Robert Rumin to artysta, który w swoim malarstwie inspirowanym ikoną bizantyjską stosuje oryginalne połączenie tematyki tradycyjnej ze współczesną. Przez ponad dwadzieścia pięć lat pracy twórczej udało mu się stworzyć indywidualny język wypowiedzi artystycznej. Ikony Roberta są pisane na nietypowych podłożach ze starego drewna. Mają wyjątkową wymowę, emanuje z nich duchowa siła, której nie sposób się oprzeć. Z całą pewnością stanowią interesujące źródło do badań nad współczesną religijnością.
Zobacz fotoreportaż ze spotkania z Artystą >
Rzeczy Piękne: Robercie, spotykamy się w Twoim domu i pracowni w Jamnicy niedaleko Nowego Sącza, domu niezwykłym pod wieloma względami. Przede wszystkim wypełniają go piękne dzieła Twojego pędzla, a także barwna ceramika Twojej żony Ewy i córki Jagny. Panuje tu ciepła, serdeczna atmosfera, która z pewnością przyciąga wielu gości. Czy taki artystyczny dom to miejsce, które daje Ci schronienie i zapewnia spokój do pracy?
Rober Rumin: Oczywiście, że tak. A strażnikiem tego spokoju jest moja małżonka Ewa. To ona zbiera na siebie wszystkie problemy i rozterki, a mi zostawia samo bezchmurne niebo. Ewa jest sercem i duszą tego miejsca. To dzięki Niej nasz dom jest przystanią i azylem również dla naszych dzieci: Jagny i Filipa.
Jesteście artystyczną rodziną?
RR: Tak. Żona i córka zajmują się ceramiką artystyczną, a syn jest z wykształcenia architektem.
Zacznijmy od początku. Kiedy i gdzie zaczęło się Twoje spotkanie z malarstwem?
RR: Urodziłem się w Nowym Sączu, gdzie mieszkałem na ulicy Jana Matejki. Rodzice dość wcześnie zapisali mnie i moją siostrę na zajęcia kółka plastycznego w Miejskim Domu Kultury w rynku. Tam pod okiem pani Ani zaczęło się moje spotkanie z malowaniem. Widać polubiliśmy się z farbami, bo na szkołę średnią wybrałem Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Jana Matejki w Nowym Wiśniczu. To były piękne czasy rysowania, malowania i rzeźbienia. Tam też poznałem moją żonę Ewę.
Po ukończeniu szkoły pracowałem kilka lat w sądeckim Skansenie. Mogłem z bliska oglądać ikony, które były eksponowane w Cerkwi, a także w Muzeum, w Domu Gotyckim. W tym czasie malowałem pejzaże, portrety i pierwsze obrazy o tematyce sakralnej.
Pamiętasz, kiedy namalowałeś swoją pierwszą ikonę?
RR: Moje pierwsze spotkanie z ikoną to obrazy Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Obydwa wizerunki znajdują się w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Kazimierza w Nowym Sączu. Dopiero po paru latach dowiedziałem się, że to są „prawdziwe ikony”! Zatem moje pierwsze spotkanie z ikoną było nieświadome. Potem czytałem, oglądałem, pogłębiałem swoją wiedzę na temat ikon. W latach 80-tych były to wydawnictwa rosyjskie z księgarni „Kalinka” na Rynku Głównym w Krakowie. Ucząc się, kopiowałem ikony z tych książek, by po paru latach odkryć, że ikon nie wymyślili Rosjanie, tylko jest to dziedzictwo pierwszych wieków chrześcijaństwa.
Zatem sięgnijmy do historii sztuki i genezy ikon.
RR: Słowo „ikona” pochodzi z języka greckiego i oznacza „wizerunek”, „obraz” i nie należy rozumieć go bynajmniej jako obraz w sensie artystycznym, tylko jako symboliczne przedstawienie prawd wiary za pomocą kolorów i symboli ikonograficznych. Ikon się nie maluje, lecz pisze, przenosząc na język graficzno-malarski to, czego nie da się napisać literą. Pierwsze ikony powstały na surowych deskach bez płótna, gruntów, złoceń. Wówczas ważniejsza od warsztatu i technologii była sama chęć stworzenia wizerunku osoby świętej.
Pierwsi chrześcijanie nie potrzebowali żadnych przedstawień ani obrazów, bo wiara w Jezusa i tradycja Kościoła były bardzo młode i wszelkie opowieści przekazywano ustnie. Po około trzystu latach po śmierci Pana Jezusa grono Jego wyznawców, za sprawą apostołów i uczniów, rozszerzyło się na cały ówczesny świat. Słowo Boże trzeba było połączyć z obrazem, który do pogan z kręgu kultury rzymskiej przemawiał w sposób naturalny. Zresztą niewielu z nich umiało czytać i pisać, więc obraz – ikona – stał się swego rodzaju ewangelią w kolorach i symbolach. Ludzie słuchali Słowa Bożego, ale za sprawą ikon mogli wyobrazić sobie Jezusa, Matkę Bożą, aniołów i męczenników oraz różne sceny z Ewangelii: Ostatnią Wieczerzę, Ukrzyżowanie, Wniebowstąpienie. Bardzo mocno podkreślano, że nie są to portrety, ani wierne przedstawienia świętych czy scen biblijnych. Ikony miały symbolizować i ułatwiać modlitwę oraz duchowe spotkanie.
Gdzie najczęściej malowano ikony? Czy możesz nam wyjaśnić symbolikę kolorów i gestów przedstawianych postaci?
RR: Tradycyjnie ikony powstawały w pracowniach klasztornych. Mnisi z racji swojego powołania więcej czasu poświęcali na modlitwę, studiowanie Ewangelii i oczywiście na post, aby w tym stanie duchowego uniesienia być do dyspozycji Ducha Świętego, który kierował ich ręką i pędzlem, by mogli pokazać na ikonie to, czego się tak naprawdę nie da namalować: świat przebóstwiony przez Boga. Używali do tego całego zestawu symboli, kolorów i gestów. Złoto symbolizowało świętość, oddanie czci Bogu, Bożą chwałę. Purpurowy władzę i bogactwo. Czerwień oznaczała miłość i ofiarę. Bielą przedstawiano boskość, czystość i niewinność. Niebieski oddawał niebo, ale też duchowość i mistycyzm. Zielony: obecność Ducha Świętego. Brąz był symbolem ziemi, materii, ubóstwa. Gesty Pana Jezusa oznaczały błogosławieństwo bądź naukę, lub palce prawej dłoni układały się w monogram z imieniem Zbawiciela ICXC (IC – Jezus, XC – Chrystus).
Każda ikona jest opisana, aby nie było wątpliwości, kogo i jaką scenę przedstawia. Obok symboliki kolorów łatwo dostrzec kilka typów przedstawień Pana Jezusa: Mandylion – twarz w chwale promieniująca świętością, Pantokrator – ten, który wszystko kreuje i nad wszystkim czuwa, z księgą i palcami prawej ręki ułożonymi w monogram ICXC, Wielki Arcykapłan to Chrystus przedstawiony w szatach liturgicznych.
Wizerunki Matki Bożej też mają kilka typów przedstawień: Hodegetria czyli wskazująca dłonią na Jezusa – to obraz taki jak Matka Boża Częstochowska. Eleusa czyli miłująca z policzkiem przytulonym do Jezusa – to obraz taki jak Matka Boża Kalwaryjska. Oranta z rękami wzniesionymi do góry tak jak się modlimy w różańcu fatimskim.
Z tych świętych wizerunków emanuje niezwykłe piękno. Jaka jest według Ciebie tajemnica ikon?
RR: Tajemnicą i wielkością ikony jest nie tylko jej piękno, ale przede wszystkim duchowość, która z niej emanuje. W tym typie malarstwa religijnego nie liczy się artysta, ikony nie są podpisywane, ale Duch Święty, który przez piszącego ikonę przemawia. Pisanie ikony wymaga pokory i umniejszenia swojego wkładu w jej powstanie na rzecz Wizerunku, który przedstawia.
Jak wygląda Twoja praca i na czym polega proces zagłębiania się w wybrany przez Ciebie temat lub motyw?
RR: Każda ikona powstaje w sposób indywidualny i niepowtarzalny. Nie jest to proces produkcyjny, który można jednoznacznie opisać. Najważniejsza jest prawda – idea, treść, którą chce się przekazać. Może to być fragment rozmowy, usłyszana pieśń, czytania biblijne, a jeszcze bardziej opis przybliżający daną sytuację biblijną sprzed 2000 lat, którą chciałbym odnieść do dnia dzisiejszego. Historia toczy się kołem, wszystkie zdarzenia powtarzają się cały czas…
Co daje Ci ta codzienna, bliska więź z ikoną?
RR: Spotkanie z ikoną odmieniło moje pojęcie malarstwa i moje życie. Zgłębić tajemnice warsztatu i języka ikonografii to jak wejść do innego świata, świata harmonii, miłości i pokoju. Być po niewidzialnej stronie istnienia to cel, do którego artysta może dążyć przez całe życie. Być gotowym na chwilę, w której otworzą się oczy i ujrzysz wszystko to, co zawsze było zakryte, a czego istnienie przeczuwałeś w głębi swojego serca.
Twoje prace powstają na starych deskach, którym dajesz w ten sposób drugie życie. Jakie znaczenie ma dla Ciebie ten materiał?
RR: Najbardziej lubię malować na bardzo starych podkładach, kojarzą mi się one z życiem człowieka, z jego wadami i słabościami.
W praktyce proces przygotowania deski jako podkładu do ikony przebiega w ciągu kilkunastu dni. Na deskę nakładam płótno, następnie kilka warstw gruntu. Do każdego tematu poszukuję odpowiedniego podkładu. Kiedy zaczynałem interesować się tym tematem, korzystałem z kilku opisów w książkach o konserwacji obrazów, bo tylko takie były dostępne. Dlatego od początku ikony, które pisałem, powstawały w sposób intuicyjny. Pisanie ikony w sensie samej czynności jest sprawą drugorzędną. Najważniejsza w świecie ikony jest wiara, że to, co robi malarz, jest dobre i pochodzi od samego Boga, a wszystkie procesy przygotowawcze i technologiczne mają swoje odniesienie do symboli.
Mówi się, że ikona to „obraz nie ludzką ręką malowany”. Czy pisząc ikony czujesz bliskość Boga?
RR: Tradycja podaje, że Pan Jezus w cudowny sposób odbił swoje oblicze na płótnie i przekazał je królowi z Edessy, który został uzdrowiony. Malarze ikon próbują powtórzyć to wydarzenie.
Obecność Boga czuję w każdym momencie, nie tylko w czasie pisania ikon. Malowanie jest dla mnie rozmową z Bogiem – modlitwą.
Który święty jest dla Ciebie szczególnie ważny i dlaczego?
RR: Najważniejszy w ikonach jest Bóg Ojciec, Bóg Syn, Bóg Duch Święty. Najważniejsza jest także Maryja Boża Rodzicielka, nasza matka i królowa Kościoła. Następnie archaniołowie i wszyscy święci Kościoła, a wśród nich święty naszych czasów – papież Jan Paweł II.
A święta Rita, patronka od rzeczy trudnych i beznadziejnych? Namalowałeś kilka jej przepięknych wizerunków.
RR: To Święta na nasze czasy. Jest orędowniczką w sprawach trudnych i niemożliwych.
Czy nie kusi Cię czasami, żeby zanurzyć się w inny temat, np. pejzaż?
RR: Kiedy przebywam na co dzień w świecie ikon, inne tematy, takie jak portrety, pejzaże, martwe natury, wydają mi się mało ważne. Na samo malowanie mam bardzo mało czasu. Dziennie mogę poświecić na to tylko kilka godzin. Stąd wybór tego, co najważniejsze. A najważniejsze jest życie wieczne.
Od wieków ludzie wierzyli, że ikony mają moc ochronną. Jak sądzisz, dlaczego ludzie tak kochają ikony?
RR: Ikona sama w sobie w sensie materii jest połączeniem drewna, kilku gram gipsu, płótna lnianego i barwników naturalnych, pochodnych różnych minerałów, połączonych spoiwem z żółtka kurzego jaja. Taki układ nie ma żadnej mocy. Nabiera jej dopiero wtedy, kiedy uświadomimy sobie głęboko w sercu, że ikona to symbol i miejsce, w którym możemy się kontaktować z naszym Bogiem Ojcem i Wszystkimi Świętymi. Do tego dochodzi głęboka wiara – doświadczenie bliskości Boga wielu pokoleń.
Co dla Ciebie jest teraz najważniejsze?
RR: Cieszę się każdym dniem, który jest mi dany!
Co chciałbyś jeszcze namalować?
RR:… na pewno ikonę.
Było nam bardzo miło gościć w Twoim domu. Dziękujemy za czas, który nam poświęciłeś. Życzymy Ci dużo zdrowia i siły do malowania!
Wywiad przeprowadzony w październiku 2019 r.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / Rzeczy Piękne
Fotografie: Bartosz Cygan © Rzeczy Piękne
Korekta: Dorota Smoleń
Zobacz także film dokumentaly pt. „Niebo” z 2011 r., w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, który opowiada historię choroby Roberta Rumina.
>> Strona internetowa Roberta Rumina
Przedsięwzięcie jest realizowane ze środków pochodzących ze „Stypendium Twórczego Miasta Krakowa”
Pingback:Wszyscy Święci – Rita z Cascia – Rzeczy Piękne
[…] Wywiad z Robertem Ruminem pt. „Najważniejsza jest prawda” […]