Czas też jest malarzem… – mówi poetycko Bogdan Czesak, krakowski konserwator dzieł sztuki, który twierdzi, że jego zawód – choć niełatwy i wymagający – daje wiele radości. Obecnie Bogdan wraz z zespołem rozpoczyna prace nad renowacją ołtarza głównego w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Jerzego w Wilkanowie. Autorem ołtarza jest Michael Klahr Starszy z Lądka Zdroju.
Zobacz fotoreportaż ze spotkania z Artystą >
Rzeczy Piękne: Jesteś konserwatorem dzieł sztuki i rzeźbiarzem. Zajmujesz się też grafiką, ceramiką i medalierstwem, co z pewnością pomaga Ci wypowiadać się artystycznie na wielu polach sztuki. Pozwolisz, że dziś porozmawiamy tylko o konserwacji dzieł sztuki – jako dziedzinie, którą wybrałeś na swój zawód.
BCz: Kiedyś usłyszałem zdanie, że „najlepsza konserwacja to taka, w której nie widać konserwatora” i myślę, że w tym jest trochę prawdy. Przy pracy konserwatorskiej wielokrotnie trzeba być bardzo wstrzemięźliwym z działaniami czysto twórczymi, ponieważ zawsze pojawia się chęć dodania od siebie czegoś więcej. Jednak niekoniecznie to „coś więcej” jest dobre w pracach konserwatorskich. Staram się, jak mogę, by rozgraniczyć twórczość własną od pracy konserwatora dzieł sztuki.
Co według Ciebie jest najważniejsze w zawodzie, który zajmuje się „reanimacją”, ratowaniem zabytków?
BCz: To jest trudne pytanie. Myślę, że konserwacja jest zawodem interdyscyplinarnym i trzeba na obiekt patrzeć z wielu płaszczyzn. Ważne jest poznanie go nie tylko ze strony czysto artystycznej, ale także wejście w jego historię. Należy przyjrzeć się wszystkim przekształceniom, jakim został poddany, dotrzeć do wątków historycznych z nim związanych i dopiero całość wiedzy na jego temat pozwala, żeby profesjonalnie podejść do konserwacji.
I to jest najważniejsze. Pamiętajmy, że obiekty mają swoje życie i historię, że wielokrotnie były przekształcane z różnych powodów. Elementy, które kiedyś były dodane (przykładowo domalowana korona Matki Boskiej), z biegiem czasu też tworzą historię tego obiektu, a usuwanie śladów konserwacji po to, żeby odsłonić oryginał, nie zawsze jest uzasadnione.
Dzisiaj byłam świadkiem rozmowy przeprowadzonej w środowisku konserwatorskim, podczas której ktoś powiedział, że dobry konserwator sztuki to też jest artysta, który potrafi w umiejętny sposób przekazać swój artyzm w dziele. W odpowiedzi na to stwierdzenie usłyszałam: „Nieprawda, dobry konserwator sztuki to jest dobry rzemieślnik”. Czy według Ciebie konserwator powinien być dobrym rzemieślnikiem?
BCz: Myślę, że tutaj rozgraniczenie między artystą a rzemieślnikiem jest dosyć trudne. Czy rzemieślnik nie może być dobrym artystą? Może. Nie chcę popadać w megalomanię, mówić, że jestem dobrym artystą, ale na pewno jedno drugiemu nie przeszkadza.
Dlaczego wybrałeś dla siebie ten zawód, czym Cię ujęła konserwacja?
BCz: Na to pytanie jest mi najtrudniej odpowiedzieć, bo tak na dobrą sprawę konserwacja od dawien dawna była dla mnie żywa, funkcjonowała gdzieś blisko mnie. Od najmłodszych lat byłem związany z osobami, które pracowały w tym zawodzie i miałem możliwość podpatrywania ich pracy. Myślę, że to mnie ukierunkowało, bo patrzenie na pracownię konserwacji okiem młodego chłopaka było szalenie interesujące. To nie było tylko i wyłącznie oczarowanie pięknymi artefaktami, ale całym zapleczem laboratoryjnym, czyli werniksami, miksturami, zapachami, które się tam mieszały… Cała atmosfera i magia miejsca, przyglądanie się jak np. kładzie się złoto, jak powstają potem piękne rzeźby, które się poleruje – to wszystko pobudzało moją wyobraźnię. Dlatego postanowiłem zostać konserwatorem – takim współczesnym alchemikiem.
Twoją specjalizacją jest renowacja rzeźb, ale odnawiasz też polichromie. Które z nich są dla Ciebie szczególnie problematyczne, jeśli chodzi o proces renowacji?
BCz: Właśnie teraz robię konserwację polichromii ściennej w kościele w Lubczy, która w latach 70. została całkowicie przemalowana. Usunęliśmy to przemalowanie i jakież było nasze zdziwienie, że pierwotna polichromia jest zachowana w dobrym stanie w takim dużym zakresie. Jest to polichromia z przedstawieniami figuralnymi, na niezłym poziomie artystycznym.
Ale jeśli chodzi o pracę z kościelnymi polichromiami i wskazanie pewnych trudności, to wydaje mi się, że każdy obiekt jest trudny, każdy jest inny, ma swoją specyfikę. Z polichromiami największe problemy niesie konieczność rozwarstwienia przemalowań. To jest bardzo poważne wyzwanie, ponieważ trzeba dobrać takie środki, które nie uszkodzą warstwy oryginalnej i jednocześnie odsłonią warstwę pierwotną. Zazwyczaj prace takie są poprzedzone wielokrotnymi próbami.
Długotrwały proces.
BCz: Tak, to jest bardzo czasochłonne. Niekiedy ten proces zajmuje połowę czasu całego zlecenia. Praca musi być wykonywana z dużą pokorą, precyzją i dbałością o każdy milimetr oryginału. Jest to prawdziwie benedyktyński trud, ale też niesie ze sobą wielką satysfakcję, jak to odkrycie przemalowanych polichromii w kościele w Lubczy, o których wspominałem.
Jakiego typu obiekty najczęściej trafiają do Twojej pracowni? W jakim są stanie?
BCz: Obiekty, które trafiają do pracowni, są w różnym stanie. Najczęściej są to ołtarze i rzeźby polichromowane w drewnie. Oczywistym jest, że stan zachowania tych z XIX wieku jest, a w zasadzie powinien być, o wiele lepszy od tych z XVII czy XVIII w. Ale to nie jest regułą. Wiele zależy od miejsca, w którym się znajdowały, od tego jak były eksponowane, zabezpieczane. Największe rozczarowania zdarzają się już w trakcie wstępnych prac i usuwania wierzchnich warstw. Wtedy to, co na pierwszy rzut oka wydawało się być stanie przyzwoitym, okazuje się mocno zniszczone przez czas, różnego rodzaju szkodniki, czy nieumiejętne działania konserwatorskie z poprzednich lat.
A czy trafił do Ciebie kiedyś obiekt np. z XVI wieku?
BCz: Tak, a nawet wcześniejsze, np. dzieła sztuki późnogotyckiej. Są w bardzo różnym stanie, co wynika z warunków, w jakich były przechowywane. Praca nad nimi wiąże się z dużym wysiłkiem, ale także daje dużo satysfakcji.
Czy to prawda, że szczególnie interesujesz się rzeźbą sakralną?
BCz: Tak, 99% obiektów, które trafia do mojej pracowni są to obiekty kościelne, które są w tzw. kulcie. To jest też dodatkowy problem konserwatorski dlatego, że służą wiernym w kościołach i przez to wymagają szczególnego podejścia. Dzieła sztuki, które trafiają do muzeum czy do prywatnych kolekcji niekiedy nie potrzebują tzw. konserwacji estetycznej, czyli możemy ograniczyć się do konserwacji technicznej – utrwalić substancję zabytkową i eksponować to, w jakim stanie przetrwały do dnia dzisiejszego. W przypadku obiektów „w kulcie” muszą być one najczęściej – choć nie zawsze – poddawane konserwacji i renowacji, czyli tzw. konserwacji technicznej i estetycznej. Dlaczego? Bo trudno w kościele eksponować obraz Matki Boskiej, która nie ma połowy twarzy.
Czy można powiedzieć że konserwacja estetyczna = konserwacja pełna?
BCz: Uściślając, lub operując językiem fachowym, konserwacja dzieli się zasadniczo na techniczną i estetyczną. Mówiąc o konserwacji technicznej mamy na myśli utrwalanie obiektu, zatrzymanie procesów zniszczenia, „ustabilizowanie go”, a renowacja (odnowienie), to jest przywracanie obiektowi walorów estetycznych, rekonstruowanie brakujących elementów. To jest czynnik dominujący w obiektach sakralnych.
Czy pamiętasz obiekt, który sprawił Ci najwięcej trudności?
BCz: Każdy obiekt jest wymagający. Właściwie to z każdym mam jakiś problem. Nie jestem w stanie wyciągnąć z pamięci, który był najgorszy, najtrudniejszy, bo wydaje mi się, że te, które do mnie trafiają, przeszły dość długą drogę i mają swoją historię.
Ostatnio pracowałeś nad niezwykłą figurą Matki Bożej z Wilkanowa datowaną na 1510 r. Jak do Ciebie trafiła ta piękna rzeźba?
BCz: Powiem szczerze – ja sobie wypatrzyłem tę Matkę Boską 🙂 Kilka lat temu znalazłem się na Dolnym Śląsku, ponieważ zostałem poproszony o przygotowanie programu prac konserwatorskich do szafy organowej w Waliszowie Starym i Nowym. Będąc tam, wybrałem się na wycieczkę po okolicy. Dolny Śląsk jest bardzo wciągający, to jest cudowne miejsce, a Kotlina Kłodzka jest zagłębiem pięknych obiektów i cudownych krajobrazów. Przez przypadek trafiłem do kościoła w Wilkanowie (kościół parafialny św. Jerzego), który zrobił na mnie olbrzymie wrażenie, zwłaszcza jego ołtarz główny, dość nietypowy, nie architektoniczny, autorstwa Michaela Klahra Starszego z Lądka Zdroju. Niebawem będziemy robić konserwację tego obiektu, gdyż udało się pozyskać środki z MKiDN. Kościół, jak wiele kościołów na Dolnym Śląsku, przytłacza swoją skalą jak na tak małą miejscowość. Ma piękne wyposażenie rokokowe. Zwiedzając ten kościół, w jednej z bocznych naw w neogotyckiej pseudo-szafie ołtarzowej dostrzegłem figurę Madonny, która wymagała podjęcia natychmiastowych działań konserwatorskich. Jej stan miejscami był katastroficzny, z dziur wylotowych sypał się pył drzewny, czyli drewnojady były mocno aktywne. A co mnie urzekło? To, że mały Chrystus trzyma się rączką za dużego palca u nóżki.
Od razu podjąłem działania i skontaktowałem się z księdzem proboszczem, bo należało natychmiast ratować ten obiekt. Miałem przekonanie graniczące z pewnością, że na pewno się uda 🙂 Ksiądz, bardzo sympatyczny i życzliwy człowiek, ucieszył się moim entuzjazmem do tej pracy. Udało się też pozyskać środki od Wojewódzkiego Konserwatora we Wrocławiu na wykonanie pełnej konserwacji tejże figury i w ten sposób trafiła do mojej pracowni.
Piękna historia 🙂
Czy według Ciebie zawód konserwatora dzieł sztuki jest trudny?
BCz: Tak, myślę, że to jest trudny zawód. Choć z drugiej strony ciężko mi się wypowiadać, co jest łatwe, a co jest trudne. Myślę, że wszystko jest w życiu trudne, jeśli ktoś sumiennie i uczciwie do tego podchodzi. To tylko jeden z wielu zawodów, niełatwy, wymagający, ale dający wiele radości.
Jakie cechy osobowości szczególnie przydają się w tego typu pracy?
BCz: Chyba wyczucie. Umiejętności i warsztat też, ale trzeba mieć wyczucie i szacunek do obiektów. Patrzeć na to, że czas też jest malarzem i że nie można wszystkiego tak bezkarnie usunąć. Konieczne są manualne zdolności, dlatego że operujemy technikami, które są technikami historycznymi, którymi posługują się już tylko konserwatorzy. Sztuki zdobnicze bardzo mocno zeszły na bok, sztuka pozłotnictwa, sztuka wykonywania polichromii ściennych są już na marginesie, praktycznie ich nie ma, więc… to jest szalenie ważne.
A cierpliwość?
BCz: Tak, w tym zawodzie trzeba ją mieć. Praca nad jednym obiektem trwa bardzo długo, rozciąga się w czasie. Niektóre obiekty kończymy po 2 latach, i to tylko dlatego, że nas ścigają terminy i zobowiązania. A jak wiesz, wielu rzeczy w tej pracy nie można zrobić za szybko. Czas jest bardzo ważny w całym procesie. Nie można się śpieszyć z podejmowaniem pewnych decyzji, z pewnymi ruchami. Tak jak człowiek dorasta do pewnych decyzji, tak też dorasta do decyzji w postępowaniu konserwatorskim. Ważne jest rozpoznanie: przyglądanie się obiektowi np. w świetle dziennym, kiedy zaczynamy go analizować, powolne ściąganie warstw, które są warstwami przemalowania, brudu, kurzu… A dzieło sztuki cały czas nam pokazuje coś nowego i cały czas coś w nim odkrywamy. Dlatego pewne założenia, które mieliśmy na samym początku, mogą się zmienić w trakcie pracy. To jest długi proces, który wymaga czasu i cierpliwości.
Jak obecnie wygląda sytuacja konserwatora sztuki w Polsce? Czy jest coś, co można byłoby w niej poprawić?
BCz: Tak, zdecydowanie. Np. dotacje są przyznawane na dany rok i musimy je rozliczyć do końca roku. To jest nieubłagany czas urzędniczy, w którym musimy po prostu wykonać dane zadanie.
Jak można by zmienić te sztywne, obowiązujące zasady, które wpływają na waszą pracę?
BCz: Można by etapować proces konserwatorski. Są pewne prace, które wychodzą w trakcie i wiadomo, że ich wykonanie było w założeniu zadania. Jednak czasami trzeba po prostu wydłużyć czas na ich zrobienie, a niestety ramy, które są w wymogach dotacyjnych, są sztywne. Zatem musimy zakończyć zadanie w danym roku kalendarzowym, żeby móc rozliczyć dotację. To stanowi dla mnie w tym momencie największy problem. Walka z czasem.
Czy uważasz, że polscy konserwatorzy będą mieć jeszcze dużo pracy? Czy dziś zachęcałbyś młodych żeby podjęli się tego zawodu?
BCz: Tak, oczywiście. Konserwacja jest zawodem, który zawsze będzie potrzebny. Zmieniają się też technologie, materiały. Zmienia się nasze myślenie. Prace konserwatorskie, które były wykonywane 50 czy 20 lat temu niekiedy nie wytrzymują próby czasu. Więc mamy do czynienia z tzw. „rekonserwacjami” – czyli ponownymi konserwacjami. Nie jesteśmy w stanie zatrzymać procesu starzenia się.
Nad czym teraz pracujesz?
BCz: Aktualnie kończymy prace związane z konserwacją polichromii ściennej w kościele pod wezwaniem Serca Pana Jezusa w Lubczy, w Małopolsce (diecezja tarnowska) i zaczynamy prace nad ołtarzem głównym w kościele w Wilkanowie. Jest to dzieło największego mistrza późnobarokowego Dolnego Śląska czyli Michaela Klahra Starszego z Lądka Zdroju. I jest ono wybitne – jak większość jego dzieł, które przetrwały do dnia dzisiejszego.
Ile osób z Tobą pracuje w Wilkanowie?
BCz: W Wilkanowie będą pracowały trzy osoby. Natomiast w Lubczy pracuje zespół dziesięcioosobowy, ponieważ chcemy żeby wykonać tę pracę jak najszybciej.
Czy chciałbyś zrobić jakiś projekt, o którym marzysz, coś konkretnego zrealizować?
BCz: Na pewno chciałbym znaleźć więcej czasu na swoją twórczość.
Czy oprócz sztuki masz jeszcze jakieś inne pasje i zainteresowania?
BCz: Myślę, że podróże, chociaż i one są związane z moją pracą. A moje „akumulatory” ładuję w Hiszpanii 🙂
Wywiad z Bogdanem Czesakiem przeprowadzony w czerwcu 2019 r.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / Rzeczy Piękne
Fotografie: Bartosz Cygan © Rzeczy Piękne
Przedsięwzięcie jest realizowane ze środków pochodzących ze „Stypendium Twórczego Miasta Krakowa”
Comments: no replies