Jak dotrzeć do wrażliwości drugiego człowieka, nie obawiając się przy tym pokazać swojej? Jak poprzez wystawę rzemiosła opowiedzieć o ludziach, szczególnie kobietach? Zaradnych i przedsiębiorczych, których pasje i wyrafinowane gusty oddziaływały dawniej i nadal wpływają na bieg zdarzeń… Podjął się tego Michał Hankus, historyk sztuki, na co dzień związany z Kamienicą Hipolitów, oddziałem Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, przybliżającym obraz życia mieszczan w XIX i na początku XX wieku. O pracy nad swoją wystawą Koronka-tradycja-reaktywacja Michał opowiada Rzeczom Pięknym, serdecznie zapraszamy!
Rzeczy Piękne: Czy interesuje Cię wrażliwość ludzi z poprzednich epok, ich poczucie estetyki, tego jak pojmowali różne aspekty życia?
Michał Hankus: Oczywiście, bardzo często ludzie się porównują; mówią: dawniej było tak, obecnie mamy inaczej. Trzeba podkreślić, że społeczeństwo zarówno współcześnie, jak i sto, czasami dwieście lat temu, było jeśli nie takie samo, to dość podobne. Podobne były gusta estetyczne: ceniono prostotę, ograniczenie dekoracji, lecz także ozdoby, bogactwo. Pojawiała się elegancja, pojawiał się kicz, tak jak obecnie.
To bardzo ciekawe pole do rozwijania fascynacji, poznawania ludzi, a wyraz, który dają dawne sprzęty domowe czy ubiór, o tym opowiada, o tym świadczy.
MH: Trzeba po prostu spróbować wczuć się w daną sytuację, w osobę z epoki i starać się zrozumieć dlaczego akurat tego typu formy były dla niej atrakcyjne, były modne. Potrzebne jest zrozumienie tego, co osoba sprzed 100 lat na przykład uważała za nowoczesne, za wygodne, za eleganckie; za to, co miałoby określać ją samą. Bardzo często strój był tym elementem. Podkreślał w pewnym sensie tożsamość związaną z przynależnością do pewnej grupy społecznej: artystokracji, bogatego mieszczaństwa, narodu, mieszkańców konkretnego rejonu, czy miasta.
Jak bardzo istotny był ubiór?
MH: W XIX wieku chociażby, reprezentacyjny, elegancki strój bogatych mieszczan był wyznacznikiem przynależności do zamożnej grupy kupców, przedsiębiorców, pierwszych fabrykantów. Strój pozwalał na podkreślenie i pokazanie w sensie dosłownym, iż jest się osobą zamożną; że posiada się konkretną ilość pieniędzy i można te bogactwo manifestować. Strój często równał się względem kunsztu ubiorom arystokracji, która mieszkała w Krakowie. Bardzo często był wyrazem emancypacji – nie tylko chodzi o emancypację, którą kojarzymy z ubiorem kobiecym – ale uniezależnienia się od form w pewnym sensie feudalnych, które jeszcze w początku XIX wieku funkcjonowały. Po prostu poprzez ubiór podkreślano swoją niezależność i chęć samostanowienia o sobie. Mieszczanie doskonale potrafili to wykorzystać, zarówno w stroju męskim, jak i damskim.
To baza do opowieści, którą jest Twoja wystawa. Prosiłam o ten kontekst, bo teraz wydaje się, że wynika ona w sposób naturalny z cyklu ekspozycji organizowanych w Kamienicy Hipolitów.
MH: Wystawa Koronka-tradycja-reaktywacja jest częścią wieloletniego cyklu o nazwie Od frontu i od kuchni, który ma przedstawiać ogólnie i szczegółowo życie codzienne i obyczajowość dawnych mieszczan krakowskich. Powiedzmy, mieszczan w ogóle, dlatego że pewne elementy pokazywane na wystawach można potraktować jako kontekst życia w mieście w ogóle, niezależnie czy był to Kraków, czy inne duże lub małe miasto. Uniwersalnym zagadnieniem może być w tym wypadku kwestia wychowywania dzieci, spędzania wolnego czasu, czy tego czym się otaczano na co dzień w domu – mam nam myśli bibeloty, meble…
W ramach cyklu Od frontu i od kuchni zorganizowana była więc wystawa związana z tym, jak w XIX wieku wychowywano dzieci; jak wyglądały warsztaty rzemieślnicze i tzw. pracownie partaczy. W zeszłym roku z kolei ciekawą była ekspozycja poświęcona reklamie krakowskiej z okresu dwudziestolecia międzywojennego i temu jak ona funkcjonowała w przestrzeni miasta.
Czy współpracowałeś przy tych poprzednich wystawach i miałeś możliwość dodania swoich refleksji do tamtych ekspozycji?
MH: Te wcześniejsze wystawy miały charakter indywidualny, były projektami koleżanek z Kamienicy Hipolitów. Ja jedynie obserwowałem.
Przyszła kolej na Ciebie…
MH: Przyszła kolej na mnie. Sam temat koronki był już wcześniej w planach wystaw. Należę do osób dość odważnych i stwierdziłem, że podejmę się zadania. Przy okazji postanowiłem, że warto dowiedzieć się nieco więcej o tym rzemiośle.
To „wpadło” w Twoje zainteresowania.
MH: Wpadło oczywiście w moje zainteresowania, związane właśnie z modą, obyczajowością i… rozpoczęła się praca, która trwała ponad dwa lata. Koronka jest dla mnie pewną ciekawostką. Meble i tkaniny, jak również dodatki w formie haftu, są równie ciekawe, świadczą o obyczajowości, o różnego rodzaju zwyczajach i o tym jak zmieniała się estetyka. Interesuje mnie to, w jaki sposób ubierano się dawniej; co uważano za bardziej, czy za mniej stosowne. Fascynuje mnie to, jaki element na przykład w modzie był uważany za bardziej zdrowy – w sensie poglądów na medycynę i historię higieny osobistej lub co uważano za nowoczesne i staromodne w rozumieniu ludzi z dawnych epok. Tego typu zagadnienia wzbogacają ogólną historię życia codziennego.
Sam tytuł Koronka-tradycja-reaktywacja pokazuje dystans czasowy. Rozciąga się w czasie, jest taką refleksją zbierającą coś.
MH: Wystawa jest szerokim spojrzeniem na koronkę. Nie prezentuję tutaj tylko i wyłącznie życia mieszczańskiego w konkretnej, jednej kamienicy. Można byłoby skupić się na jednym domu rodziny mieszczańskiej, ale to narażałoby projekt na pewnie uproszczenia i ograniczyło temat. Wystawa pokazuje ewolucję mody, obyczajowości poprzez element rzemiosła artystycznego jakim jest koronka. I tutaj warto podkreślić, że ta ekspozycja nie mówi tylko i wyłącznie o mieszczanach krakowskich. To opowieść o zróżnicowanym społeczeństwie zamieszkującym miasto i mającym z miastem kontakt. To wystawa o ewolucji mody w XIX i pocz. XX wieku. Jest tu mowa o rozwoju edukacji poprzez tworzenie warsztatów i szkół rzemiosła; o kwestii emancypacji i o tym, czym jest koronka współcześnie. Tak więc mamy tutaj jakby poszerzenie kręgów i pokazanie iż rzemiosło popularne sto, sto pięćdziesiąt lat temu, funkcjonuje do dzisiaj.
A od czego zacząłeś? Pamiętasz tę pierwszą chwilę, usiadłeś i pomyślałeś, że jest to ciekawe wyzwanie? Jak się kształtował ten pomysł?
MH: Wystawa bardzo ewoluowała. Sam tytuł pierwotnie był dość kontrowersyjny: „Rękoczyny domowe”… Pojawiła się kwestia „zamknięcia” owej koronki we wnętrzu domowym. Pierwsze i drugie piętro Kamienicy Hipolitów to właśnie jest przestrzeń domowa, gdzie odtworzono wnętrza z XIX i z początku XX wieku. Koronka funkcjonuje tam jako element wystroju: firanki koronkowe, obrusy, serwety, różnego rodzaju dodatki, które zdobiły i dodawały prestiżu różnorodnym pomieszczeniom. Elementem bycia w dobrym tonie i dobrego wychowania było to, że pani domu lub jej córka potrafiły wykonać hafty, czy koronki. Tak więc pierwotny zamysł wystawy dotyczył głównie zacisza domowego.
Zastanawiałem się równocześnie, w jaki sposób technicznie tę wystawę rozwiązać.
Wiedziałeś jaką będziesz miał przestrzeń do dyspozycji?
MH: Oczywiście, wiedziałem – w piwnicy Kamienicy Hipolitów. W podziemiach znajdują się trzy dość duże, aczkolwiek sprawiające kłopot organizacyjny, przestrzenie. Na ekspozycji czasowej zrezygnowałem z pierwotnego pomysłu powtórzenia pewnych elementów przestrzeni mieszkalnej. Postanowiłem zatem skupić się głównie na modzie i aspekcie wykorzystania koronki w stroju codziennym, odświętnym. To właśnie zasadnicza rola ekspozycji.
Masz także wykształcenie plastyczne i na pewno wyobrażając sobie tę wystawę, układałeś ją też wizualnie.
MH: Mam doświadczenie w przygotowaniu wystaw pod względem plastycznym i aranżacyjnym, chociażby malarstwa współczesnego. Stwierdziłem, że warto wykorzystać swoje umiejętności i postąpić tak, aby ekspozycja była atrakcyjna także wizualnie. Wiem, że ciemny kolor na ścianach bardzo dobrze działa jako tło zarówno dla obrazów jak i dla różnego rodzajów przedmiotów, chociażby rzemiosła artystycznego. Koronki na tle czarnych ścian prezentują się doskonale. Ciemny kolor akcentuje jasną barwę nici oraz ażurowość form.
Tutaj mamy ciemne ściany wprowadzone we wnętrze ceglano-kamienne.
MH: Tak, czerń była dla mnie priorytetem. Ważne stały się także elementy informujące o wystawie, czyli różnego rodzaju opisy, zarówno w języku polskim, jak i angielskim. To skrócone informacje z katalogu w bardzo ogólny sposób opisujące ekspozycję i tłumaczące, co i z jakiego powodu znalazło się w przestrzeni ekspozycyjnej.
Wnętrze tych podziemi jest podzielone na trzy części. Wiedząc, że będziesz miał do dyspozycji taką przestrzeń, podzieliłeś materiał tej opowieści?
MH: Trzy przestrzenie, sale można było wykorzystać do usystematyzowania tematu, który wbrew pozorom, wcale nie jest łatwy. Natrafiłem na trudności ekspozycyjne i merytoryczne. Początkowo miała to być wystawa o charakterze technicznym. Chciałem się skupić głównie na koronce klockowej, która jest koronką charakterystyczną dla rejonu Małopolski. Dopiero później, w trakcie prac, ten pomysł zaczął ewoluować w kierunku ograniczenia szczegółów technicznych i skupienia się bardziej na opowieści o modzie, o obyczajowości, życiu codziennym i estetyce.
Czy konstruując tę wystawę miałeś na myśli konkretnych bohaterów – ważne punkty w opowieści?
MH: Tak, jest kilka ciekawych wątków. Na przykład klisze szklane Stanisława Kolowcy, przedstawiające koronki powstałe w różnych szkołach: tu w Krakowie, przy ulicy Syrokomli w ówczesnej szkole odzieżowej, czy związane z Krajową Szkołą Koronkarską w Zakopanem, z Bobową. Na kliszach, które pierwotnie miały funkcję dokumentacyjną, a teraz, po prawie 80 latach, same stały się obiektami muzealnymi, obecne są koronki powstające w takich szkołach żeńskich, jak w Poznaniu, w Warszawie, we Lwowie. Mamy tu jakby całe spektrum różnego rodzaju szkół techniczno-przemysłowych dla dziewcząt z początku XX wieku i z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Klisze powstały na zamówienie nieistniejącego już Muzeum Techniczno-Przemysłowego w Krakowie. Instytucja ta została rozwiązana w latach 50. XX wieku, a zbiory podzielono między inne krakowskie muzea. Szczęśliwie cała dokumentacja fotograficzna MTP trafiła do zbiorów Muzeum Historycznego Miasta Krakowa i jest obecnie prawdziwą kopalnią wiedzy.
Co jeszcze stało się takim ważnym obiektem na tej wystawie, o którego zdobycie musiałeś się starać?
MH: Tych obiektów było kilka, dzięki nim udało się stworzyć pewną opowieść. Warto zwócić uwagę na portret szlachcianki z Prałatówki parafii mariackiej w Krakowie. Obraz bardzo ciekawy i rzadko eksponowany. Cieszę się, że udało się go wypożyczyć i zaprezentować szerszej publiczności, bo pokazuje jak świecka koronka – na przykład wspaniały, dużych rozmiarów gipiurowy czepiec w stylu francuskim – funkcjonowała w reprezentacyjnym, ozdobnym ubiorze z końca wieku XVII i była inspiracją dla innych warstw, chociażby bogatych mieszczan.
A kolejny bohater?
MH: Nawet para bohaterów! Para cesarska: Maria Teresa i Franciszek Lotaryński- dwa przepiękne, reprezentacyjne portrety z Muzeum Miejskiego Suchej Beskidzkiej. Maria Teresa odziana jest we wspaniałą suknię zdobioną dużą ilością pereł i koronkami. Z kolei jej małżonek, Franciszek Lotaryński jest nawet bardziej strojny w koronki. Maria Teresa miała pośredni wpływ na rozwój rzemiosła koronkarskiego, chociażby na terenie Małopolski dlatego, że w swoim władztwie w Austrii, w Czechach zakładała szkoły rzemiosła. Szkoły edukowały dziewczęta z biednych domów i zapewniały im w przyszłości możliwość zarobkowania. Ta społeczna rola, troska cesarzowej, jako dobrej władczyni, dobrej matki, była bardzo doceniana przez poddanych. Uczennice z tych szkół później migrowały, na przykład na teren Małopolski, na tereny Słowacji, a umiejętności koronkarskie dzięki temu się rozprzestrzeniały.
Warto podkreślić, że w Krakowie nie było ośrodka koronkarskiego, takiego jak na przykład w Chantilly, Brukseli, Mediolanie, czy Wenecji. Koronka była sprowadzana z zagranicy. Dopiero z czasem, w zaciszu domowym wykonywano koronki na podstawie wzorników, które można było przywieźć z wielu europejskich ośrodków rzemiosła koronkarskiego.
Bardzo szybko w XIX wieku rozwinęła się produkcja maszynowa, zarówno tekstyliów, jak i samych koronek. Już nie tylko ci najbogatsi mogli je zakładać, ale dzięki temu, że były tańsze, nosili je również średniozamożni, jak i biedniejsi. Powstało zjawisko demokratyzowania się mody. Co niestety spowodowało pewien kryzys zanikania tradycyjnego rzemiosła.
Pojawiły się na szczęście osoby, które ceniły tradycyjną koronkę i które miały na tyle duży wpływ na innych, że ich inicjatywy ocaliły to rzemiosło. Świetnym przykładem jest Helena Modrzejewska.
Która też jest tutaj wyeksponowana.
MH: Świetna aktorka i swoista ikona mody XIX wieku. Osoba, która zakładając suknię lub dodatki do ubioru, swoim autorytetem i aurą ikony elegancji, automatycznie nadawała kreacji status modnej. Była to osobowość wyjątkowo opiniotwórcza i też bardzo wrażliwa społecznie.
Cały czas na Twojej wystawie pojawiają się mocne akcenty kobiece, cesarzowa, słynna aktorka. Można powiedzieć, że dominują tu kobiety.
MH: To prawda, kobiety dominują. Są to silne kobiety. W XVIII wieku mocna postać Marii Teresy, w XIX wieku opiniotwórcza, bardzo popularna Helena Modrzejewska.
Cenne jest to, że myślały prospołecznie. Maria Teresa inicjowała powstawanie między innymi szkół koronkarskich, a Helena…
MH: Dzięki Helenie Modrzejewskiej została otworzona w Zakopanem, wówczas biednej, podgórskiej miejscowości, Krajowa Szkoła Koronkarska – szkoła, która miała uczyć dziewczęta rzemiosła. W pewnym sensie zawodowa, ale obecnie nazwalibyśmy ją szkołą o charakterze artystycznym. Uczennice uczono nie tylko samej techniki koronkarskiej, głównie koronki klockowej, ale również projektowania estetycznych wzorów. Początkowo nauczyciele pochodzili z Lwowa, Wiednia. Byli to absolwenci tzw. Gewerbeschule i Fachschule, gdzie na wysokim poziomie stała edukacja techniczna i umiejętność projektowania wyrobów rzemieślniczych. Odwzorowywano tu koronki najbardziej popularne w Europie, a z czasem, około 1900 roku pojawiły się rodzime elementy stylu zakopiańskiego. Bardzo duże znaczenie miał chociażby Stanisław Witkiewicz, który jako jednen z twórców stylu zakopiańskiego również podjął się pewnej próby wykonania projektów rysunkowych koronek.
Właśnie, udało Ci się taki obiekt tutaj pokazać.
MH: Tak, to są trzy obiekty – kołnierzyk i dwa mankiety, według projektów Witkiewicza. Mają one formy wyraźnie odwołujące się do snycerki zakopiańskiej. Trzeba podkreślić, iż nie jest sztuką narysować projekt. Ważne jest to, aby ten projekt był możliwy do realizacji w technice koronkarskiej. Domyślam się, że prawdopodobnie Witkiewicz, jak i późniejsi projektanci, również musieli nauczyć się współpracy z koronkarkami.
Zdobyłeś na wystawę dwa inne, piękne projekty.
MH: Tak, to są świetne przykłady koronki artdecowskiej, projekty Karola Kłosowskiego, nauczyciela związanego z Krajową Szkołą Koronkarską w Zakopanem. Był to rysownik, malarz, projektant, wykonujący pojekty nie tylko koronek, ale na przykład mebli. W swoich projektach łączył elementy stylu zakopiańskiego z formami już artdecowskimi i co ciekawe, motywami inspirowanymi przyrodą zaobserwowaną w okolicach Zakopanego.
Na pewno bardzo cenny jest komentarz do wystawy, nawet w czasie naszej rozmowy pojawiają różne jej aspekty i widać, że jest poukładana. Natomiast zastanawiam się, jak może oglądać ją przeciętny odbiorca, jeżeli na przykład nie weźmie do ręki katalogu, czy po prostu rzuci tylko okiem na te teksty edukacyjne. Jak sądzisz, co w tej koronce jest takiego? Czy tak czysto estetycznie można się tymi obiektami zachwycać, tak po prostu? Czy na tym też Ci zależało?
MH: Zależało, oczywiście. Chciałem pokazać najciekawsze, najbardziej efektowne przykłady różnych dodatków, które pojawiały się w stojach odświętnych, codziennych: koronkowe kołnierze, wstawki, wachlarze. Także chciałem pokazać przykłady bielizny, która, tak jak obecnie, była elementem intymnym, lecz wykonana z koronki stawała się przedmiotem luksusowym. Sama świadomość noszenia tego typu bielizny dodawała pewnego prestiżu, pewności siebie, zadowolenia chociażby z faktu samego jej posiadania. W naszych czasach jest podobnie. Pewne elementy garderoby są ukryte dla osób postronnych, a mimo tego są zdobione koronkami. Mają się podobać samej właścicielce; być wygodne – czego nie możemy powiedzieć o dawnej bieliźnie, chociaż i ta była stopniowo w XIX i w początku XX wieku reformowana w celu większej swobody i komfortu ruchu. Należy podkreślić, że niezależnie od epoki oraz od ilości użytego materiału i koronki, bielizna zawsze miała wydźwięk zmysłowy. Tym bardziej koronka, która ze względu na swoją formę zawsze coś zasłania i odsłania jednocześnie; jest połączeniem niewinności i czystości, a zarazem kojarzy się z erotyzmem. Taka dwuznaczność zawsze bywa intrygująca.
Na wystawie znajdują się lustra, w różnych dekoracyjnych ramach. To też był Twój zamysł zachęcenia do przeglądania się?
MH: Tak, chodziło o to, by pojawiły się lustra, żeby przynajmniej jedna sala stała się taką przestrzenią, którą współcześnie nazwalibyśmy luksusowym butikiem, w którym klientka może przyjść i zobaczyć różnego rodzaju ekskluzywne elementy stroju.
A tu jest jeszcze jedna ciekawostka, bo koronka kojarzy się z bielą, prawda? Natomiast udało Ci się pokazać koronki z nici czarnych.
MH: Chciałem pokazać, że koronka nie jest tylko i wyłącznie biała, chociaż najczęściej się kojarzy właśnie z bielą. Modne były koronki z czarnych, drogich, jedwabnych nici. To była głównie moda hiszpańska, która bardzo szybko rozpowszechniła się w Europie. Zazwyczaj koronki czarne były bardziej kojarzone z żałobą; były elementem stroju żałobnego. Jednak już w XIX wieku, chociażby pod wpływem zainteresowania pierwszych turystów Hiszpanią, pojawiła się moda na czarne ozdoby ubiorów, które z wielkim powodzeniem były noszone w całej Europie.
Koronka zazwyczaj kojarzy się z bielą, czymś delikatnym, kobiecym, niewinnym. Koronka niesie ze sobą także silny ładunek erotyczny. To forma jak najbardziej materialna, ale wykonana tak, że zdaje się być ulotną. W tym tkwi czar tego typu rzemiosła – koronka to coś, co służy do ubrania, ale zarazem jest czymś co odsłania, podkreśla cielesność. W zależności od kontekstu może mieć różne znaczenie.
Idąc jeszcze wątkiem nici, pokazujesz też koronki wykonane z nici metalowych.
MH: To jest ciekawy wątek. Nić metalowa, co to jest? Jest to nić, która składa się z dwóch elementów, tak zwanej duszy, czyli nici jedwabnej, lub lnianej i części wykonanej z metalu, czyli sprasowanej złotej lub srebrnej blaszki, którą później nawija się na ową nitkę. Dopiero tak wykonaną nicią można wykonać koronkę, albo haft. Tego typu koronkę stosowano w stroju świeckim, ale bardzo często pojawiała się jako element zdobniczy stroju liturgicznego, ozdoba tzw. bielizny ołtarzowej, czy osobnych tekstyliów zdobiących wnętrze kościoła. Na ekspozycji pokazuję kilka takich ciekawych przykładów: ozdobną palkę do nakrywania kielicha, stułę, manipularz czy rzadko już używaną parurę, rodzaj stójki, która miała jeszcze bardziej podkreślać uroczysty strój osoby sprawującej mszę.
Koronki błyszczały w odpowiednim oświetleniu.
MH: Tak, podkreślały splendor. Miały znaczenie symboliczne, złoto miało znaczenie światła, było symbolem boskości. Co ciekawe koronka metalowa jest wykonywana również współcześnie i oczywiście mamy tu przykład tego typu wyrobów.
Udało się zdobyć na wystawę prace przedstawiające kwiaty, autorki pani Moniki Dąbrowy.
MH: Tak, prezentujemy koronkę metalową w nowoczesnej formie. Nie jest to złoto, nie jest to srebro. Obecnie nici metalowe występują w różnych kolorach, dzięki temu można wykonać dzieła o urozmaiconej kolorystyce. Na wystawie obecne są kompozycje kwiatowe, stanowiące pomost pomiędzy koronką, a formą przestrzenną. To dekoracje, które we współczesnym domu mogłyby wisieć na ścianie i być dodatkiem wzbogacającym wnętrze. Tak zresztą są pomyślane.
Dobrze, że są takie osoby, które dzielą się wiedzą, pokazują swoje prace i znajdują na to czas, bo koronka zawsze była taką dziedziną rzemiosła, która wymagała bardzo dużo czasu na wykonanie.
MH: To prawda. Jest to rzemiosło bardzo czasochłonne i wielu współczesnych twórców podkreśla, że jest to swoista pasja; coś co wciąga, ale też zajmuje wiele czasu i wymaga poświęcenia, rezygnacji z pewnych rzeczy i skupienia się tylko na rzemiośle. Co ciekawe, istnieje obecnie bardzo duże grono współczesnych koronkarek i też mężczyzn zajmujących się koronką, mamy więc renesans tego typu rzemiosła traktowanego do niedawna jeszcze jako coś niemodnego.
Chciałabym się jeszcze dowiedzieć, jak udało Ci się dotrzeć do kogoś, kto się czymś takim zajmuje, żeby na przykład odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to jest w Krakowie, czy ktoś dzisiaj uczy tu koronki?
MH: To też był ciekawy aspekt pracy nad wystawą. Panią Monikę Dąbrowę znam, ona już wcześniej prowadziła warsztaty koronkarskie w Kamienicy Hipolitów, więc automatycznie była osobą pierwszego kontaktu i bardzo dużo mi pomogła, chociażby doradzając w jakim kierunku pójść, na co zwrócić uwagę. Przy okazji wystawy, niezależnie, pojawiła się pani Jadwiga Węgorek. Zgłosiła się do nas z prośbą o pomoc przy pracach dotyczących koronki krakowskiej i tego jak koronka klockowa w Krakowie funkcjonowała. A więc były to dwie osoby, które wspierały mnie i w pewnym sensie doradzały. Trzecią osobą jest pani Magdalena Cięciwa, która zajmuje się rekonstruowaniem historycznych koronek związanych ze Szkołą w Zakopanem.
Jest gablota przedstawiająca jej prace.
MH: Ona odtworzyła kołnierz Heleny Modrzejewskiej, pokazany na wystawie. Co ciekawe, jest to kolejna już kopia kołnierza, ponieważ pierwsza wersja znajduje się w prywatnej kolekcji poświęconej Helenie Modrzejewskiej w Stanach Zjednoczonych.
To jest chyba najbardziej emocjonujące i piękne przy tworzeniu jakiejś pracy, w przypadku Twoim – wystawy, że pojawiają się ludzie, mogący coś do niej wnieść. I wtedy nie jest to tylko opowieść o jakiejś technice, która kiedyś była, ale że nadal wiąże się z pasją współczesnych ludzi.
MH: Mogłem wyjść z założenia, że wystawa będzie przedstawiać koronkę wyłącznie w aspekcie historycznym i pokazać obiekty wykonane przed pierwszą czy przed drugą wojną światową. W taki sposób mogłem zamknąć temat. Ale stwierdziłem, ze warto pociągnąć zagadnienie dalej, pokazać też osoby, które współcześnie zajmują się koronką, i w ten sposób wytłumaczyć fenomen zainteresowania tego typu wytwórstwem w naszych czasach.
Udało Ci się także sprowadzić koronkową suknię celebrytki.
MH: Na wystawie prezentuję sceniczną suknię Moniki Brodki, projekt warszawskiej projektantki Małgorzaty Vasiny Maćkowiak. Jest to suknia ciemnogranatowa i eksponuję ją na… czerwonym manekinie, który ma podkreślić pewien zadziorny charakter owej kreacji. Dzięki barwie manekina widoczne są chociażby motywy wzoru koronki. A co ciekawe również zmysłowość tego ubioru, to przesłanianie i odsłanianie ciała jednocześnie.
Podsumowując, czy można sobie wyobrazić, że miałeś dużo swobody twórczej, jeśli chodzi o zaproponowanie scenariusza?
MH: Tak.
Czy jesteś zadowolony z tego, co udało się osiągnąć przez wizualność tej wystawy i czy to równoważy się z wyobrażeniem jakie powstało w Twojej głowie?
MH: Jestem zadowolony. Udało się zrealizować projekt, który cały czas podlegał ewolucji. W pewnym momencie miałem wątpliwości czy przypadkiem zbyt dużo obiektów nie chcę pokazać na wystawie.
Ale udało się taki umiar uzyskać.
MH: Udało się, ale obawiałem się, że przesadzę, więc samokontrola była bardzo ważna.
To czego Ci życzyć? Dalszego rozwijania pomysłów?
MH: Mam nadzieję, że fantazji…
Życzę, żebyś znalazł czas na wysycenie tych pomysłów, które się teraz pojawiły, może one wplotą się gdzieś w inne jeszcze Twoje działania, wystawowe czy książkowe.
MH: Dziękuję.
Na Twoje oprowadzania kuratorskie i wykłady towarzyszące wystawie przychodzi dużo osób. Najbliższy wykład będzie w czerwcu, zapraszamy!
MH: Serdecznie zapraszamy 7 czerwca na oprowadzanie kuratorskie o godz. 16.00. Z kolei 10 czerwca odbędzie się finisaż wystawy. O 11.00 odbędą się interesujące warsztaty dla dzieci „Dizajner – zaprojektuj ubiór dla mamy” a o 14.00 wykład połączony ze zwiedzaniem ekspozycji pt. „Moda na co dzień i od święta – projektanci mody w XIX i w początku XX wieku”.
Wywiad z Michałem Hankusem zarejestrowany 4 maja 2018 r.
Rozmawiała: Agnieszka Kwiatkowska / RZECZY PIĘKNE
Podziękowania dla Muzeum Historycznego Miasta Krakowa za udostępnienie fotografii promocyjnych do wystawy Koronka-tradycja-reaktywacja.
Comments: no replies