en
site logo
  • O PROJEKCIE
  • TWÓRCY I ICH PASJE
  • FOTOREPORTAŻE
  • PODCASTY
  • INSPIRACJE
  • KONTAKT
Homepage > Twórcy i ich pasje > Z tiulu i wspomnień
20 grudnia 2025

Z tiulu i wspomnień

Małgorzata Ostrowska dzieli się swoją twórczością na targach rękodzieła w Żywcu.

Małgorzata Ostrowska, członkini Stowarzyszenia Twórców Ludowych od 2012 roku, od lat z pasją kultywuje tradycje haftu żywieckiego. Choć jej twórczość obejmuje różnorodne techniki rękodzielnicze, sercem artystki stał się haft na tiulu – delikatny, misterny i pełen historycznych wzorów. Inspiracje czerpie zarówno z muzealnych eksponatów i dawnych rysunków, jak i z rodzinnych wspomnień o mieszczańskim stroju żywieckim, który nosili jej krewni. Twórczyni nie tylko odtwarza dawne motywy, lecz także tworzy własne kompozycje, przenosząc je niekiedy na miniaturowe formy, takie jak lalki. Jej prace były prezentowane na wystawach i targach w Żywcu, Prudniku, Kazimierzu Dolnym, Lublinie oraz Bielsku-Białej. Ponadto prowadzi warsztaty i kursy haftu na tiulu, dzieląc się wiedzą i pasją z kolejnymi pokoleniami.

Małgorzata Ostrowska dzieli się swoją twórczością na targach rękodzieła w Żywcu.

Pani Małgorzato, haft towarzyszył Pani od dawna, ale tiul to materiał, który wymaga niezwykłej precyzji i cierpliwości. Proszę opowiedzieć, jak zaczęła się Pani przygoda z tym delikatnym, niemal koronkowym haftem, który tak silnie łączy tradycję z osobistą pasją?

Małgorzata Ostrowska: Tak naprawdę haftem zajęłam się dopiero na emeryturze. Wcześniej miałam z nim kontakt tylko pośredni – w rodzinie ciocie nosiły haftowane stroje, widywałam je też na procesjach, więc znałam ten haft głównie od strony wizualnej. Ale żeby sama wziąć igłę do ręki i coś wyszyć – to przyszło dopiero wtedy, gdy przeszłam na emeryturę. Odeszłam z pracy dość wcześnie, po latach pracy w zawodzie nauczycielskim. Wbrew pozorom, jestem już na emeryturze od dwudziestu lat!

Ile miała Pani wtedy lat?

MS: Około pięćdziesięciu. No i tak to się zaczęło – powoli, krok po kroku. W przedszkolu, w którym pracowałam, potrzebne były różne pomoce dydaktyczne, między innymi lalki. To wiązało się z tematyką „małej ojczyzny” i zajęciami o tradycjach regionalnych. Pierwsze lalki powstawały właśnie wtedy, tak jak wspomina moja córka – była jeszcze mała. Lalki szyłam zarówno dla przedszkola, jak i dla niej. W tamtych czasach trudno było o zabawki, więc ubierało się te, które się miało. I właściwie od tego wszystko się zaczęło – od szycia i ubierania lalek w stroje ludowe.

Czy pamięta Pani pierwszy wzór, który wykonała samodzielnie? Czy był to motyw kwiatowy, czy może inny?

MS: Na pewno kwiatowy – w hafcie żywieckim wszystkie motywy są przecież inspirowane kwiatami. Zaczyna się od bardzo prostych kwiatuszków, tak właśnie było i u mnie.

Detal pracy Małgorzaty Ostrowskiej – haftowane motywy kwiatowe na tiulu.

Proszę powiedzieć, jak wspomnienia rodzinne i tradycje żywieckie wpłynęły na Pani drogę twórczą. Mówimy już o okresie, gdy zaczęła Pani tworzyć własne hafty. Jakie znaczenie miały te korzenie i wspomnienia dla Pani pracy?

MS: Myślę, że miały ogromny wpływ. To chyba już jest w naszej krwi. Brat mojej mamy był artystą rzeźbiarzem – zginął w Powstaniu Warszawskim. Siostra mamy również pięknie malowała. W mojej rodzinie zawsze było jakieś zamiłowanie do twórczości. Ja sama też od początku lubiłam coś tworzyć – nawet wtedy, gdy pracowałam w przedszkolu i przygotowywałam pomoce dydaktyczne. To był czas, kiedy nie było tylu gotowych materiałów jak dziś, więc wiele rzeczy trzeba było wykonać samemu.

Na początku malowałam i rysowałam, a z czasem moja twórczość przeradzała się w różne, wymyślone prace – niekoniecznie hafty białe na tiulu, ale także inne techniki i kolory. W końcu jednak pozostałam przy haftach żywieckich. Wymagają one dużo pracy i cierpliwości, więc wciąż wykonywałam też inne prace w kolorze, ale to hafty stały się moją główną pasją.

Z czasem zdecydowałam się skupić na jednym kierunku, aby móc odnawiać tradycyjne wzory. Przyszedł moment, gdy w Żywcu strój regionalny zaczął nabierać coraz większego znaczenia, szczególnie po latach przerwy, gdy brakowało tiulu i osób, które potrafiłyby go wykonać. Kiedyś takie prace powstawały jeszcze w spółdzielniach chałupniczych w Pilsku, więc tam zdobywało się doświadczenie, którego dziś już brakuje.

Małgorzata Ostrowska w trakcie haftowania na tiulu.

Czy Spółdzielnia Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Pilsko” była częścią centralnej organizacji Cepelia?

MO: Tak, to była spółdzielnia związana z Cepelią.

Czy może mi Pani opowiedzieć o stroju mieszczańskim żywieckim? Czy był on obecny w Pani rodzinie?

MO: Tak, strój mieszczański żywiecki był obecny w mojej rodzinie – wspominałam już o tym wcześniej. Mój dziadek był głównym cechmistrzem, szefem cechu, i nosił właśnie taki strój. Jego córka, a moja ciocia, również go zakładała. To czasy dość odległe – nie pamiętam ich osobiście – ale zachowały się rodzinne fotografie z okresu międzywojennego, a nawet sprzed I wojny światowej.

Później haft i stroje żywieckie widywałam podczas procesji w kościele. Sama też miałam z nimi kontakt, gdy tańczyłam w Zespole Regionalnym „Pilsko” – występowałam wówczas w stroju żywieckim.

Z biegiem lat, odwiedzając różne targi i kiermasze, zaczęłam coraz bardziej interesować się tą tematyką. Dziś, po wielu latach, prowadzę Szkołę Haftu na Tiulu – Żywiecką Szkołę Folkloru. Niedawno świętowałam jubileusz piętnastu lat istnienia Żywieckiej Szkoły Tradycji, a z tej okazji zorganizowano wystawę poświęconą haftowi żywieckiemu.

Pocztówka przedstawiająca strój żywiecki, wykonana po 1906 r. Źródło: Wikimedia Commons.

Pani Małgorzato, czy technika haftu na tiulu jest trudna?

MO: Zaprzeczę – nie powiedziałabym, że jest trudna. Sama technika nie jest skomplikowana, wystarczy poznać kilka podstawowych ściegów. To, co ją wyróżnia, to misterność i precyzja, jakiej wymaga. Potrzebna jest też ogromna cierpliwość, ale kiedy już się ją opanuje, haftowanie staje się prawdziwą przyjemnością.

Jakie to są ściegi?

MO: W zasadzie są dwa podstawowe ściegi. Pierwszy to ścieg fastrygowany – używany do odwzorowywania wzoru na tiulu. Drugi to ścieg cerowany, którym uzupełnia się oczka w tkaninie. To właśnie te dwa rodzaje ściegów stanowią podstawę haftu na tiulu.

A na jakim tiulu pani wyszywa?

MO: Ważne jest, aby tiul nie miał zwykłych oczek okrągłych czy prostokątnych, jak w typowych firankach. Do haftu na tiulu nadaje się tylko tkanina o oczkach w kształcie plastra pszczelego, plastra miodu – sześciokątnych. Tylko wtedy wzory wychodzą prawidłowo i pięknie się układają.

Do haftu na tiulu nadaje się tylko tkanina o oczkach w kształcie plastra pszczelego, plastra miodu – sześciokątnych.

Skąd czerpie Pani wzory i inspiracje dla swoich prac?

MO: Powiem wprost. To nie jest tak, że można sobie po prostu wymyślać wzory i być szczęśliwym autorem wszystkich tych prac. Istnieją pewne kanony, określone przez nasze tradycje i historię. Są stare wzory muzealne, które można odtwarzać – i tak się często robi.

Natomiast oczywiście można też tworzyć własne kompozycje, ale zawsze z uwzględnieniem elementów klasycznych. Każdy kwiatuszek, każdy listeczek, każda gałązka ma swoją nazwę i charakterystyczny kształt. Z tych fragmentów, tych gotowych elementów, można komponować coś nowego. Jeśli ktoś ma lekką rękę do rysowania i potrafi sobie coś wymyślić, to jak najbardziej – wtedy powstaje autorski wzór, ale wciąż osadzony w tradycyjnej estetyce.

A Pani tworzy zarówno prace tradycyjne w kanonie, jak i takie, które są w pełni Pani autorską wytwórczością?

MO: Nie mogę sobie tego odmówić. Oczywiście tworzę oba rodzaje. Są osoby, które chcą mieć tradycyjne, muzealne wzory – i trzeba przyznać, że są one naprawdę piękne, ale są też osoby, które pragną czegoś innego, czegoś wyróżniającego się.

Teraz, dzięki działalności Stowarzyszenia Asysty Żywieckiej, coraz więcej ludzi chce nosić strój i prezentować się w nim publicznie. I każdy chciałby mieć coś unikalnego, co odróżnia go od innych. Właśnie na tym od początku opiera się żywiecki strój – od samej genezy chodziło o to, by każdy element miał swoje znaczenie, a jednocześnie pozwalał na indywidualność.

Jakie są najtrudniejsze elementy do wyhaftowania na tiulu?

MO: Największym wyzwaniem jest rozmieszczenie elementów na dużych powierzchniach, zwłaszcza gdy chodzi o strój. Ale to dopiero początek – trudność stanowią też ściegi wypełniające, na przykład środki kwiatków czy listków. To tak zwane „robótki”.

Niektóre z nich od lat są powtarzane i odwzorowywane, ale ambicją wielu hafciarek jest tworzenie nowych wzorów. W zależności od rodzaju tych „robótek” praca nabiera bogactwa i wartości artystycznej – im bardziej misternie i pomysłowo wypełnione elementy, tym piękniejszy i bardziej unikalny efekt końcowy.

„Im bardziej misternie i pomysłowo wypełnione elementy, tym piękniejszy i bardziej unikalny efekt końcowy” – mówi pani Małgorzata.

Czy wykonuje Pani również rekonstrukcje dawnych wzorów? Na przykład konserwacje starych, częściowo zniszczonych haftów?

MO: Tak, zdarza się, że się tym zajmuję. Jeśli chodzi o stare hafty, zauważyłam, że przez lata ich właścicielki same próbowały je ratować. Cerowały dziurki, łatały przetarcia – często w sposób dość prosty, ale z wielkim sentymentem. Nie przeszkadzało im, że na gładkiej powierzchni pojawia się ślad naprawy – ważne było, żeby zachować ten haft przy życiu.

Ja staram się, żeby takich poprawek było jak najmniej widać. Czasem, gdy tiul jest bardzo zniszczony, wycinam fragment w miejscu najbardziej uszkodzonym, wyszywam cały haft od nowa i podszywam całość świeżym tiulem, tak by zniszczone elementy zniknęły. Sposobów jest wiele – każda hafciarka ma swoje. Ale tak, pomagam ludziom w takich sytuacjach, gdy chcą uratować coś naprawdę cennego.

Jak długo trwa stworzenie jednej serwety tiulowej albo pojedynczego elementu?

MO: Jeśli chodzi na przykład o jeden element – powiedzmy, jeden „ząb” kryzy – to mniej więcej jeden dzień pracy. Ale to nie jest taki zwykły dzień ośmiogodzinny, tylko trzeba naprawdę przysiąść i skupić się na tym konkretnym fragmencie.

Trudno to dokładnie określić, bo wszystko zależy od wprawy i sposobu pracy danej osoby. Jedno jest pewne – tego nie da się zrobić szybko.

Właśnie – tiul to bardzo delikatny materiał. Pomimo, że rozciąga się go na tamborku czy ramce, to jednak zupełnie inna powierzchnia niż len.

MO: Oczywiście. Hafty płaskie też wypełnia się zupełnie inaczej. To zresztą bardzo ważne, także przy wycenie pracy. Czasem ktoś spojrzy na serwetkę i pomyśli: „50 złotych – dużo jak za taką małą rzecz”. A tymczasem to są godziny pracy. Trudno dokładnie powiedzieć, ile – ale dajmy na to, że wykonanie jednego kwiatowego ornamentu zajmuje około dziesięciu godzin.

Lalki zaprojektowane i wykonane przez panią Małgorzatę.

Pani Małgosiu, przejdźmy do Pani działalności edukacyjnej i wystawienniczej. Prowadziła Pani wiele warsztatów i kursów haftu. Które z tych działań były dla Pani szczególnie ważne?

MO: Najbardziej utkwiły mi w pamięci – i nadal mam je w sercu – zajęcia z małymi dziećmi. Takimi sześcio-, siedmioletnimi, czyli z początku szkoły podstawowej. To jeszcze trochę za wcześnie na igłę, choć zdarzają się bardzo ambitne dziesięciolatki.

Niestety, takich dzieci jest coraz mniej. Często brakuje im cierpliwości, nie widzą sensu, nie rozumieją, po co to robić. Bo to przecież nie chodzi tylko o to, żeby wyszyć jedną serwetkę czy nauczyć się przetykania nitki igłą.

Zdarza się też, że dzieci nie chcą zakładać tradycyjnych strojów, mimo że ich rodzice je mają. Jedne się z tego cieszą, a inne wręcz przeciwnie. To kolejny problem, nad którym próbuję pracować – żeby ocalić to dziedzictwo i zachęcić najmłodszych do współpracy, choćby zaczynając od przedszkoli.

Czy to również wynika z Pani wykształcenia?

MO: Pewnie trochę tak – może właśnie dlatego łatwiej mi pracować z dziećmi. Ale chodzi mi przede wszystkim o to, żeby miały kontakt z tradycją. Jeśli nie po to, żeby same szyły, to przynajmniej po to, by mogły prezentować efekty naszej pracy.

Ostatnio, razem z moją znajomą z Muzeum katowickiego, realizowałyśmy projekt „Mistrz i Uczeń”. Przygotowałyśmy w jego ramach strój żywiecki w wersji przedszkolnej – malutki, dostosowany do dzieci. Równolegle szyłam taki sam dla mojej wnuczki, która teraz z dumą w nim występuje.

Poza tym od piętnastu lat prowadzę przy Domu Kultury Żywiecką Szkołę Folkloru – nazywaną też Żywiecką Szkołą Tradycji.

Pani prowadzi tę szkołę? Czy była też jej inicjatorką? Jak to się zaczęło?

MO: W zasadzie wszystko zaczęło się przy Domu Kultury, choć początkowo działało to w ramach Towarzystwa Miłośników Ziemi Żywieckiej. Istniał wtedy projekt „Żywiecka Szkoła”, w którym koordynatorką była inna osoba – pracowniczka Domu Kultury.

W ramach tego projektu prowadzono różne warsztaty: haft na tiulu, malarstwo na szkle, wykonywanie bibułkowych kwiatków. Z czasem jednak większość tych zajęć się wykruszyła, a został tylko haft tiulowy. I to właśnie on trwa do dziś, nieprzerwanie od tylu lat.

Oczywiście wiele osób działa też na innych polach, bo tradycja żywiecka jest bardzo szeroka. My mamy to szczęście, że współpracujemy z Muzeum Miejskim w Żywcu – nasza kustoszka, pani Dorota Firlej, powołała Stowarzyszenie Asysty Żywieckiej, w którym naprawdę dużo się dzieje. To nie tylko pokazy strojów, ale też różne inicjatywy edukacyjne i artystyczne. Mamy również dostęp do muzealnych zbiorów, więc możemy z nich czerpać inspiracje i pomysły do naszych prac.

Czy w Żywieckiej Szkole Haftu uczestnikami warsztatów są również dorośli?

MO: Tak, to przede wszystkim dojrzałe osoby.

A jakie reakcje uczestników takich warsztatów najbardziej Pani zapadły w pamięć? Z czym muszą się zmagać, podejmując decyzję o nauce tej tradycji?

MO: To przede wszystkim osoby, które po prostu chcą się spotykać w grupie. Nie wszyscy lubią na przykład należeć do formalnych związków emerytów, więc warsztaty dają im przestrzeń do działania.

Cieszą się, że mogą wykonywać hafty, poszerzać wiedzę, a przy okazji mają dostęp do tradycyjnych strojów i uczą się je wyszywać. Nie da się też ukryć, że w tym wszystkim pojawiają się pewne korzyści finansowe – dla wielu osób to również sposób na zarobek przy swojej pasji.

Tiulowy kołnierz autorstwa pani Małgorzaty.

Czy widzi Pani wzrost zainteresowania tradycyjnym haftem wśród młodych ludzi?

MO: Raczej nie. Chociaż w stowarzyszeniu pojawiają się młodsze osoby, które chcą nosić stroje, to nie oznacza, że chcą je samodzielnie szyć.

Cierpliwość jest tu dużym wyzwaniem, a do tego młodzi mają inne możliwości finansowe i status – wolą kupić gotowy strój, niż godzinami siedzieć i haftować.

Na jakich wystawach i wydarzeniach ostatnio pokazywała Pani swoje prace, i które z nich uważa Pani za najważniejsze?

MO: Ostatnio brałam udział w wystawie jubileuszowej twórców ludowych. Natomiast moja indywidualna wystawa była również jubileuszowa – z okazji 15-lecia prowadzenia Żywieckiej Szkoły Folkloru. Na tej wystawie prezentowane były nie tylko moje prace, ale także prace pań, które przez te 15 lat uczestniczyły w zajęciach. Sięgnęłam pamięcią wstecz i zaprosiłam wszystkie uczestniczki, aby mogły pokazać swoje prace.

Trzy lata temu miałam indywidualną wystawę podczas Tygodnia Kultury Beskidzkiej. Była to bardzo osobista wystawa pt. „Lalki Małgorzaty”.

Jak już wspominałam, wszystko zaczęło się od lalek mojej córki. Potem powstały szopki w przedszkolach, gdzie lalki w strojach regionalnych trafiały do żłóbka. Przez lata korzystałam z pięknych lalek z Krawala (Krakowska Wytwórnia Lalek). Odczułam ogromny zawód, gdy firma zlikwidowała działalność – trudno było mi sobie zapewnić te lalki. Do dziś wspomnienie tego wywołuje we mnie silne emocje.

Dlatego zaczęłam sama robić lalki w strojach regionalnych – nie tylko żywieckich, ale także góralskich, z całej Trójwsi i okolicznych regionów. Wszystko dokumentuję na zdjęciach i pewnie kiedyś uda się to zaprezentować w całości. Niektóre elementy pożyczałam też do wystaw lub do przygotowania szopek w kościołach – całe zestawy lalek w strojach góralskich, starannie ubierane w różne ludowe kostiumy.

Na tej wystawie prezentowałam zarówno lalki, które szyłam dla mojej córki 30-40 lat temu, jak i nowe, które miałam w zapasach. Łącznie było około 40 lalek, wszystkie w pięknych strojach, prezentowane w sali wystawowej Żywieckiej Biblioteki Samorządowej – to było naprawdę wyjątkowe doświadczenie.

Piękne lale z Krawala ubrane w tiulowe ozdoby autorstwa pani Małgorzaty.

Co według Pani decyduje o unikalności żywieckiego stroju mieszczańskiego? Co go wyróżnia i definiuje?

MO: Sam haft na tiulu jest dla mnie kluczowy – to on w dużej mierze definiuje strój. Choć podobny haft występuje także w innych regionach, na przykład w Szamotułach, tamtejsze czepce mają wstęgi i stosują trochę inną technikę. Mają też tzw. „snutki” – delikatne niteczki w batyście i cienkiej bawełnie, które nadają im niepowtarzalny charakter. To naprawdę piękne detale, których w naszym hafcie nie ma.

Natomiast nasz haft żywiecki jest niezwykle bogaty, wręcz przesycony wzorami. Niektórzy mogliby powiedzieć, że czasem jest zbyt „przesadny”, ale właśnie w tym tkwi jego wyjątkowość. Sam strój, jego wygląd i bogactwo haftu mówią same za siebie – to one wyróżniają żywiecki strój mieszczański i nadają mu niepowtarzalny charakter.

Jak Pani zareagowała na wpisanie tradycji żywieckiego stroju mieszczańskiego na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa?

MO: Z wielką radością! Brałam w tym udział – to było dwa lata temu, w 2023 roku. Ten wpis otworzył też nowe możliwości, bo choć wcześniej jeździłam na różne wystawy, w ubiegłym roku zostałam wyróżniona na Jarmarku Lubelskim „Re-tradycja”. To zjazd twórców z różnych krajów, głęboko zakorzenionych w tradycji swoich państw.

Tam zdobyłam nagrodę, a teraz jadę tam już po raz drugi. Na wystawie były wszystkie informacje – po polsku i po angielsku – że żywiecki strój mieszczański został wpisany na listę dziedzictwa. Mogę to wszystko poprzeć zdjęciami. To wyróżnienie spotkało się z uznaniem jury i uczestników, którzy doceniają tradycję i kunszt wykonania tych strojów.

Pani Małgosiu, w jaki sposób, Pani zdaniem, możemy dziś skutecznie chronić i promować lokalne tradycje, takie jak ta, którą Pani reprezentuje?

MO: Niedawno rozmawiałam o tym podczas mojej wystawy z burmistrzem naszego miasta oraz z dyrektorem Miejskiego Centrum Kultury. Ubolewałam nad tym, że młodzież interesuje się tym coraz mniej, choć wystawa przyciągnęła sporo dojrzałych uczestników i zgłoszenia kolejnych osób.

Burmistrz zaproponował – a część tego już się dzieje – wyjścia do szkół, pokazy, warsztaty i zajęcia praktyczne, dzięki którym można by zainteresować młodych ludzi tym dziedzictwem. Kluczowe jest też znalezienie odpowiedniej motywacji, by chcieli w tym uczestniczyć i rozwijać swoje umiejętności.

Czy myślała Pani o przekazaniu swojej wiedzy w formie publikacji, albumu albo podręcznika?

MO: Nie, i już tłumaczę dlaczego. Mamy jeden, bardzo stary podręcznik „Zdobnictwo kobiecego stroju żywieckiego” z 1931 r., stworzony przez Stanisławę Matuszkówną, którą wspomina się jako prekursorkę tej dziedziny. Poza tym strój żywiecki wraz z haftem nie jest aż tak stary – obejmuje około 300 lat.

Skąd się wziął? Żywieccy rzemieślnicy byli zamożni i mieszkali przy ważnym szlaku, szlaku wiedeńskim. Przywozili stamtąd dla swoich kobiet najpiękniejsze materiały: czepce, tiule, wstążki, koronki, korale… Dzięki temu mogły powstać bogato zdobione stroje – pięć haftowanych halek, a przede wszystkim tiul, który nie jest w pełni polski, lecz przywieziony z Francji czy Włoch.

Dlatego mówię o „papudze narodów” – to nie jest określenie pejoratywne, po prostu tak było. W Polsce stroje mieszczańskie są rzadkością – poza żywieckim taki strój ma jeszcze Toruń. To nie są stroje ludowe, lecz mieszczańskie i bardziej szlacheckie. Żywiec i Toruń są jedynymi miastami w Polsce, które mogą pochwalić się takim dziedzictwem.

A wracając do opracowania reprintu Stanisławy Matuszkówny „Zdobnictwo kobiecego stroju żywieckiego” z 1931 r. – tam jest wszystko: jak ułożyć czepiec, ile halek, jak skroić i wykroić wszystkie elementy stroju. Jest to opisane w sposób tak kompletny i przemyślany, że właściwie nie mamy czego dodawać ani wymyślać. Jeśli będziemy archiwizować to, co mamy, to raczej w formie dokumentacji niż tworzenia nowych wariantów – po prostu nie ma potrzeby niczego wymyślać.

Moja rola polega więc na tym, że oprócz kultywowania żywieckiej tradycji i haftowania strojów, tworzę też własne projekty – fantazyjne, autorskie, takie jak np. duże obrazy haftowane, małe laleczki czy inne dekoracje. Te ostatnie powstały również z myślą o tym, żeby każdy mógł mieć coś w przystępnej formie – np. na choinkę czy w formie prezentu – bez potrzeby posiadania dużych form tiulowych.

Dlatego bardziej niż podręcznik czy nowy instruktaż, przydałby się katalog archiwizujący nasze tradycje i dotychczasowe prace – taka dokumentacja, która zachowa wiedzę i pozwoli ją przekazać kolejnym pokoleniom.

A czy ma Pani jakieś marzenie związane z haftem, może jakiś szczególny projekt, który chciałaby Pani jeszcze zrealizować?

MO: Nie jestem pewna, czy można to nazwać marzeniem, ale obecnie dostałam propozycję od Stowarzyszenia Twórców Ludowych, aby wziąć udział w projekcie, w którym trzeba wyhaftować pewne historie i przelać je na tkaninę. Zaczynam nad tym myśleć i mam nadzieję, że uda mi się go zrealizować.

Małgorzata Ostrowska dzieli się swoją twórczością na targach rękodzieła w Żywcu.

Co daje Pani największą satysfakcję?

MO: Największą satysfakcję daje mi realizowanie moich pomysłów i widzenie, że są one doceniane – zarówno przez osoby oglądające moje prace, jak i przez innych twórców czy uczestników warsztatów.

A czy haft jest dla Pani także formą relaksu, a może formą medytacji?

MO: Do końca relaksu nie, bo w tej chwili jest z tym zbyt wiele obowiązków. Praca goni pracę i trudno mi się wyciszyć. Natomiast to drugie – medytacja – bardzo mi się podoba. Faktycznie, kiedy haftuję, tyle myśli krąży w głowie, tyle pojawia się pomysłów, postanowień… To jest jak medytacja na sto procent. Głowa pracuje cały czas.

Jakie wartości według Pani niesie za sobą rękodzieło w dzisiejszym świecie?

MO: Ogromne wartości. Przede wszystkim podtrzymuje nasze tradycje, rodzime zwyczaje. Powoli, ale jednak, dzieje się coś, co eliminuje bylejakość i brak artyzmu. Ludzie to doceniają – choć niestety nie zawsze. Obserwuję, jak wielu już nie odróżnia prawdziwego rzemiosła od tandety. Mamy np. sklep w pobliżu, gdzie sprowadzane są góralskie ciupagi czy kierpce „made in China”. To jest tragedia, bo ludzie nie doceniają prawdziwej wartości ręcznej pracy. Takie dzieła są bardzo kosztowne i wymagają ogromnego wkładu, a często zdewaluowane w odbiorze społecznym.

Ludzie często nie rozumieją, dlaczego za ręcznie wykonane dzieło trzeba zapłacić i ile czasu oraz energii to kosztuje. 

MO: A czasami wcale nie chodzi o sam zarobek – chodzi o to, że wkładam w to swój czas, pracę, drogi materiał. Aby móc tworzyć kolejne rzeczy, muszę w jakiś sposób odzyskać kapitał.

Jakie przesłanie chciałaby Pani skierować do osób rozpoczynających naukę haftu na tiulu? Gdyby miała Pani okazję odwiedzić liceum i spotkać się z młodzieżą, w jaki sposób zachęciłaby ich Pani do zainteresowania się tą techniką?

MO: W takiej sytuacji widzę siebie z czasów szkoły średniej, na początku mojej drogi zawodowej. Potrafiłam całymi dniami coś tworzyć – haftować, robić na drutach – a potem z dumą nosiłam własnoręcznie wykonane rzeczy. Dziś moda na takie wyroby wraca. Często słyszę: „Ty zawsze byłaś pięknie ubrana, miałaś rzeczy, jakich nikt inny nie miał”. To pokazuje, że można wyglądać modnie i oryginalnie, nie sięgając po ubrania z sieciówek. To naprawdę daje ogromną satysfakcję –  świadomość, że stworzyło się coś własnymi rękami.

Kiedy ostatnio nosiła Pani swój strój żywiecki i w jakiej sytuacji?

MO: Ostatni raz ubrałam go jesienią, piękną, złotą jesienią, podczas projektu „Relacje między pokoleniami” organizowanego przez stowarzyszenie. Ubierałyśmy strój ja, moja synowa oraz moja pięcioletnia wnuczka. Byłyśmy wszystkie trzy i tańczyłyśmy w parku wśród opadających liści. To było naprawdę wyjątkowe doświadczenie, nosiłam wtedy swój strój z dumą.

Pani Małgosiu, czy chciałaby Pani jeszcze coś dodać, podzielić się czymś, co leży Pani na sercu w kontekście tradycji żywieckiego stroju i haftu?

MO: Tak, jest jedna rzecz, która leży mi bardzo na sercu – to właściwe ujęcie żywieckiego haftu na tiulu w systematyce polskiego rękodzieła. Wielu ludzi go nie zna albo uważa, że jest stricte mieszczańskim haftem i nie mieści się w kanonach haftów ludowych. Tymczasem całe nasze dziedzictwo regionalne opiera się na haftach – w każdym stroju można znaleźć jakieś zdobienia.

Żywiecki haft jest jednak często pomijany, bo nie jest ludowym haftem, i przez to jest słabo zauważany i doceniany, nawet przez etnografów.

Czy w Muzeum Żywieckim brakuje osoby, która podjęłaby się opracowania monografii tego haftu?

Obecnie razem z panią kustosz Dorotą Firlej i panią Agatą Muchą z Narodowego Instytutu Dziedzictwa oraz Asystą Żywiecką staramy się o wpisanie samego haftu na tiulu na listę dziedzictwa – wcześniej wpisano cały strój, a teraz chcemy, żeby sam haft został uznany oddzielnie. To będzie kolejny etap w ochronie i promocji naszej tradycji.

Serdecznie dziękuję Pani Małgosiu za poświęcony czas i podzielenie się swoją pasją oraz doświadczeniem. Pani opowieści o żywieckim hafcie i stroju mieszczańskim pokazały mi, jak pięknie można łączyć miłość do tradycji z własną twórczością. Ta rozmowa była dla mnie prawdziwą lekcją wrażliwości, cierpliwości i oddania sztuce i pozostanie dla mnie inspiracją na długo.

*

Wywiad przeprowadzony w lipcu 2025 r. w Żywcu.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / Rzeczy Piękne
Fotografie: Bartosz Cygan / Rzeczy Piękne

 

Wywiad zrealizowany na zlecenie krakowskiej Fundacji Burza Mózgów.

Dofinansowano ze środków MKiDN pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

hafciarka hafciarstwo haft Małgorzata Ostrowska
Previous StoryŚlady na skorupkach

Related Articles:

  • _MG_8679
    Tradycje rodzinne

Comments: no replies

Join in: leave your comment Cancel Reply

(will not be shared)

PODCASTY

O projekcie

Ostatnie wpisy

  • Z tiulu i wspomnień
  • Ślady na skorupkach
  • Koraliki pokoleń
  • Życie toczę własnymi rękami
  • Na styku tradycji i współczesności
  • Między kontrolą a przypadkiem

Spotkania w pracowniach

© RZECZY PIĘKNE 2025
Publikowane teksty i zdjęcia są autorskie i podlegają ochronie.
W przypadku pytań prosimy o kontakt: info@rzeczypiekne.pl
  • O PROJEKCIE
  • ZESPÓŁ
  • KONTAKT
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaPolityka prywatności