U nas kobiety heklują, a mężczyźni rzeźbią, tak mawia się w Koniakowie, małej miejscowości na stokach góry Ochodzity w Beskidzie Śląskim. Heklują, czyli robią na szydełku. Co heklują? Oczywiście koronki, o bardzo charakterystycznych wzorach.
Mariola Wojtas wykonuje z najcieńszych, jedwabnych nici jedne z najpiękniejszych i najbardziej skomplikowanych technicznie koronek, jakie widzieliśmy. Nawiązując swymi pracami do miejscowej tradycji, należy jednak do tej nielicznej grupy koronczarek, które tworzą własne wzory, układają oryginalne motywy w niepowtarzające się dzieła. Zgodziła się opowiedzieć o swojej twórczości, serdecznie zapraszamy!
Fotoreportaż ze spotkania z Mariolą Wojtas >
Rzeczy Piękne: Jesteśmy w Koniakowie, w Twoim domu… wspominałaś, że to wszystko zaczęło się tutaj. Urodziłaś się w Koniakowie?
Mariola Wojtas: Tak, mieszkam od urodzenia w Koniakowie.
Jak się u Was mówi na koronczarki?
MW: Heklowaczki. Też – koronczarki.
A jak z akcentem?
MW: ‘Heklowaczka.
Zastanawiam się czy można powiedzieć, że nadal wiele kobiet mieszkających w Koniakowie zajmuje się koronkami?
MW: Teraz jest inaczej, coraz mniej koronczarek.
Z jakiego powodu może się tak dziać, czy nie ma już czasu na takiego rodzaju sztukę, czy to zajęcie nie wiąże się z jakimś konkretnym dochodem, czy po prostu tak jest?
MW: Czasy się zmieniły. Główny powód… myślę, że chodzi o dochód, tak mi się wydaje, bo jednak trzeba za coś żyć. Druga sprawa jest też taka, że ludzie są teraz zabiegani, nie mają na nic czasu.
Decyzja, że będziesz zajmowała się koronką, niosła za sobą trud, prawda? Bo to trzeba kochać i iść za tą pasją, mimo, że efekt nie zawsze przekłada się na konkretne dochody, czy… sławę?
MW: Ja po prostu to kocham, co robię, tę koronkę naszą, jest to część mojego życia. Różne momenty już były, pracowałam i godziłam koronkę z pracą, bo po prostu dzień bez szydełka, to jest dzień stracony.
Czy heklowanie można nazwać relaksem? I jest to także twórcze działanie, nie automatyczne, prawda? Wydaje mi się, że koronka wymaga wielkiego skupienia.
MW: Uhm, wymaga skupienia. Najlepiej czuję się jak jestem sama, to jest tak jakby mój czas i przekładam na koronkę to, co czuję w środku…
Powiedz mi proszę, jak zaczyna się praca nad koronką? Wyobrażasz sobie jakiś jej obraz, widzisz ją w całości, czy tylko poszczególne motywy, które chciałabyś do tej koronki wstawić?
MW: Różnie to bywa, ale często jest tak, że jeden motyw przewodniczy całej koronce, i od tego motywu układam po kolei kwiotki.
Acha, czyli masz jakieś wstępne wyobrażenie tego, co byś chciała osiągnąć, na podstawie jakiegoś konkretnego motywu. Czy robisz jakąś próbkę tego motywu?
MW: Nie robię, to wzornik mi dużo pomaga.
Tak, bo trzeba powiedzieć o tym, że od dawna prowadzisz wzornik.
MW: Od 2005 roku.
I to jest księga?
MW: Księga wykonana ze skóry, a na niej odbita koronka. Podpisany ten wzornik jest moim imieniem i nazwiskiem. Wklejam tam poszczególne elementy koronek, są przeważnie robione z różnych nici, i podpisuję nazwą.
Można powiedzieć, że to są Twoje notatki. Czy także rysujesz wzory, czy tylko patrzysz do wzornika?
MW: Nie, właśnie w tej koronce jest tak, że się nie rysuje wzorów, ani układu. Trzeba po prostu umieć go obliczyć, dany motyw. Nie mówię o całej kompozycji, tylko o danym motywie.
A od czego zaczyna się kompozycję koronki?
MW: Od środka.
I ten środek jest centrum koronki, które wyznacza dalsze pierścienie?
MW: To jest różnie. Jak mam na przykład jakiś motyw w głowie, który będzie zastosowany w tej koronce, no to wtedy zaczynam do niego obmyślać środek i inne elementy, żeby miały spójne na przykład słupki czy strupki. A jak robię sam środek i dopiero potem kwiotki w koło, to wtedy one nawiązują do jednego z motywów ze środka. To może być malutki szczegół, ale on potem robi taką jedną, wielką całość.
Czyli praca nad koronką wygląda w ten sposób, że powstaje środek i motywy ozdobne, osobno zrobione i potem łączone w dekoracyjny sposób. Te motywy są przeróżnorodne, bo inspirowane naturą, albo wymyślone, na przykład koła, księżyce, kwiaty… A czy elementy łączące są stałe, czy tutaj też masz pole do popisu?
MW: Mam bardzo duże pole do popisu, bo są kółeczka, łańcuszki i na pompku można przypinać, na bańce. Tu też nie ma reguły, tylko żeby ten kwiatek sensu nie stracił przez tę właśnie dopinkę.
U Was jest ładne określenie na koronkę, rózia.
MW: Rózićka.
A jak to się wszystko u Ciebie zaczęło, bo wiem, że tu w Koniakowie jest taka tradycja, że dziewczęta rodzą się z szydełkiem w dłoni, tak? Czy pamiętasz Twoje pierwsze spotkanie z koronką, gdzie ją widziałaś, wisiała w domu na ścianie, czy była w użytku jako serweta na stole? Gdzieś musiałaś ją zobaczyć, jak to było, pamiętasz?
MW: Te pierwsze spotkanie z koronką, najbardziej co mi utkwiło w głowie, to jak mama chodziła do sąsiadki heklować, ona miała taki orzech i ławkę… Zawsze tam siedziały i heklowały. Dla nas dzieci to była radość, bo w ogóle z domu się wyszło i z innymi dziećmi się bawiło… Tak, najbardziej utkwił mi w pamięci ten moment.
One lubiły towarzystwo; chyba tak jest, że każda koronczarka ma swój rytm, na przykład Ty lubisz ciszę i skupienie.
MW: Ja lubię ciszę, ale czasami mama dzwoni do mnie, żebym przyszła do niej heklować, co mnie bardzo cieszy, bo w tych czasach tego już nie ma. Ale wtedy biorę coś, co wymaga mniej skupienia, grubszą nić…
To pięknie. I razem wtedy siedzicie?
MW: Tak, i heklujemy.
A jak ma na imię Twoja mama?
MW: Bernadetta.
Czy to ona nauczyła Cię heklować?
MW: Tak, mama mnie nauczyła. Bardziej mnie zmuszała do tego…
Taaak?
MW: … bo się nie chciałam uczyć absolutnie.
Dlatego, że interesowały Cię inne rzeczy?
MW: Nie wiem, nie miałam do tego cierpliwości, zdawało mi się, że jeden kwiotek robię dwa dni, a ja bym chciała to zaraz mieć zrobione, w jeden dzień całą serwetkę…
Acha, czyli brakowało tej cierpliwości.
MW: Cierpliwości… Tak, i co innego było na głowie.
A jednak koronka zawsze obok Ciebie była, bo tak jak teraz powiedziałaś, dzieci się bawiły, a mama, czy sąsiadka, heklowały.
MW: I to było coś normalnego.
Czyli normalny obrazek mamy, kobiety, która jest skupiona nad czymś. Dłuższą chwilę tak siedziały, czy raczej to były krótkie spotkania?
MW: Jak była praca w polu to nie, ale jak był taki okres, że było mniej pracy, no to czasami pół dnia przesiedziały.
Czy Twoim zdaniem był to był rodzaj odpoczynku, czy innego jeszcze zajęcia?
MW: Odpoczynek przede wszystkim, ale też i dla zarobku.
A pamiętasz, czy Tobie podobały się wtedy koronki mamy, tak po prostu?
MW: Mama robiła całkiem inaczej, niż to co widziałam u innych. Wtedy i praktycznie do tej pory. Zawsze robiła to, co się jej podobało, czyli nie proste wzory, żeby szybko zrobić, ale bardziej pracochłonne, a wtedy koronka całkowicie inaczej wyglądała.
Mama też liczy i ubija.
A co to znaczy, że ubija?
MW: Ściska, nie robi luźno.
Czy to jest istotnie?
MW: Jak się robi luźne oczka, koronka traci na jakości.
Co mówiła mama, gdy zmuszała Cię do nauki koronki, pamiętasz? Naucz się, bo zarobisz sobie, bo to ładne, bo taka tradycja?
MW: Zawsze mówiła, że bym zarobiła, bo moje koleżanki robią koronki i na wszystko zarabiają.
Czyli jej argument był taki zdrowo rozsądkowy?
MW: Tak, w sumie to na dzień dzisiejszy bardzo jej za to dziękuję. Podejrzewam, że ona o tym wie, ale dużo mnie razy za ucho ciągła, bo coś tam było źle zrobione.
A powiedz proszę, co było najtrudniejsze na początku, czy dobrze uchwycić szydełko, czy żeby równiutko wychodziło?
MW: Najgorsze było przypinanie kwiotków do serwetki. Robiłam na przykład same kwiotki i odrywałam nici. Jak mama przyszła z pracy, to mi je przypinała. Nie umiałam się tego nauczyć, pamiętam, że to było najgorsze dla mnie.
Przypinanie, czy chodzi o włączanie do głównej serwetki, wrabianie tych motywów?
MW: Tak.
Wrabiać tak, żeby było ładnie?
MW: W ogóle wrobić. Nie umiałam tego technicznie rozwiązać, jak wrobić kwiotek, który jest robiony w całości jak na przykład winogrono, a ja robiłam osobno te koluszka. Nie wiedziałam czy już mam szydełko wyciągać, czy igłą przyszyć? A tego nie robi się przecież igłą, tylko szydełkiem.
Tak, bo technika polega na tym, że całość się robi szydełkiem.
MW: Tak.
Trudne początki…
MW: Może mi na tym wtedy nie zależało, bo mama mi to tysiąc razy pokazywała, a ja tego nie umiałam.
Powiedz proszę, kiedy zaczęłaś zajmować się koronką tak na poważnie, kiedy nastąpiło to olśnienie?
MW: Po ślubie.
Po ślubie? To jeszcze parę lat minęło!
MW: Minęło. W międzyczasie też robiłam, komplety serwetek, ale schematycznie i wciąż to samo. Po ślubie w 2003 roku, mama przyniosła mi stare wzory i wtedy mnie to zafascynowało!
To były czółka czepców, do Waszego stroju ludowego?
MW: To były pojedyncze motywy, ale też dwa czółka. Z cienkich nici.
Patrzymy teraz na te początki z punktu Twojego ogromnego doświadczenia, przerobienia wielu, wielu rzeczy, wzorów, wypróbowania rozmaitych nici… i zostaje bardzo cienkie szydełko oraz bardzo cienkie nici. Co jeszcze?
MW: Dodatkowo jeszcze nożyce trzeba mieć i dobre światło. I wyobraźnia, to wiadomo. Bo ktoś robi z obrazka, ktoś wymyśla, to różnie bywa. Te rzeczy są najbardziej potrzebne, żeby powstała koronka.
A jeśli chodzi o szydełka, na co zwracasz uwagę?
MW: Z szydełkami to jest właśnie loteria, jak się trafi.
Widziałam, że masz różne, i cienkie i na rączce drewnianej.
MW: Ja mam przeróżne szydełka. Kupuję całe opakowanie, to mam na jakiś czas. Czasami jest tak, że po miesiącu szydełko jest wadliwe, pęka, a innym robię pół roku, różnie to wychodzi.
Czyli niszczą się te narzędzia.
MW: Jak bym miała takie szydełko prawdziwe, zrobione ze szprychy, to ono już jest na długo, tylko ciężko teraz takie dostać.
A ktoś w okolicy produkuje takie szydła?
MW: Na dzień dzisiejszy nikt nie robi.
A dawniej?
MW: Dawniej tak. A jeszcze, choćby zrobił… to nie jest w stanie wykonać tak cienkiego i ono musi być wyrobione. Czyli po długim używaniu ono się zwęża, zmniejsza.
To ciekawe, czyli się ściera?
MW: To bardzo długi proces, żeby takie szydełko powstało.
A nici? W każdej technice koronczarskiej jest tak, że jak koronka jest z cienkich nici, to ma zupełnie inny wyraz. Jakie są najcieńsze nici?
MW: 200.
Robisz koronki z nici jedwabnych i bawełnianych, które lubisz bardziej? Jak Ty je czujesz? Czy masz już jakieś sprawdzone nici?
MW: Mam sprawdzone, ale ciągle poszukuję nowych nici, ciągle, ciągle. Często mam przy sobie szydełko, jak pani w sklepie pozwoli, to sobie sprawdzę.
Jak się układa nić?
MW: Tak, czasami wygląda na oko ok, a w rzeczywistości jest całkiem inaczej.
A co musi być takiego charakterystycznego w nici?
MW: Musi być dobrze zwinięta i żeby była merceryzowana.
Miała lekki połysk?
MW: Tak.
Bo to się przełoży w efekt.
MW: Uhm. Są nici, „z dolnej półki”, często mają w strukturze takie jakby kuleczki. W trakcie robienia to nie jest dobre.
Właśnie, a jak masz taką sytuację, że nagle zdarza się jakiś defekt nici, to jesteś w stanie go ukryć w trakcie pracy, gdzieś go wrobić?
MW: Jak jest mały, to dam radę go schować, tak żeby było niewidocznie, a jak jest duży no to po prostu obcinam go i związuję w supełek i wtedy go chowam.
A jaka jest różnica między nicią bawełnianą a jedwabną, którą się przyjemniej robi?
MW: Z bawełną to jest tak, że się weźnie do ręki i się robi. A z jedwabiem…, trzeba przez parę dni nauczyć się go od nowa.
Czyli przestawiając się na jedwab, musisz jeszcze raz się z nim „zaprzyjaźnić”.
MW: Jak się przestawiam z jedwabiu na bawełnę, to w ogóle nie ma problemu. Ale jak z bawełny na jedwab, to muszę uczyć się na nowo jak go trzymać, dwa razy więcej na palec nawinąć, bo jedwab jest śliski i się ześlizguje.
Chcę się jeszcze zapytać o Twoją biżuterię… bo w Twojej twórczości są takie dwa nurty, sztuka dla sztuki i użytkowa.
MW: Tak.
Są duże prace, które oprawione w ramy prezentują się niezwykle, ale proponujesz także małe formy jak biżuteria, czy ozdoby ślubne, jak pojawił się taki pomysł?
MW: W sumie to chyba tak samo trochę przyszło, chciałam pokazać, że koronka nie musi być tradycyjna, jak serwetka. Można ją też wykorzystywać do użytku codziennego, taki mały akcent.
I ta „mała” koronka jest w różnych kolorach, wprowadzasz czerwony, niebieski, fiolet…
MW: Chciałam, żeby było bardziej kolorowo. Jeśli chodzi o taką tradycyjną koronkę, to tylko biały i kremowy, jako najelegantsze kolory z tych wszystkich. Choć jedna praca powstaje też w kolorze czarnym, serwetka, ale będzie tylko jedna.
Będzie miała zupełnie inny wyraz?
MW: Bardzo ciężko jest w czarnym kolorze wyeksponować wzór.
To ciekawe doświadczenie w myśleniu o ekspresji danego dzieła. Czy motywy powinny być większe, mniej takiego rozdrobnienia, co w tym przypadku wymyśliłaś?
MW: Tu nie ma reguły, trzeba wzory tak poukładać, żeby było po prostu wyraziście.
No i jeszcze widziałam pracę z kamyczkami, małymi otoczakami.
MW: To jest początek. Chciałam pokazać, że koronkę można ze wszystkim łączyć, jest bardzo plastyczna i zaskakująca.
Czyli koronka może nas otaczać, towarzyszyć. Nie boisz nowych wyzwań, prawda?
MW: Nie, ja się nie boję nowych wyzwań absolutnie, tylko że jedna zasada, musi to być ta koronka, musi to przypominać na pierwszy rzut oka, że to jest koronka koniakowska.
Jesteś wierna tradycji tego miejsca, to bardzo ważne jednak.
MW: Tak. Można robić wszystko, ale żeby tradycyjnie to była ta koronka. I ściśle się trzymać określonych zasad. Czasami jak się złamie zasadę, to to już potem w ogóle nie jest koronka, tylko jakaś dziwna przeróbka. Bo można przerabiać, ale z głową, żeby to miało sens.
Pracujesz nad koronkami każdego dnia, starasz się przy dziennym świetle.
MW: Staram się mieć dobre światło, a jak dzień jest krótki, to przy mocnej żarówce.
A powiedz, czy nić reaguje w zależności od wilgotności powietrza, jakoś czujesz to w trakcie pracy?
MW: Nie odczuwam tego, nie. A, co jest ciekawe, jak wstaję rano, jak jestem już bardziej obudzona i rozruszana, to ta koronka jest taka zbita, zwarta. Inaczej wychodzi jak jestem zmęczona. Tego nie widać gołym okiem, ale ja to czuję.
Niezwykłe!
MW: Na przykład słupki są o ileś części milimetra większe, czy luźniejsze, choć tego zwykły człowiek tak nie zobaczy.
Można powiedzieć, że to jest Twoja historia, zawarta w koronce…
MW: Tak to właśnie jest.
Dużo o Tobie mówi… Myślę jeszcze o czymś, co dla mnie jest przejmujące, kiedy, chyba z tęsknotą, wspominasz koronczarki sprzed wielu lat… że to jest Twoje marzenie, żeby przenieść się w czasie i spotkać te panie, które dawniej robiły na szydełku takie różne cuda. Jak sobie to wyobrażasz, podeszłabyś do nich, zapytałabyś o coś? Czy tylko tak po cichutku patrzyła przez ramię jak robią koronki?
MW: Często o tym myślę i chciałabym tam być, ale żeby one mnie nie widziały, żeby zachowywały się naturalnie. Co one robiły na co dzień i jak ta koronka była w ich życiu? Czy one się między sobą dzieliły, czy robiły w dużej grupie? Przy jakim świetle? Takie zwykłe, codzienne życie tej koronczarki… Chciałabym być po prostu między nimi…
Tak, bo koronka była częścią życia tych kobiet…
MW: Właśnie tak, ja nie wiem jak one znajdowały czas, czy wieczorem? Kiedyś było dużo dzieci, gospodarka też… Gdzie one robiły, jak one się między sobą zachowywały, czy była zazdrość, czy doradzały sobie, jak to tam było?
Bo wszystko jest takie ludzkie, prawda? Człowiek jest skomplikowany, to koronka też jest taka. Pokazuje dwie strony, tę niezwykłą umiejętność człowieka do stworzenia czegoś pięknego, przekształcenia rzeczywistości, na przykład kwiatka zobaczonego na łące, w jakiś motyw, który można wstawić do koronki. Z drugiej strony – tak jak mówisz, jest zazdrość, że ktoś okazuje się może bardziej utalentowany od innych…
Ty jesteś taką osobą, która, tak mi się wydaje, chce podzielić się swoją wiedzą, a masz duże doświadczenie. Czy uważasz, że to jest ważne żeby przekazać tę wiedzę? Masz już swoje uczennice.
MW: Tak.
Małe, na razie.
MW: Mam małe uczennice, jest to bardzo, bardzo dla mnie ważne, chyba taki jeden z ważniejszych momentów w tym, co robię. Biorę to ze swojego przykładu, że też w ich wieku się uczyłam, może tego nie chciałam, ale po jakimś czasie jednak przyszedł ten moment, że wróciłam do koronki. I jest ta nadzieja, że może jak nie teraz, no to za parę lat, może któraś z nich poprowadzi to dalej… Bo wiadomo, są te lata młodzieńcze, kiedy człowiek na bok wszystko odstawia, ale potem przychodzi takie wyciszenie, i może wtedy wrócą, będą uczyć swoje dzieci, czy wnuki. Mnie tu pewnie już nie będzie na tym świecie, ale żeby to po prostu przetrwało. Zależy mi bardzo na tym.
To jest wyzwaniem dla Ciebie, żeby nie tylko zrobić coś dla siebie, dla przyjemności, spędzić czas nad koronką, ale żeby jeszcze nauczyć kogoś…
MW: Bardzo mi na tym zależy, naprawdę. Lubię się tym dzielić, nie jest to dla mnie problem. Zawsze mówię, ile będę mogła pomóc, to mogą przyjść do mnie i poprosić.
Ty zawsze jesteś, tak?
MW: Póki żyję, to jestem. No, a potem muszą sobie same radzić, ale myślę, że do tego czasu zrozumieją koronkę. Choć jestem zdania, że mimo to, że ja już tyle lat ją robię, to się ciągle jej uczę, ciągle coś nowego odkrywam, ciągle mnie zaskakuje…Nią się nie da znudzić! Non stop, zawsze coś nowego odkrywam.
A mogłabyś nazwać swoją mistrzynią jakąś jedną osobę? Na pewno mama jest ważna, prawda?
MW: Tak, mama ważna, ale dla mnie wszystkie koronczarki są ważne. My to wszystko tworzymy, my, koronczarki. To nie jest tak, że jedna tworzy. To my. I ta koronka, którą robię, do końca też nie jest moja, od a do z, bo są w niej elementy, które sto lat temu ktoś tam wymyślił. I sądzę, że jestem tu dzisiaj po to, by tworzyć przyszłość.
Czyli ważne jest dla Ciebie to, że jesteś tutaj w Koniakowie jakby częścią tradycji tego miejsca.
MW: Nie wyobrażam sobie, że bym była gdzieś indziej.
Jesteś przekonana, że tu jest Twoje miejsce?
MW: Tak, czuję to miejsce.
Odnalazłaś je dla siebie.
MW: Tak, choć myślę, że jak bym gdzieś indziej się wyprowadziła, to bym dalej robiła koronki, ale właśnie tu człowiek się rozwija. Wiem, że jak bym była gdzieś poza Koniakowem, poza koronczarkami, poza tym klimatem, tym wszystkim, to bym robiła pewnie do pewnego stopnia, a w końcu bym stanęła i stała. Przestałabym rozwijać się dalej. Choć wyobraźni mi nie brakuje, nie boję się nowości…
A powiedz mi czy jesteś zainteresowana inną techniką, jeśli chodzi o koronki, żeby się jej nauczyć, rozwinąć jakąś jeszcze umiejętność?
MW: Jeśli chodzi o naukę innej, na przykład frywolitki, to nie, nie czuję tego. Ok, mogę spróbować i wierzę, że to jest wszystko pracochłonne, ale po prostu chcę zająć się dobrze tym co jest tu, nasze, nie chcę wprowadzać innych koronek do tego, nie czuję tego w ogóle.
Czyli koronka koniakowska daje Ci pełną satysfakcję, tak?
MW: Tak.
Porównuję jedną z Twoich prac z 2017 roku z tą co zrobiłaś teraz, to naprawdę wielki krok naprzód! Czyli to bardzo ważne, żeby po drodze patrzeć też na inne rozwiązania, na stare wzory, które jak mówisz, uwielbiasz analizować? Nawet wyświetlasz sobie na telewizorze, na dużym ekranie, zdjęcia koronek.
MW: Zawsze coś tam widzę nowego. Powiem tak, do tego czasu myślałam, że wiem nie mało, ale za dużo też nie, bo jestem tego świadoma, że człowiek nie wie wszystkiego. Jak pojechałam na kwerendę do muzeum, to uznałam, że nic nie wiem. Cieszę się, że są takie miejsca, jak muzea, gdzie ta koronka jest zachowana, bo ona u nas po domach raczej by nie przetrwała, tak myślę. I myślę, że jeszcze dużo przede mną, co mnie cieszy…
Ważny jest detal, ale wiem, że zwracasz uwagę na całość, na samą kompozycję, na rozplanowanie wzoru. Pamiętam jak opowiadałaś o tym jakie powinno być czółko do czepca?
MW: Uhm. Im bardziej bogatsze, tym widać było, że koronczarka ma większe zdolności. Ale ja trochę inaczej na to patrzę, żeby wzór był widoczny z daleka, z bliska też. Przede wszystkim, żeby się odznaczał na skórze, biały kolor koronki na jasnej karnacji.
Czyli nie może być zbyt drobny, ale też nie może być za duży.
MW: Tu nie ma reguły. Chodzi o widoczność wzoru. Myślę, że każdy jeden jest fajny, tylko żeby był właśnie widoczny. I przede wszystkim zrobiony z cienkiej nici.
Ciekawa jestem, czy jeśli spotkamy się na przykład za dziesięć lat… co się może wydarzyć? Jak myślisz? Bo to jest dużo i nie dużo, prawda? Takiej pracy codziennej… Myślę o Twoich marzeniach, o tej ciszy… Można powiedzieć, że Tobie towarzyszy cisza przy pracy?
MW: Tak.
I wtedy to jest taki Twój czas?
MW: Tak, mój czas. Siedzę ogólnie bardzo dużo godzin, w międzyczasie robię na przykład obiad czy coś innego. Ale jak przychodzą do domu, mąż i syn, jemy obiad, ja znowu siadam do koronki, ale już nie mam takiego skupienia. Lubię być po prostu sama. Może to jest kwestia przyzwyczajenia.
MW: Ale do mamy też lubię chodzić. Myślę, że jak by były inne koronczarki, to bym dała radę z nimi robić, czy one ze mną. Bo to nie stanowi dla mnie problemu. Dla mnie stanowi problem jak telewizor gra…
Czyli coś co zagłusza w mocny sposób skupienie?
MW: Tak.
Ale takie wspólne bycie z kobietami jest ważne, bo dodaje sił.
MW: Ja bym chciała, żeby te czasy wróciły. Może kiedyś będę do tego dążyć. Chciałabym, naprawdę bym chciała. W ogóle, że ktoś tam dzwoni, jesteś w domu? Bedemy heklować, przyjdę na kawę, wezmę heklowanie, jak kiejsi było. Ale, to chyba są tylko marzenia…
No, ale piękne…
MW: Czasami się spełniają…
Właśnie, to tego Ci życzę!
Cieszę się, że udało się nam dotrzeć do Twojego miejsca i zobaczyć te niezwykłe rzeczy, które samodzielnie tworzysz. Składając wielki ukłon w stronę Twojej wrażliwości i Twojego poczucia piękna, dziękujemy za rozmowę.
Wywiad z Mariolą Wojtas zarejestrowany w sierpniu 2018 r. w Koniakowie.
Rozmawiała: Agnieszka Kwiatkowska
Zdjęcia: Bartosz Cygan
Stylizacja: Joanna Zawierucha-Gomułka
Comments: no replies