. Wiele w tym temacie się zmieniło. Lalka artystyczna w Polsce jest na początku swojej drogi, jednak jest coraz więcej osób zainteresowanych tym tematem zarówno po stronie twórców jak i odbiorców tej sztuki. Na pewno warsztaty, wystawy, spotkania z autorami będą stanowić silny filar podtrzymujący tę dziedzinę twórczości.
Czy w tym roku uda się zorganizować warsztaty z twoim udziałem?
Renata: Zależy to od sytuacji epidemicznej w kraju – mam nadzieję, że tak.
Dużo planów przed tobą?
Renata: Zawsze brałam udział w międzynarodowych wystawach w Rydze, Pradze i Kijowie. Ostatnie wydarzenie na świecie zahamowały wszystko. Cieszę się, iż mimo to udało się zrobić wystawę w sierpniu 2020 roku w ramach festiwalu „Otwarte Ogrody”, oraz przygotować wystawę pt. „Lalki Osobiste” w Centrum Kultury w Piasecznie. Poza tym skupiam się na mojej rodzinie i pracy. Jak już wspomniałam – moja najlepsza lalka ciągle przede mną. Pracuję więc z nadzieją, że w końcu się spotkamy 🙂
Dziękuję ci za to niezwykłe spotkanie, rozmowę i gościnę w twoim magicznym domu. Życzę wielu nowych inspiracji do pracy twórczej.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / Rzeczy Piękne
Fotografie: Bartosz Cygan © Rzeczy Piękne
Korekta: Dorota Smoleń
Zrealizowano w ramach programu stypendium twórczego Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.
Comments: no replies