Z naszym Gościem spotykamy się w jego pracowni z bardzo dużym oknem, znajdującej się na tyłach budynku Akademii Sztuk Pięknych, dawnej siedziby Muzeum Techniczno-Przemysłowego przy ulicy Smoleńsk w Krakowie. Zapraszamy na spotkanie z Pawłem Orłowskim, rzeźbiarzem.
Fotoreportaż z pracowni Artysty >>
Rzeczy Piękne: Zawód rzeźbiarza – co to takiego? Wydaje się, że wybór takiej drogi życia wcale nie jest prosty.
Paweł Orłowski: Urodziłem się rzeźbiarzem! Dla mnie nigdy nie była to kwestia wyboru. Od dziecka zajmowałem się trzema wymiarami.
Predyspozycje, zainteresowania mogą pojawić się bardzo wcześnie w naszym życiu. Czy będą miały szansę rozwinąć się, zależy od tego czy je wybierzemy i podążymy tą ścieżką.
PO: Tak, predyspozycje są faktycznie widoczne od najmłodszych lat. Myślę, że w moim przypadku tak właśnie było.
Tak myślałam, że rzeźbiarstwo jest bardzo indywidualną drogą.
PO: Świat biegnie swoim rytmem, a ja codziennie „idę do źródełka”, czyli idę do pracowni. Moim zdaniem, ciekawym aspektem jest w tym wszystkim samotność. Droga rzeźbiarza to samotna podróż. W moim życiu ciągle się to powtarza i ten rytm trwa.
Istotne, że podążyłeś za tym zainteresowaniem.
PO: Później jest kwestia wyborów, także szczęścia w życiu. Na lekcjach ciągle rysowałem. Ze szkoły podstawowej pamiętam moje zeszyty, które zamalowywałem zaczynając od ostatnich stron. Nauczycielki załamywały ręce, ale z zainteresowaniem je oglądały.
Pamiętasz, jakie to były rysunki, abstrakcyjne?
PO: Nie, przedstawiające. Rysowałem to, co mi przychodziło do głowy, myśląc może o tym, co nauczycielka opowiada. Później wybór liceum plastycznego był zupełnie naturalny, bo gdzie można iść, jak się ciągle rysuje?
A czy ktoś z nauczycieli, na przykład od plastyki, pomógł Ci skierować się na odpowiednie tory?
PO: Ta droga była ciągle samotna… Mój starszy brat, który jest architektem, przygotowując się do egzaminów na politechnikę dużo rysował i uczył mnie – pokazał mi ten świat.
Pamiętam, któregoś dnia zobaczyłem u niego album Rodina. To było mocne przeżycie. Wcześniej czegoś takiego nie doznałem. Kiedy zobaczyłem ten album, oczy mi się otworzyły, to było fascynujące. Myślę, ze wtedy zdecydowałem, że będą rzeźbiarzem.
Tak, rzeźby Rodina potrafią poruszyć.
PO: To był zupełnie inny świat i coś tak profesjonalnego! Pojawiła się we mnie cała masa emocji i chyba właśnie wtedy stwierdziłem, że fajnie byłoby dostać się do liceum plastycznego, tam się uczyć – i tak się stało. Dużo rysowałem, dużo rzeźbiłem.
Wszedłeś w nurt tej rzeki i dałeś się mu ponieść.
PO: Nie myślałem nigdy o tym, że chciałbym być lekarzem czy może strażakiem. Rzeźbienia nie traktowałem nawet jako zawodu, tylko po prostu to robiłem. Traktuję je jako powołanie.
Ale z pasji może wytworzyć się przyszły zawód.
PO: Nie powiedziałbym, że mam jakiś zawód, tylko że się tym zajmuję, ale wiadomo, że to trzeba jakoś nazwać i zaszufladkować.
Mówiłeś o intensywnym rysowaniu, rzeźbieniu – łapiesz pomysły na gorąco? Jak to robisz – rysujesz, notujesz?
PO: Tak, jakiś szybki szkic, koncepcja.
Czy zawsze masz całą koncepcję już od początku?
PO: Nie. Na każdym etapie moja idee ewaluuje.
Właśnie!
PO: Ha! W skali modelu z papieru jest to proste, można wziąć klej na gorąco czy taśmę klejącą i połączyć.
… a w skali monumentalnej wszystko musi się solidnie trzymać. Zastanawiam się nad konstrukcją, czy tego typu rzeźba potrzebuje jakiegoś rdzenia, rusztowania od środka? Czy może potrzebne są punkty podparcia?
PO: I właśnie tu jest ten background mojego brata architekta.
A to są łączenia na stałe, czy można je rozkręcać?
PO: To zależy od konkretnej rzeźby, jej formy, od materiału i wielkości. Z jednej strony mamy wolność, a z drugiej dostosowujemy się do możliwości.
Czyli musi być duża dyscyplina pracy.
PO: Tak, sam materiał dyscyplinuje rzeźbiarza. Moje rzeźby powstają ze stali, brązu, porcelany.
Metale na pewno mają swoje zalety i wady. W którym z nich pracujesz najchętniej?
PO: Dla mnie podstawowym materiałem rzeźbiarskim jest brąz, czyli metal, który uważam za ponadczasowy.
Brąz ma piękny kolor.
PO: Patyna, kolor, to kolejny aspekt tego materiału.
Czy tworzyłeś także w innych materiałach, na przykład w kamieniu?
PO: Kiedyś wziąłem kartkę i spisałem materiały, którymi się zajmowałem. Było tego naprawdę mnóstwo: różne metale, glina, gips, drewno, kamień, szkło, papier, wiklina; tworzyłem rzeźby silikonowe, pracowałem w betonie. Teraz podjąłem się projektowania, dzięki współpracy z Galerią van Rij zacząłem współpracę z „Fabryką Porcelany AS Ćmielów”. Wykonałem serię figurek, rzeźb ze szmaragdowej porcelany. To jest przełomowy projekt.
Czy będą to jedyne i niepowtarzalne obiekty?
PO: Zdecydowanie tak, numerowane, z certyfikatem. Jedna seria będzie limitowana, właśnie ta ze szmaragdami.
Praca w porcelanie faktycznie może być wyzwaniem, choćby przez to, że ten materiał kurczy się w obróbce, więc to też trzeba wziąć pod uwagę.
PO: Tak jest, ubywa prawie 20%. Była to praca z wyjątkowym materiałem, jakim jest szmaragdowa porcelana, którą produkuje wyłącznie polska manufaktura AS Ćmielów. Nie robi tego nikt inny na całym świecie. Seria będzie przeznaczona na rynek francuski, jestem bardzo ciekawy, jak zostanie przyjęta.
Bardzo intrygujący jest w Twoich rzeźbach także kolor: naturalnego metalu albo odpowiedni odcień danej barwy. Farba pokrywa całą figurę, albo tylko jej wyznaczone partie, niektóre dzieła są wielokolorowe. Rozplanowanie partii koloru nie jest oczywiste, ale zastanawiające.
W jaki sposób malowane są rzeźby: pędzlem, natryskowo?
PO: Nie, to są kolejne czysto techniczne zagadnienia i wiedza.
Potrzebny jest czas i praca?
PO: Tak, ale to jest też praca pełna meandrów, poszukiwań, jedno prowadzi do drugiego, realizacja jednego projektu prowadzi do czegoś następnego. Wszystkie kolejne projekty sumują się i prowadzą gdzieś dalej. W rzeźbie nie ma takich skoków żabich, że przeskakujemy coś, tylko trzeba po kolei odbyć jeden etap, potem drugi, kolejno jest szkicowanie, projektowanie…
Zastanawiałam się nad ABC rzeźbiarza…
PO: Zaczyna się od studiowania natury.
To w nich widać, w kształtach, ruchu, proporcjach…
PO: Czasami dotykamy formy prawie abstrakcyjnej, widzimy zestaw brył geometrycznych, stożków, trójkątów… Nagle patrzymy na całość i widzimy, że to jest człowiek w ruchu, że w tym jest ekspresja i od razu wyobraźnia podpowiada, że to pewnie jest noga, to ręka i za chwilę już czujemy tę postać, jej ruch, dynamizm. To uproszczenie formy powoduje, że widzowie są wciągani w grę, łamigłówkę, bo nie mamy gotowej, pełnej detali opowieści.
„Co ja mam z nią zrobić?”
PO: Tak, i zaczynamy chodzić wokół tej formy, skanować ją i próbować zrozumieć. To jest właśnie to, o co mi chodzi: wybijam widza ze snu i obojętności. Idąc ulicą nie jesteśmy otwarci na przeżycia estetyczne, filozoficzne, raczej każdy pędzi w swoją stronę, żeby załatwić swoje sprawy, a tu nagle mamy obiekt, który nas wybija z tego rytmu codzienności i krzyczy do nas, żebyśmy spróbowali go zrozumieć. Później jest nagroda, kiedy nagle zagadka zostaje rozwiązana i widzimy całość, rozumiemy, o czym to jest. Pojawia się kolejna warstwa, czyli bardziej filozoficzna, refleksja co ta bryła wyraża, jak ona na mnie działa – i wówczas wchodzimy w kolejny etap rozumienia dzieła sztuki. Widzę, że to ludzi intryguje, chcą rozwiązywać moje łamigłówki.
Czyli odbiorca jest ważny cały czas, taki właśnie zaczepiany, zachęcany do zastanowienia się.
PO: Właśnie taki jest dla mnie istotny.
Czy otoczenie, w którym stanie rzeźba, również ma znaczenie?
PO: Bardzo istotny jest kontekst, w którym ten obiekt się znajduje, czy to jest plac, architektura czy zieleń. Lubię ustawiać moje rzeźby w różnych kontekstach.
A jednocześnie nie da się osiągnąć wszystkiego na skróty. Myślę, że jeżeli do czegoś nie będziemy dojrzali sami w sobie i nie przejdziemy, jak powiedziałeś, etapów mrówczej pracy, ale skoczymy skrótem, to nie będzie to może miało odpowiedniej wartości.
PO: Moje życie jest w znacznej części wypełnione myśleniem i kontemplacją nad tym, dokąd zmierzamy i skąd pochodzimy. Właśnie istotny jest ten kontekst artysty renesansowego i zetknięcie się z postawą Medyceusza, kontemplacyjną.
Chciałabym jeszcze zapytać o mistrzów w Twoim życiu. Uważam, że bardzo ważny jest fakt, że sam chciałeś poszukiwać, działać, stawiałeś sobie wyzwania. Analizując rzeźby klasyków, na przykład adaptując przedstawienie Lorenzo de’ Medici Michała Anioła, musiałeś je głęboko przemyśleć. Kto z nauczycieli, profesorów na Akademii powiedział Ci coś istotnego, coś co może pomogło w zrozumieniu sztuki rzeźbiarstwa. Kogo wspominasz, kto zainspirował, czy nauczył także jak krytycznie podchodzić do swojej pracy?
PO: Na pewno profesor Karlheinz Biederblick, z którym pracowałem. Był moją inspiracją, przewodnikiem, nauczył mnie otwarcia i luzu. To było w czasie kiedy studiowałem w Berlinie.
Ale w sensie nie martwienia się o reakcje otoczenia, czy raczej znalezienia w sobie przestrzeni, żeby być gotowym na poszukiwania?
PO: Otwartości i nie zamykania się w jakichś kanonach, schematach. Profesor dał mi wolność i swobodę. Akademia krakowska jest klasyczną uczelnią, przynajmniej do tej pory taką była, i hołduje kanonom klasycznym, historycznym. Akademizm jest mocno akcentowany, zwłaszcza na wydziale rzeźby. A profesor był taką osobą, która otwierała drzwi do swobodnej interpretacji, zachęcała myślenia.
Na Universität der Künste Berlin.
PO: To było dla mnie zaskakujące, bo tamtejsza uczelnia otworzyła się zupełnie na kreację. Powiedziałbym, że tak jak krakowska ASP mocno stała w klasyce, to uczelnia berlińska mocno kontestowała przeszłość. Była futurystyczna, nastawiona na spojrzenie przyszłościowe, poszukiwano tam nowych materiałów, nowych rozwiązań.
Umberto Eco mówił, że „wyrastamy na ramionach olbrzymów”. W moich rzeźbach widać nowoczesną formę, ale jednak ich duch jest klasyczny, z przeszłości. Interesują mnie nowoczesne technologie przemysłowe, technologiczne możliwości i nowoczesny sposób podejścia do kształtowania formy. To wszystko mnie inspiruje, ale mówiąc szczerze najlepiej czuję się wśród klasyków. Caravaggio, Goya, Rembrandt, Picasso, Matisse, Cézanne – wszyscy ci artyści są mi bardzo bliscy, znaczną część moich studiów spędziłem w muzeach, oglądając ich dzieła. Jeśli mówimy o mistrzach, to bardzo dużo nauczyłem się właśnie od nich.
Bezpośredni kontakt z obiektem sztuki jest nie do zastąpienia, bardzo dużo uświadamia.
PO: I mamy wtedy spotkanie z żywym człowiekiem, ze śladem, który on pozostawił po sobie.
Tak, jednocześnie możemy zachwycić się tym, co potrafi wymyślić i zrealizować, niezależnie czy to jest wpisane w jakiś kanon, czy nie.
PO: To też jest kwestia upływu czasu, że dane dzieło powstało wiele lat przed nami.
Indywidualne spotkania z dziełami sztuki są zawsze bardzo wzbogacające, a jeśli potrafimy odebrać ich piękno, odczytać przekaz, który niosą, docenić wiedzę i umiejętności twórców, to jest to bardzo cenne.
Pięknie dziękuję za rozmowę, za szczere przedstawienie realiów związanych ze sztuką, twórczością, za dzielenie się z nami, odbiorcami, Twoją wrażliwością, jak i za zachęcanie nas do myślenia, zauważania i reagowania.
***
Wywiad przeprowadzony 20.02.2021 r.
Rozmawiała: Agnieszka Kwiatkowska / Rzeczy Piękne
Fotografie: Bartosz Cygan © Rzeczy Piękne
Korekta: Dorota Smoleń
Comments: no replies