Mówi o sobie „skryba i iluminator”, ponieważ chce, żeby jego umiejętności były precyzyjnie określone. Jest też nauczycielem kaligrafii, rzadkiego zawodu, którego dzisiaj już nie ma, gdyż w szkole od dawna nie ma lekcji kaligrafii. Grzegorz Barasiński – prezes Polskiego Towarzystwa Kaligraficznego spotkał się z nami i opowiedział o tajnikach sztuki pięknego pisania.
Fotoreportaż ze spotkania z Grzegorzem Barasińskim >
RZECZY PIĘKNE: Arcyrzemiosło – tak nazywana jest kaligrafia, czyli sztuka pięknego pisania. Zgadzasz się z tym?
Grzegorz Barasiński: Zaintrygowało mnie, kto jeszcze mógł tak powiedzieć o kaligrafii. Pierwsza myśl jest taka, że tylko kaligraf powie, że to właśnie jego zawód jest arcyrzemiosłem, że jego zajęcie jest najważniejsze, będzie utrzymywał, że to jego dziedzina jest właśnie królową nauk, że to jego domena stanowi coś najważniejszego, coś „arcy”. Podejrzewam, że czyni tak każdy, kto kocha swoje zajęcie.
Gdybyśmy jednak się zastanowili dłużej nad dziedziną, jaką jest kaligrafia w ogóle, to możliwe, że przekonalibyśmy też innych do tego, że faktycznie to jest arcyrzemiosło albo nawet arcysztuka, coś więcej niż inne dziedziny działalności ludzkiej, skoro wiąże się z pismem. Trzeba pamiętać, że właśnie nie coś innego jak wynalezienie pisma kończy epokę prehistoryczną – wynalezienie sposobu zapisu informacji to doniosły fakt w dziejach ludzkości, pozwalający nie tylko na przekazywanie wiadomości na odległość, ale także utrwalenie jej przez wieki i przez pokolenia dla następnych generacji. Pisanie to takie rzemiosło, które może nas weryfikować, sprawdzać – jeżeli ktoś pozna umiejętność czytania i pisania, posiada walory intelektualne, żeby pójść dalej w rozwoju i podjąć bardziej wymagające działania. Upraszczając – jeżeli ktoś zdaje egzamin maturalny, wówczas może być przyjęty na jakiś kierunek studiów, może się zajmować sprawami, do których była potrzebna ta dojrzałość. Opanowanie pisma i opanowanie kaligrafii jest taką właśnie dojrzałością. Kolejna weryfikacją jest to, że jeżeli ktoś będzie potrafił kaligrafować, może sobie też poradzić z pewnymi sztukami plastycznymi. Kaligrafia uczy samodyscypliny, wytrwałości i obowiązkowości, nakazuje dokładność i porządność, kształtuje spostrzegawczość i analityczność. Pierwszy test do podjęcia trudu w innych dyscyplinach może wyglądać następująco: jeżeli potrafimy wiernie kopiować, naśladować to, co widzimy przed sobą, potrafimy odtworzyć litery, wiemy jak one zostały wykonane, potrafimy je tak przestudiować, że je później odtworzymy, to później najprawdopodobniej poradzimy sobie znacznie łatwiej z rysunkiem, akwarelą, grafiką. Dlatego kaligrafia to może być arcyrzemiosło, które prowadzi człowieka daleko.
Z pewnością określenie „arcyrzemiosło” odnosi się również do nakładu pracy, jaki należy włożyć w sam proces kaligrafowania. To dość mozolna praca, która na początku może zniechęcać.
GB: Pomagasz mi otworzyć oczy na kolejny aspekt… Moglibyśmy powiedzieć jeszcze o kaligrafii, że jest arcyrzemiosłem, ponieważ jest bardzo żmudna i opanowanie jej elementów wymaga sporo czasu i poświęcenia, zaś wkład pracy przeznaczony na przybliżenie jej arkanów przynosi korzyść w bardzo wielu innych dziedzinach. Znam osoby, które dzięki nauce kaligrafii nagle zaczęły lepiej rysować lub szyć. Osobiście za sztukę uważam coś, co jest rzemiosłem, co wymaga doskonałego warsztatu, a oprócz tego oryginalnej wizji i twórczego podejścia. Dobrze wykonana podpórka z drewna wyrzeźbiona przez górala, albo ręcznie uszyta przez kaletnika torebka, nawet tort ozdobiony przez cukiernika jest dla mnie większą sztuką niż jakieś inne współczesne wytwory za to uważane, nierzadko stanowiące performance lub prowokację artystyczną. Dla mnie sztuka to jest dobrze wykonane rzemiosło.
Kaligraf, skryba, iluminator – to określenia dla artysty-rzemieślnika, który dawniej zdobił pięknym pismem rękopisy i księgi. Jakie dostrzegasz różnice w tych definicjach?
GB: Kiedyś do tego zestawu doszedłby jeszcze pisarz, chociaż dzisiaj słowo “pisarz” jest archaizmem, który przeniósł swoje znaczenie na twórcę opowieści fabularnej. Rzeczywiście rozróżniam wymienione określenia, dlatego piszemy, że ktoś jest skrybą albo iluminatorem, nie posługujemy się jednak słowem pisarz, ale starszym słowem skryba, ponieważ uważamy, że dawniej ktoś, kto potrafił pisać – i często stanowiło to jego zawód – nie był nazywany kaligrafem. Wyróżniała go umiejętność pisania w ogóle, bez konieczności dodawania, że robi to pięknie – to było oczywiste zarówno dla niego, jak i dla pozostałych ludzi. Jeżeli pisarz był sekretarzem czy notariuszem, kanclerzem w urzędzie miejskim lub w kancelarii królewskiej, musiał pisać ładnie i porządnie, tego od niego wymagano. Nie był nazywany jak dzisiaj kaligrafem, ale właśnie skrybą, pisarzem – pisarzem miejskim, pisarzem królewski. Natomiast dzisiaj byśmy powiedzieli, że kaligrafem jest ta osoba, która zajmuje się w ogóle literami, potrafi je i napisać, i namalować, ozdobić, iluminować. Jest to więc osoba, która w ogóle zajmuje się pięknymi literami – takie szersze rozumienie.
Mówisz o sobie: skryba & iluminator, ale dla innych jesteś współczesnym mistrzem kaligrafii. Masz bardzo nietypowy zawód jak na obecne czasy.
GB: Tak właśnie o sobie mówię – skryba & iluminator, ponieważ chcę, żeby moje umiejętności były precyzyjnie określone. Lubię też o sobie mówić, że jestem nauczycielem kaligrafii – to też jest rzadki zawód, dziś już go praktycznie nie ma, ponieważ w szkole od dawna nie ma lekcji kaligrafii. A skryba, iluminator, kaligraf – cóż, te zawody przestały już istnieć albo zostały wyparte przez inne.
Często uczestnikom warsztatów powtarzam, że z zawodu skryby, z zawodu pisarza, osoby, która była piśmienna i znała się na tym i owym, rozwinęły się profesje notariusza, prawnika, dziennikarza, ilustratora, sekretarza, stenopitysty i… współcześnie redaktora, grafika komputerowego.
Kaligraf to nie jest bezmyślny kopista, to jest ktoś, kto musiał wiedzieć co on robi, to jest humanista o szerokich horyzontach, który musiał wiedzieć, co pisze, musiał znać języki i litery. Skryba był sztabem redakcyjnym, a także zespołem prawników, który przygotowywał dokumenty lokacyjne, rozporządzenia i umowy, spisywał kroniki…
Kiedy odkryłeś w sobie pasję do pięknego pisania?
GB: Jako dziecko chciałem pięknie pisać i kiedy widziałem w encyklopedii kształty ładnych liter, bardzo chciałem je odwzorować. To były takie litery gotyckie, napisane ręcznie, szeroką stalówką. I zero podpowiedzi, jakim narzędziem to wykonać, próbowałem je więc rysować.
Uważam, że każdy z nas ma w sobie jakąś tęsknotę za pięknem, że zarówno dorośli jak i dzieci chcą pięknie pisać. Kiedy przychodzi w klasach I-III etap przejścia w szeroką linię, dziecko szuka swojego stylu, próbuje wytwornych liter, pięknych liter. Mamy w sobie tęsknotę za literami z zawijasami, z esami-floresami. Słysząc słowo “kaligrafia”, wyobrażamy sobie litery naszych dziadków, naszych cioć, nawet wyobrażamy sobie te litery, którymi jesteśmy otoczeni w przestrzeni miejskiej – logotypy firmowe, jak Wedel, COCA COLA, napisy na pralinkach, perfumach, czyli wszechobecne eleganckie pismo z zawijasami. Mamy to pismo przed oczami, chociaż nie wiemy, jaka jest profesjonalna nazwa tego pisma (a jest to Cooperplate), do takiego wzorca dążymy. Chcemy tak pisać, niestety brakuje mentora, który by wskazał, jak należy posługiwać się stalówką, ołówkiem, żeby wydobyć ten kształt liter. Staje się to taką wiedzą tajemną, ona zniknęła z naszego życia.
Jesteś z wykształcenia religioznawcą. Czy ten obszar zainteresowań pomógł Ci w podjęciu decyzji o poświęceniu się sztuce kaligrafii?
GB: Ludzie kojarzą księgi święte, manuskrypty z kaligrafią i mistycznym znaczeniem pisma, w mojej historii nie zaczęło się jednak od takiego połączenia tych dwóch sfer. Studia szły swoją drogą, a zainteresowania plastyczne i techniczne swoją drogą. I tak zostałem plastykiem amatorem, chociaż jestem absolwentem wydziału filozoficznego i religioznawcą. Jak wspominałem, zainteresowanie pismem zrodziło się u mnie bardzo wcześnie. Jako dziecko chciałem, a później starałem się dbać o jakość zapisu. Kiedy zaś w trakcie studiów pisałem zaproszenia na ślub z moją narzeczoną Anią, chcieliśmy oddać jak największy szacunek wszystkim zaproszonym gościom i wtedy zacząłem się interesować tym, jak to zrobić lepiej. Zaproszenia były brzydkie, dzisiaj zrobiłbym dużo lepsze, ale od tego momentu właśnie zaczęła się myśl, że można pisać więcej i można tym ozdabiać kartki, a później, że można uczyć dzieci i dorosłych tego, co sam odkryłem, co mnie urzekło i zachwyciło. Myślę, że w pracy z ludźmi najważniejsze jest własne doświadczenie i prawda w tym, co się robi, a także prawdziwa pasja.
Wspólnie z żoną Anną założyliście i prowadzicie Polskie Towarzystwo Kaligraficzne oraz krakowską Szkołę Kaligrafii, Iluminatorstwa i Dziedzin Pokrewnych. Organizujecie cykliczne warsztaty i spotkania dla osób zainteresowanych kaligrafią. Kim są ludzie, którzy do Was trafiają?
GB: Odpowiedź na to pytanie wydaje się banalna i wręcz nieprofesjonalna. Ktoś zapytał nas: jaki jest target waszej firmy? A my odpowiadamy: wszyscy, każdy. Ale taka jest prawda, że każdy piśmienny człowiek jest naszym klientem i naszym uczniem. Na warsztatach pojawiają się dzieci, nastolatkowie, studenci, ludzie pracujący i emeryci, indywidualnie i grupowo. Kobiety i mężczyźni, cały przekrój wiekowy w jednej grupie. Dużo pracujemy z dziećmi, najmłodsze, które zaczęło się interesować literami miało 4 lata. Z naszymi własnymi dziećmi też tak pracujemy.
Dlaczego chętni do nauki przychodzą? Jedni pojawiają się, żeby się odprężyć i odpocząć – i nie są to wyłącznie emeryci posiadający ogromną ilość czasu do wypełnienia, inni przychodzą żeby zdobyć dodatkowe umiejętności i wyspecjalizować się w czymś nowym, w czymś, co pomoże im w pracy zawodowej. To może być grafik, ktoś kto robi tatuaże czy pan z cukierni, który chciał, żeby jego pracownicy lepiej ozdabiali mazurki, lepiej pisali „Alleluja”. Niesamowita myśl, prawda? Wszystko zaczyna się od zastanowienia nad tym, jak poszerzyć horyzonty, jak zachęcić ludzi, żeby też mieli trochę zabawy, odrobinę przyjemności. Ci, którzy projektują fonty też mogą przyjść na zajęcia z kaligrafii. Wśród moich uczniów była pani z kwiaciarni, która wypisuje szarfy i chciała upiększyć swoje litery, pani, która haftuje i przyszła, żeby poznać zasady budowania tych liter gotyckich – kiedy zobaczyła narzędzia i poznała kroki stawiania liter, wtedy wiedziała, jak należy litery haftować, projektować.
Kaligrafia jest szarą eminencją, jeżeli jest dobrze wykonana, w ogóle nie zwróci naszej uwagi, uważamy to za coś oczywistego. Wiedzę o literze może wykorzystać grafik, kamieniarz przy nagrobku lub ważnym pomniku, można jej użyć przy wręczanym dyplomie, na plakatach. Litery otaczają nasze życie, paradoks jednak polega na tym, że jeśli są dobrze wykonane i nie rażą naszej estetyki, nie zauważamy ich, jeśli jednak jest coś nie tak z literami, to potrafi to zepsuć, zburzyć najmisterniejsze i najlepsze układy i kompozycje.
Czyli jednak jako ludzie mamy gdzieś we krwi tę potrzebę piękna, którą też dostrzegamy w liternictwie?
GB: Wierzę, że w naturze ludzkiej mamy głęboko zakodowaną potrzebę piękna. Dążenie do piękna, chęć otaczanie się pięknymi rzeczami może się wyrażać również w chęci do kaligrafowania.
Czy szkoliłeś kiedyś plastyka, który zajmuje się tatuażem?
GB: Zdarzył mi się na zajęciach, ale oczywiście trzeba wspomnieć o tych profesjonalnych, fantastycznych kaligrafach, którzy sami tatuują, więc oni są najlepszymi nauczycielami, z dużą praktyką. Ja pracuję na skórze, ale… zwierzęcej, na pergaminie, a oni potrafią kaligrafować na skórze ludzkiej.
Czy istnieje coś takiego jak kaligrafia tatuaży?
GB: Tak, istnieje, oczywiście. Jest teraz bardzo popularna.
Czy według Ciebie kaligrafia to jest narzędzie do tworzenia sztuki, czy raczej doskonała forma przekazywania treści?
GB: Myślę, że jednak jest to środek do przekazywania treści, słowo zapisane ma moc. Bardzo lubię cytat z „Konopielki” mówiący, że „pisanie to nie gadanie”, zapisywać nie powinno się rzeczy błahych. Jeżeli już poświęcamy swój czas i wysiłek na zapisanie czegoś, powinno to być wartościowe dla nas. Gdybyśmy zrobili kompozycję z rozsypanego alfabetu, to według mnie ten „piece of art” nie przekaże nam nic, to jest po prostu alfabet. Będzie jak po perfomersku chorągiewka wbita w ekstrement. Ale jeżeli do zapisu i ładnej kompozycji dojdzie treść, jeżeli ten alfabet się w coś ułoży, nawet jeżeli to będzie pangram (alfabet ułożony w zdanie, które zawiera wszystkie litery tego alfabetu), to już może nam coś przekazywać. Myślę, że sztuka zawsze służy do komunikowania się, litery też są stworzone do komunikowania się. Tak więc przychylałbym się do tego drugiego.
Czy bycie skrybą to dla Ciebie styl życia, czy raczej nieustające podążanie za pięknem?
GB: To jest właśnie styl życia polegający na nieustającym podążaniu za pięknem. To hasło powstało na Letniej Szkole Kaligrafii w Wigrach, ktoś tak prześmiewczo napisał o sobie, że kaligrafia to nie hobby, to styl życia. Ale powiedział prawdę o nas wszystkich, bo my – duża i coraz bardziej rosnąca w siłę społeczność kaligrafów – spotykaliśmy się w soboty roku szkolnego w różnych miastach, później spędzaliśmy wakacje razem; ludzie poświęcają na wyjazdy kaligraficzne swoje urlopy, żyją pasją, dlatego pisanie to jest styl życia. Bliscy kaligrafujących wiedzą, kto ładnie pisze i dają im zadania, kaligraf staje się nagle wszystkim potrzebny, pełni taką funkcją w społeczeństwie, jak pisarz w wojsku. No i skryba zaczyna się cieszyć taką estymą, jak w społeczeństwie żydowskim sofer, zaś w społeczeństwach islamskich ktoś, kto przepisuje Koran, czyli osoby, które zajmują się świętymi literami – darem bogów – wedle mitologii. Pismo jest darem bogów.
Zatem kaligrafowanie to ewidentnie jest styl życia.
W czym według Ciebie zawiera się piękno kaligrafii?
GB: Piękno kaligrafii zawiera się w akcie pisania, w procesie powstawania. Piękne litery możemy też wydrukować, są wówczas czytelne i dobre, ale tego nigdy byśmy nie nazwali kaligrafią. Kaligrafią nazwiemy to, co powstaje odręcznie i ten proces, kiedy stwarzamy, odpoczywamy, analizujemy i przetrawiamy każde słowo, to jest właśnie chyba to piękno. Kiedy sofer przepisuje Torę, to każde słowo musi wypowiedzieć na głos zanim je napisze, dlatego to jest taki medytacyjny sposób na przetrawienie słów, które piszemy, tych ważnych słów dla nas, słów którym poświęcamy tyle czasu. Myślę, że to jest ta istota pięknego pisania, istota piękna w kaligrafii.
Homo scribens – w jaki sposób to określenie definiuje Ciebie?
GB: Homo scribens to człowiek, którego stylem życia jest kaligrafia, pismo go odzwierciedla i wyraża, sprawia mu radość i przyjemność, dzięki niemu odpręża się i realizuje. Wymyśliliśmy to określenie na kaligrafa, człowieka piśmiennego, na człowieka, który jest literati, porozumiewa się pismem i którego styl pisma określa. Osoby, które były piśmienne, w dawnych czasach mogły nawet ujść przed straceniem, jeżeli tylko przeczytały psalm o miłosierdziu Bożym – to pokazuje pewną elitarność wynikającą z wykształcenia kompetencji do nauki pisania i czytania. Od razu mamy ochotę ripostować, że dziś już każdy czyta i pisze, ale… Czy na pewno i czy jest to dobrej jakości?
Powiedziałeś kiedyś: Kaligrafia zbliża nas do sacrum, nie tylko przez treść kaligrafowanego tekstu, ale przez samą czynność kaligrafowania.
GB: Sacrum jest wtedy, gdy wybieramy ważne dla siebie słowa. Do kaligrafowania nie wybierzemy książki telefonicznej, rzadko wybierzemy przepis na karpia wigilijnego, nawet jeżeli to będzie stary, przechowywany w naszej rodzinie przez wieki zapis. Będziemy wybierali te słowa, które tchną w nas życie, te, które nas zbliżają do czegoś ważnego, do misterium. To tworzy przestrzeń sacrum. Najczęściej ludzie wybierają cytaty z Biblii i modlitwy, ale nie tylko to – generalnie są to ważne dla nich słowa, myśli przewodnie, motto życia, ważne postanowienie.
Czy ludzie, którzy nie posiadają zdolności manualnych mogą spróbować swoich sił w tej dziedzinie?
GB: Oczywiście, że tak. Jeżeli wytrenujemy kaligrafię, może nas to otworzyć na poznanie następnych technik, może otworzyć nasze zdolności manualne.
Ta sztuka wpływa na poprawienie koncentracji i pobudzenie wyobraźni, ale przede wszystkim bardzo relaksuje. Jakie są jej inne zalety?
GB: Pierwszą rzeczą jest fakt, że dążymy do piękna, drugą – terapeutyczne właściwości, relaksacja. Po chwili pisania czujemy się zregenerowani i wyciszeni. Kolejna zaleta pisania to wpływ na poprawę koncentracji. Pisanie odręczne porusza ten sam obszar mózgu, który jest używany, kiedy gramy na instrumencie muzycznym. Nie odnotowuje się takiej pracy mózgu, kiedy piszemy na klawiaturze, tylko właśnie wtedy, kiedy ręcznie piszemy jakimś narzędziem. To sprawia, że lepiej zapamiętujemy informacje, lepiej je przyswajamy, ale również jesteśmy kreatywniejsi. Badania przeprowadzone przez profesor Virginię Barninger na University of Washington pokazują, że wypracowania szkolne są lepsze, jeśli zostały napisane na kartce papieru. Studenci którzy notowali na kartce wykład na uczelni, zapamiętali wszystkie treści znacznie lepiej niż ci, którzy pisali za pomocą komputera. Pierwsi lepiej rozumieli procesy i analizowali dane, ci drudzy zaś, którzy notowali na notebookach, okazywali się stenotypistami, a ich umysł nie angażował się w przetwarzanie i zapamiętywanie informacji. Kaligraf to nie kopista ani wklepywacz, ale wykształcony humanista, który analizuje dane, dobiera odpowiednie znaki, czasem musi się wykazać znajomością języka, historii, szerszego kontekstu kulturowego.
Co nam daje jeszcze kaligrafia? Żartuję sobie, że wykształca cnoty. Uzbraja nas w cierpliwość, wytrwałość i pokorę.
Pod koniec sierpnia ukazała się Twoja nowa książka Kaligrafia wydana nakładem wydawnictwa ZNAK. Ma nowoczesną formę i jest pełna interaktywnych ćwiczeń oraz twórczych zadań. W jaki sposób zachęcasz czytelników do zmagań z kaligrafią?
GB: Jest to aktywizująca książka, a właściwie zeszyt ćwiczeń. Na pewno zmieni się nasze myślenie o kaligrafii, bo odkrywamy, że istnieją nie tylko litery „szkolne”, nagle dowiadujemy się, że ręcznie możemy pisać literami, które wyglądają jak druk. Dowiadujemy się, że jest pismo Copperplate, Italica, że jest pismo elfów, stworzone przez Tolkiena, itd. Ta pozycja ma na celu nauczenie czytelnika – a właściwie piszącego – patrzenia i analizowania szczegółów. Każde pismo posiada swoją wewnętrzną logikę, dukt, czyli kolejność stawiania znaków nigdy nie jest przypadkowa. W Znakowskiej publikacji nie pokazuję duktu, proponując odbiorcy grę w samodzielne rozwiązanie zagadki pisma.
Moje ulubione miejsce w tej książce to wzornik fraktury z mszału Biskupa Erazma Ciołka. Żyjemy w tak cudownych czasach, że w zaciszu domowym możemy obejrzeć na ekranie komputera to, co kiedyś było dostępne tylko dla oczu książąt, królów i dla tych, którzy żyli w klauzurze. Na portalu polona.pl ten manuskrypt jest do obejrzenia w warunkach domowych. W mojej książce zaś są do obejrzenia litery z tego manuskryptu. Warto je obejrzeć, spisać sobie, potraktować jak wyzwanie.
Czy myślałeś o wydaniu książki np. dla najmłodszych czytelników, która byłaby w całości kaligraficzna, czyli autorsko przez Ciebie napisana?
GB: Na początku myśleliśmy o książkach dla dzieci, ale tylko o podręcznikach. Pomysł na ćwiczenia powstał podczas pracy z najmłodszymi chłopakami w szkole Wierchy Stowarzyszenia Sternik i w szkołach Montesorii, gdzie pracowałem z malutkimi dzieciakami z pierwszej klasy, które bardzo pozdrawiam. A także podczas pracy z dziećmi z przedszkoli i moimi własnymi maluchami w domu. Kiedy z nimi popracowałem, musiałem zupełnie zmienić moje podejście i myślenie. Ja przyjechałem ze swoim arsenałem – piórami, stalówkami, patykami a okazało się, że to nie jest to. Wtedy powstał pomysł, jak powinniśmy uczyć dzieci pisania. Wychodzę do nich, wykorzystując bliższe dzieciom materiały – kredki, ołówki, patyki, kredę, zamieniam żmudną naukę w twórczą zabawę.
Prowadzicie sklep internetowy KALIGRAF, w którym można zakupić niemal wszystkie akcesoria potrzebne do sztuki pięknego pisania. Co zakupić w pierwszej kolejności do nauki ozdobnego pisania? Od czego zacząć nieśmiałe, samodzielne próby kaligrafii w domu?
GB: Ołówek, długopis i obsadka ze stalówką – to są elementy wskazane na okładce mojej nowej książki. Do tego potrzebny będzie jeszcze atrament. By zacząć, wystarczy zaostrzyć ołówek…, głosi hasło reklamujące moje ćwiczenia na rozpisanie i jest w tym dużo prawdy. Z dziećmi zaczynam od kredek, które potrafią cieniować i wskazywać na siłę nacisku, co jest ważne przy kształtowaniu ruchu w piśmie Copperplate. Dorosłym polecam prosty zestaw – miękki ołówek, stalówka elastyczna, stalówka szeroko ścięta, redisówka i obsadka, tych kilka narzędzi ma nieograniczone wprost możliwości.
Jakie są Twoje najbliższe plany zawodowe?
GB: Myślę, że głównie dzieci będą w najbliższym czasie zadowolone, ponieważ szykuje się dużo wydawniczych niespodzianek skierowanych właśnie do nich. Planujemy dotrzeć z warsztatami kaligrafii do nowych miejsc w Polsce, ponadto postaramy się, by łączyć kaligrafię z nowymi dziedzinami, współorganizując bardzo ciekawe wydarzenia. Mamy mnóstwo pracy, cieszymy się, że z roku na rok coraz więcej osób sięga po pióro pod okiem nauczycieli Szkoły Kaligrafii.
Wywiad z Grzegorzem Barasińskim zarejestrowany we wrześniu 2017 r. w Krakowie.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / RZECZY PIĘKNE
Zdjęcia: Bartosz Cygan / dla portalu RZECZY PIĘKNE. Zobacz fotoreportaż >>
Comments: no replies