Najbardziej rozpoznawalna krakowska florystyka i zarazem stylistka wnętrz, Iwona Sulik, właścicielka Studia Florystycznego, zaprosiła nas do swojej nowej siedziby i opowiedziała na czym polega jej codzienna praca. Czy zawód florysty / bukieciarza wymaga zdolności manualnych i zmysłu artystycznego? Dlaczego ostatnio stał się tak modny i czy może go wykonywać każdy, kto kocha rośliny i kwiaty? Poznajcie historię małego biznesu, który stworzyła Iwona.
Jej motto to: Nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko jest możliwe.
Zobacz fotoreportaż ze spotkania z Iwoną i Beatą >
Rzeczy Piękne: Dlaczego wybrałaś dla siebie zawód florystyki?
Iwona Sulik: Trudno mi określić, kiedy dokładnie to się zaczęło, ale chyba jeszcze jak byłam dzieckiem i zaczęłam wychodzić do ogródka i na łąkę. Bardziej uświadomione stało się to na drodze rozwoju i doświadczeń związanych z podróżami, z przebywaniem w innych krajach, na zachodzie Europy, gdzie zaczęłam wyjeżdżać w wieku 15 lat. To był rok 1991, u nas nie było jeszcze takich możliwości, a tam dostrzegłam, że przestrzenie związane z estetyką są na zupełnie innym poziomie i przede wszystkim wnoszą coś w życie człowieka, że można żyć pięknie. Zaczęło mnie fascynować jak mogą być podane kwiaty i jak można nimi pięknie obdarowywać.
Ten aspekt wizualny i estetyczny odkryłam jako pierwszy i zainspirowała mnie sztuka układania kompozycji. Jeszcze nie bardzo wiedziałam jak tą drogę pokonać, w Polsce dopiero powoli otwierały się inne możliwości rozwoju artystycznego nie związanego z rysunkiem, malarstwem i taką realizacją siebie. Skończyłam liceum i trafiłam do prof. Zbyluta Grzywacza do Szkoły Rysunku. To było niezwykle rozwijające doświadczenie i wiele mi uświadomiło – zaczęłam odkrywać siebie i swoje możliwości. To się gdzieś tam zaczęło rodzić. Wiedziałam, że na Akademię Sztuk Pięknych za bardzo mnie nie stać, musiałam przecież pracować. Pojawiła się alternatywa związana z otwarciem Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru na ul. Bałuckiego w Krakowie i tam też skierowałam swoje kroki. Tam zaczęła się moja pasja do rozwoju artystycznego. Kiedy skończyłam tę szkołę, wyjechałam na dłużej do Belgi z myślą, że tam zostanę, zamieszkam i będę się rozwijać dalej. Ta koncepcja nie wyszła, ale dało mi znowu możliwość obserwacji świata dekoratorskiego, aranżacyjnego i florystycznego. Zaczęłam obserwować mistrzów holenderskich i to było dla mnie takim początkiem.
Kiedy to było?
IS: Ponad 20 lat temu.
Pytam dlatego, bo wtedy u nas w kraju warunki do rozwoju małych biznesów były kiepskie.
IS: To prawda. U nas ciągle było jeszcze bardzo szaro. Niewiele estetyki było tutaj widoczne, trąciło to wszystko myszką. I mam wrażenie, że umysły ludzkie też były bardzo zamknięte.
A potem była decyzja, że wracasz do Polski?
IS: Tak. Wróciłam i zaczęłam szukać swojego miejsca. Nie bardzo wiedziałam w jakim kierunku, ale zaczęłam zmierzać w stronę projektowania i wykańczania wnętrz. Zaczęłam pracować w firmie zajmującej się wnętrzami, gdzie poznałam Anetę, z którą wymyśliliśmy wspólną wizję biznesu. Chciałyśmy stworzyć miejsce – coś więcej niż zwykłą kwiaciarnię. Chciałyśmy doradzać w kwestii wykończania, stylizacji wnętrz w firmach. Pierwsza nasza kwiaciarnia mieściła się na ul. św. Gertrudy 5, obok funkcjonującego jeszcze kina Wanda i Kiniarni, więc było bardzo klimatycznie. Ale zmiany, które zaczęto w Krakowie wdrażać i decyzje, które zaczęto podejmować doprowadziły do zamknięcia kina i wynajęcia lokalu pod market, który jest do tej pory. To był dla nas moment zwrotny, żeby wyprowadzić się z tego podwórka, ta przestrzeń przestała być atrakcyjna, znalazłam więc lokal na ul. Dominikańskiej. W międzyczasie Aneta podjęła decyzję, że jednak chce żyć w Holandii i wyjechała. A ja postanowiłam rozwijać to dalej sama. Powiedziałam sobie, że dam radę i powoli szłam do przodu.
I zaczął rosnąć Twój mały biznes jednoosobowy. Jak sobie dawałaś z tym radę?
IS: Dużym wsparciem był wtedy dla mnie mój były mąż Krzysztof. Na pewno też moja determinacja. Jestem człowiekiem, który pracy się nie boi, więc nie przerażały mnie te wczesne pobudki o 3, 4 rano i pędzenie na giełdę kwiatową, żeby zdobyć jak najfajniejszy materiał plus intensywny dzień i późne powroty do domu. Nie było Internetu, nie było dostępności bezpośredniej sprzedaży z innych krajów. Był dostępny nasz rynek, głównie krakowski, nasi ogrodnicy i zaopatrzenie, ewentualnie poszukiwania w Tychach, Warszawie czy innych miastach. Ten rynek był bardzo ograniczony i ograniczone możliwości produktu. Tak więc przez długie lata moja praca była bardzo intensywna i wyczerpująca fizycznie. Jak komuś się wydaje, że florystyka to jest taka piękna twórcza i artystyczna praca, to muszę mu powiedzieć, że się myli – nie jest to tak do końca. Oczywiście w dzisiejszych czasach jest dużo łatwiej, z perspektywy tych 15 lat prowadzenia działalności widzę, że pewne rzeczy można sobie inaczej zorganizować. Ale to jest kwestia wiedzy, znajomości i przede wszystkim zaufanych kontaktów. Czyli funkcjonowania w dobrym kapitale społecznym, który procentuje.
Jakie były najtrudniejsze wyzwania, przed którymi stanęłaś od momentu rozpoczęcia działalności?
IS: Na pewno to, że Aneta podjęła decyzję wyjazdu z kraju, zostałam wtedy sama. To był na pewno moment zwrotny, który skatalizował mój potencjał i energię. Musiałam pozbyć się lęku, czy dam radę, czy podołam temu sama. I czy jestem na tyle kreatywna, żeby podołać rynkowi. Na pewno zastanawiałam się nad tym gdzieś tam przez chwilę, ale krótką chwilę, bo zaraz klienci mnie utwierdzali, że jednak daję radę. Dobre opinie, które się pojawiały, wzmacniały mnie, relacje z klientami, które nawiązywałam w kwiaciarni, stawały się coraz bardziej przyjacielskie, a dobre słowa, które słyszałam, uspokajały moje obawy i dodawały napędu.
Jak jest teraz zorganizowana Twoja firma? Ilu ludzi zatrudniasz i czy pozwalasz im prowadzić samodzielne projekty, zadania?
IS: Był moment, kiedy zatrudniałam większą liczbę osób, ale wtedy była większa przestrzeń do realizacji – robiłam więcej rzeczy na zewnątrz, były to zlecenia związane z obsługą scen, aranżacją ogrodów, itp. Wówczas istniały większe nakłady i budżety na kwiaty dla dużych imprez, istniała większa dbałość o estetykę festiwalową niż dzisiaj. Teraz to troszeczkę się zmieniło, choć takie zlecenia teraz też realizuję.
Aktualnie baza kwiaciarni to ja i pani Beata plus praktykantki. Mam osobę od transportu, mam osobę od montażu, jeżeli jest taka potrzeba. Ograniczyłam koszta na tyle, że w momencie, kiedy jest bardzo dużo pracy zwiększam sobie pulę związaną z personelem, a w momencie kiedy spada część obrotowa i jest styczeń, luty to dbam o to, żeby te koszty były jak najmniejsze. Ze względu na sprzedaż przez Internet i kontakt telefoniczny, jest zupełnie inny charakter pracy niż to było lat temu 15. Czyli jest realizacja: zlecenie i wysyłka.
Kluczem do prowadzenia małej działalności jest to, żeby koszty były jak najmniejsze, więc dbanie o to żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo kosztowe, a drugiej strony – ze względu na charakter biznesu – w widełkach finansowych trzeba założyć inwestycje – żeby kwiaciarnia zawsze dobrze wyglądała, żeby miała zaplecze związane z pewną ilością kwiatów, dodatków, roślin. No i oczywiście trzeba pamiętać o stratach i umiejętnie wykorzystywać materiał roślinny, żeby były jak najmniejsze.
Jak wygląda Twój typowy dzień pracy?
IS: Jeżeli jest wiosna i słońce, tak jak teraz, to już zupełnie inaczej się wstaje. Staram się wstawać dość wcześnie, żeby mieć czas na jogę lub medytację, na rozruszanie siebie samej, zjedzenie dobrego i wartościowego śniadania. W takim zwykłym trybie wstaję ok 5.00 – 5.30, a jeżeli są jakieś zlecenia, to oczywiście dużo wcześniej. Około 6.00-7.00 jadę i organizuję już zakupy do kwiaciarni. Na początku dnia sprawdzam co sprzedało się w Internecie, co mam do zorganizowania, jakie nowe zlecenia no i z taką listą zadań udaję się w kierunku giełdy kwiatowej lub jakiś innych miejsc czy ogrodników albo robię zamówienia przez Internet materiału roślinnego, który jest przywożony do Polski – czasami bezpośrednio, a czasami przez pośrednika. Dziś wygląda to zupełnie inaczej, od czasu do czasu jeżdżę jeszcze i przywożę sobie jakieś rzeczy z Europy, teraz otworzył się jeszcze bardziej rynek chiński, więc mam dużo więcej możliwości.
Nie wiedziałam, że w tej branży też współpracuje się z Chinami.
IS: Tak, oczywiście. Z Chin sprowadziłam np. piękne fontanny do wnętrz, które podobają się naszym klientom. Czasami uda mi się upolować coś fajnego z ceramiki.
Z obszaru biznesu przejdźmy do sfery artystycznej. Skąd czerpiesz inspiracje do tego, żeby tworzyć niepowtarzalne, za każdym razem inne kompozycje kwiatowe?
To jest ciekawe, bo właściwie to jedyną moją główną inspiracją jest natura sama w sobie i to co ona kształtuje i to jak ona łączy kolory, faktury, formy – zawsze do tego sięgałam. Oprócz tego sztuka, architektura i przede wszystkim podróże, które otwierają mi bardzo głowę – kontakt z innymi kulturami, obserwacja malarstwa, rzeźby, inspiracje kompozycjami roślinnymi z innych krajów, czasami pobyty na różnych targach, na wystawach. A poza tym mam to szczęście, że mój umysł jest bardzo kreatywny i produkuje dużo pomysłów sam z siebie.
Czy uczestniczysz w jakiś szkoleniach u mistrzów florystyki?
IS: Kiedyś jeździłam i szkoliłam się, ale teraz już nie – tyle już widziałam we florystyce, że w tym momencie nic mnie już nie zaskakuje. Sama z siebie jestem w stanie wygenerować dużo, więc teraz tego nie potrzebuję. Bardziej interesuje mnie rozwój własny, szkolę się, ale w innych dziedzinach. Może kiedyś pojawi się następny etap?
Jak określiłabyś swój styl?
IS: To jest chyba najtrudniejsze pytanie jakie mi zadałaś. Może wyjaśnię to tak: zawsze ma dla mnie duże znaczenie to, do kogo mają trafić kwiaty, które układam w bukiety. Wszystko się zawiera w indywidualnym patrzeniu na człowieka i przestrzeń w której żyje. I też odgadywaniu jego oczekiwań i potrzeb, w stosunku do tego jakie te kwiaty mają być – wtedy kształtują się style, rozwiązania. Bo tak naprawdę, to można się określać, ale po co? Czy tego potrzebujemy?
Lubisz przekraczać granice tego co ludzie nazywają florystyką?
IS: Myślę, że tak. Inspirują mnie różne połączenia, które dla czasem wydają się dziwne. Oczywiście, że kwiaty są piękne same w sobie i czasami nie wymagają dekoracji, ale są np. różnego rodzaju imprezy tematyczne, gdzie można podkreślić jeszcze unikalność ich form, kształtów… To jest taka zabawa, bo nie ma rzeczy niemożliwych. Oczywiście są granice estetyki i jeżeli chcemy je przekraczać, to pewnie tylko w określonym celu np. wzbudzenia sensacji, ale to mnie nie interesuje. Natomiast zawsze dla mnie głównym celem jest podkreślenie piękna kwiatów, wydobywanie go bardziej niż kwiaty same sobą, swoją formą reprezentują.
Odczuwasz dobrą energię roślin?
IS: Energię i esencje kwiatów i roślin są wyczuwalne dla każdej żywej istoty. Badania potwierdzają, że obcowanie z kwiatami inspiruje do współodczuwania i hojności a także wyostrza zmysł społeczny. Naukowcy zauważyli, że spędzanie czasu pośród natury zmienia postawę ludzi, łączy ich z ich autentyzmem i wszechświatem. Kwiaty są też subtelnymi posłańcami, łączą nas z osobami które kochamy. Nie zawsze uczucia można wyrazić słowami, kwiaty są tym pomostem, esencją czy uczuciem.
Mam to szczęście, że zapoznaję się z głębią mocy kwiatów i widzę je wielowymiarowo, ucząc się całe życie jak z nich korzystać.
Drogi i przestrzenie, które odkryłam i ciągle zgłębiam transformują moje podejście do kwiatów. Kolejny aspekt to dietetyczno-zdrowotne meandry, które zrewolucjonizowały moje postrzeganie i wykorzystywanie kwiatów. Najpierw zaczęłam spożywać jadalne kwiaty, w końcu dotarłam do esencji w czystej formie – olejków i ekstraktów, które używam w aromaterapii i… kulinarnie.
Gdzie zwracasz się po kreatywne inspiracje?
IS: Mój umysł chłonie na okrągło różne rzeczy, począwszy od dźwięków, ale teraz jestem na etapie wyciszenia i oczyszczania swojego mózgu, który dużo się naoglądał, żeby był jeszcze bardziej kreatywny 🙂 A po kreatywne inspiracje sięgam do filmów, zdjęć, podróży.
Czy inspirują Cię portale społecznościowe np. Pinterest? Dużo ludzi sięga tam po nowe pomysły, a obszar związany z florystyką i jej trendami jest bardzo widoczny na pinterestowych tablicach.
Raczej nie mam na to czasu i przestrzeni. Ale jest pewna francuska malarka Claire Basler, która mi się podoba, cenię jej dzieła i śledzę ją na Pintereście. Gdybym miała czas, to pewnie malowałabym podobnie do niej. Widzę podobnymi obrazami jak ta malarka 🙂
Zatem wykorzystujesz narzędzie jakim jest Internet tylko do promocji swojej firmy, tak?
IS: Tak.
Masz bardzo silne poczucie przynależności do świata tu i teraz.
IS: To prawda. Jest to związane z tym, że pewne rzeczy, prądy jak gdyby same do mnie „płyną”. Ja nie chcę być odtwórcza. Wydaje mi się, że własna kreacja jest podstawą w rozwoju artystycznym.
Czy jest ktoś kogo teraz bardzo podziwiasz? Stylista, projektant, czy ktoś z naszego otoczenia?
IS: Na dzień dzisiejszy nie mam idoli.
Jaki byłby Twój wymarzony projekt albo może współpraca?
IS: Mam to szczęście, że trafiam na fantastycznych ludzi, którzy dają mi możliwości rozwoju potencjału i na pewno znalazłyby się takie osoby, z którymi mogłabym zrobić coś twórczego, ale… teraz o tym mniej myślę. Chociaż podkreślam, że zawsze jestem otwarta na współpracę. Jak tylko znajduje się w mojej przestrzeni ktoś, kto chce coś rozwinąć, to robię to.
Teraz rozwijam temat związany z energetyką, esencją kwiatów i to jest mi bardzo bliskie w aspekcie rozwoju człowieka, tego jak może czerpać z natury, jak powinien się zwrócić w jej kierunku. Tendencje w dzisiejszym świecie i to, na jakim etapie jest człowiek w tym momencie, jest dojściem do ściany. A natura pozwala wrócić do swojego centrum, do swoich korzeni. I to robią kwiaty, to robią z nami rośliny, kontakt z naturą. O tym niestety bardzo często zapominamy i nie zdajemy sobie sprawy jak dla nas to jest ważne. Oczywiście teraz jest więcej świadomości otaczania się zielenią, roślinami, nagle człowiek się otworzył, ale do końca nie ma wiedzy jak może sobie pomóc w swoim centralizowaniu siebie i harmonizowaniu swoje istoty poprzez kontakt z esencją, z energią, z informacją która płynie z roślin i z kwiatów. Mój umysł się na to otworzył przez współpracę z Kasią Stryczniewicz. To uświadomiło mi różne rzeczy i uporządkowało jeszcze kwestie związane z medycyną chińską. Wszystko zaczęło mi się ładnie zazębiać. Natomiast jeśli chodzi o samą florystykę, to pojawiają się różne realizacje, współpracuję lokalnie i na rynku europejskim, czy światowym – w zależności co gdzie robię.
Działasz w zgodzie z samą sobą, nie zawężasz swoich horyzontów, otwierasz się na różne obszary i mam wrażenie, że florystyka jest dziś tylko dopełnieniem.
IS: Moja codzienna – jak to nazywam – kwiatoterapia sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać głębiej nad funkcjonowaniem ciała ludzkiego i jego potrzeb. Bo w naszej kulturze oddziela się ciało od ducha, a jak wiemy trzeba o nie dbać, bo ciało jest przekaźnikiem informacji jak dotrzeć do swojego ducha.
RP: A jaki widzisz potencjał w ludzkich rękach?
IS: Ogromny. Ręce są stworzone do kreowania tego wszystkiego co wymyśli nasz umysł, do spełnienia naszych marzeń, na pewno nie do klikania… Ręce są obrazem nas samych, mamy w nich mnóstwo informacji o sobie. Jeżeli pójdziemy do chiromanty, to nam opowie całą naszą historię. Więc jeżeli zobaczymy, co te ręce wnoszą w nasze życie, jaki mają potencjał twórczy, to możemy uzyskać wiele informacji o samych sobie. Dłonie mają kanały energetyczne, to nasz mikrosystem. Przez odpowiednie punkty na dłoniach oddziałujemy na nasz cały system. Warto masować nasze dłonie i zainteresować się, co mówią o nas samych. Wszelkie prace manualne i pisanie choćby kaligrafia harmonizują nasze półkule mózgowe.
Jak myślisz – co jest Twoim największym osiągnięciem?
IS: Kapitał znajomych, przyjaciół, ludzi wokół, na których mogę zawsze liczyć, którzy są dla mnie oparciem.
Czy przychodzą do Ciebie ludzie, którzy chcą kupić kwiaty dla siebie, czy dla innych?
IS: Jedni i drudzy.
Czy są to głównie kobiety?
IS: Tak, głównie kobiety, aczkolwiek mamy też liczne grono zaprzyjaźnionych mężczyzn.
Z praktycznego poradnika: jak przedłużyć życie bukietu?
IS: Różne są metody. Przede wszystkim trzeba podcinać i udrażniać łodygi. Zmieniać kwiatom wodę. Najlepiej stosować przegotowaną lub odstaną. Ja filtruję wodę szungitem – jest to najtańszy filtr na świecie. Uważam, że wartość wody to podstawa dla kwiatów.
Twoje ulubione miejsce w Krakowie?
IS: Oczywiście Stare Miasto – dlatego tu jestem – dla odpoczynku i relaksu Podgórze. Lubię też jeździć do Ojcowa, Tyńca, nad morze i w góry. Bardzo lubię nasz kraj, jesteśmy szczęściarzami, że tu mieszkamy.
Jak będą wyglądały Twoje nowe letnie kompozycje?
IS: Naturalnie i zmysłowo, kolorowo i przestrzennie – tak, aby było czuć lekkość i radość z obcowania z ulotnością natury.
Dziękujemy Ci za rozmowę i życzymy dużo inspiracji do tworzenia nowych, pięknych bukietów.
Wywiad z Iwoną Sulik zarejestrowany w maju 2019 r.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / RZECZY PIĘKNE
Fotografie: Elżbieta Oracz © Rzeczy Piękne
*
Comments: no replies