Zapraszamy na niezwykłą opowieść o starej szlachetnej technice fotografii – gumie chromianowej i eksperymentach warsztatowych Mirka Niesyto. Ten krakowski artysta pochodzący z małej wioski Gilowice koło Pszczyny jest typem intelektualisty i badacza w jednej osobie. W swojej pracy twórczej łączy fotografię i grafikę. Od lat fascynuje go też przenikanie się cyfrowych i analogowych mediów sztuki. Niebawem poznamy jego nowy projekt, nad którym intensywnie pracuje w plenerze i wnętrzach z przeszłości.
Fotoreportaż ze spotkania z Mirkiem Niesyto >
RZECZY PIĘKNE: Masz szerokie zainteresowania artystyczne: zajmujesz się zawodowo fotografią, filmem i grafiką. Podkreślasz, że interesuje Cię wzajemne przenikanie się tych dziedzin sztuki. Dodatkowo włączasz w to media cyfrowe…
Mirek Niesyto: Rzeczywiście, bardzo interesuje mnie przenikanie się mediów tradycyjnych i cyfrowych. Szczególnie ciekawy jest dla mnie aspekt wykorzystania współczesnych zdobyczy techniki w klasycznym warsztacie graficznym czy fotograficznym i cieszy mnie każde nowe odkrycie, które mi się przytrafi.
Czy bardziej odnajdujesz się w każdym z tych mediów osobno, czy raczej wolisz je ze sobą łączyć?
MN: Ciekawe pytanie. Właściwie nigdy nie planuję wszystkiego dokładnie – jeśli znajdę jakiś pomysł, który mnie zaintryguje, próbuję go rozwijać. Mam jedynie pewne wyobrażenie efektu końcowego.
Czyli wszystko rodzi się w trakcie procesu…
MN: Tak, dla mnie proces jest bardzo ważny. Uwielbiam proces, właśnie dlatego, że nigdy nie jestem na 100% pewien tego, co wyjdzie w trakcie pracy, a taka niepewność w trakcie tworzenia wzmaga moją ciekawość, chęć poszukiwań różnych rozwiązań i sprawia, że sam proces jest bardzo ciekawym doświadczeniem.
Od wielu lat dużo eksperymentujesz z fotografią. Twoje artystyczne działania to jednocześnie badania. Prowadzisz je w ramach technik specjalnych, zwłaszcza badasz warsztat techniki szlachetnej o nazwie guma chromianowa. Ile lat zgłębiasz już tę technikę? Jakie są jej właściwości i co sprawiło, że wybrałeś ją dla siebie, jako język swojej wypowiedzi artystycznej?
MN: Zgłębiam ją około 8 lat. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że w momencie, kiedy się z nią zetknąłem, kiedy zobaczyłem “jak to się je”, zastanawiałem się, jak można coś takiego robić. Ta technologia wymaga mnóstwo cierpliwości, a ja jej aż tyle chyba nie mam. Po pierwszej próbie stwierdziłem, że to nie jest dla mnie.
Dlaczego? Czym Cię zraziła?
MN: Pierwszy mój obraz wykonany w technice gumy nie udał się – przynajmniej w moim odczuciu. Nie byłem z niego zadowolony, a wkład pracy był duży – to przesądziło sprawę. Nie poczułem tej techniki za pierwszym razem.
Czyli, można powiedzieć, że w pewnym sensie to pierwsze zetknięcie z gumą chromianową i sposób pracy w tej technice nad efektem, który chciałeś osiągnąć na początku Cię przerósł, a zarazem zainspirował? Nie zwątpiłeś w swoje siły, tylko starałeś się dalej drążyć?
MN: Tak, ale to nie jest moja zasługa. To zasługa pani Józefiny Bransch-Walczak z krakowskiej ASP, która gościnnie u nas prowadziła warsztaty gumy chromianowej dla studentów. Pracowałem wtedy u nas na uczelni, jako pracownik techniczny w Pracowni Fotografii, byłem więc przy tych warsztatach. Nie wiem dlaczego zostałem namaszczony do tego żeby tą techniką się zajmować. Pani Józefina powiedziała, że nie wyobraża sobie, abym się tym nie zajął, że ja muszę to robić i koniec 🙂 Myślałem, że to żart. Oczywiście to nie był żart. Nie mam pojęcia dlaczego, nawet do dzisiaj nie zapytałem. Ale dzięki pani Józefinie odkrywam potencjał tej szlachetnej techniki. I bardzo mi to odpowiada.
Czy możesz coś więcej opowiedzieć o tej technice?
MN: Guma chromianowa ma niezwykły potencjał. Wśród technik, które poznałem, a myślę tu o technikach graficznych, można by ją umieścić na pograniczu grafiki i fotografii. Tak myślałem do niedawna. I nagle okazuje się, że wypadałoby pogranicze to rozszerzyć o malarstwo. Technika ta od początku tkwiła w malarstwie i tak jak ówczesna fotografia starała się upodabniać do malarstwa, korzystając z typowej dla niego tematyki, głównie portretu i pejzażu.
Patrząc na twoje prace, czuje się efekt malarski, zresztą bardzo ciekawy. Można się zastanawiać, czy to jest guma chromianowa czy to jest połączenie różnych technik. W jaki sposób po 8 latach prób i badań doszedłeś do efektów, które osiągasz?
MN: W momencie powstania gumy chromianowej, czyli w drugiej połowie XIX wieku ona miała takie implikacje malarskie, jak fotografia, o czym wspomniałem, bo te dwa media powstały w zasadzie w tym samym okresie. Ta technika starała się naśladować malarstwo przez piktorializm, czyli widoczki, portrety itp. Ja znalazłem swój sposób na „malarskość” gumy chromianowej. To malarskość, ale rozumiana, jako tworzywo malarskie, gdzie efekt końcowy wygląda jak obraz abstrakcyjny malowany różnymi środkami. Sam nie wiem jak to nazwać…
A może wystarczy powiedzieć, że to jest twoja technika własna?
MN: Tak, z pewnością znalazłem swój własny sposób wykorzystania tej techniki poprzez specyficzne jej traktowanie. Lubię dystans do tego, co robię. Przez dystans rozumiem, że to co robię nie musi być śmiertelnie poważne. Nie jestem też zwolennikiem trzymania się rygorystycznie zasad technologicznych. Owszem, zasady trzeba znać, ale nie ma nic przyjemniejszego niż złamać zasady z dobrym dla powstającego dzieła efektem. I w ten mniej więcej sposób natrafiłem na malarskie efekty gumy chromianowej.
Czy są jakieś inne techniki szlachetne w których pracujesz?
MN: Zmagam się z kilkoma technikami. Oprócz gumy chromianowej zacząłem zgłębiać cyjanotypię, papier solny, pigment. Jedną z technik, którą chcę dokładniej poznać, jest heliograwiura, również wymagająca bardzo dużego nakładu pracy. W tym roku byłem promotorem studentki, która wykonała dyplom magisterski w technice heliograwiury. Udało się to zrobić, aczkolwiek było bardzo ciężko. Ta technika mnie zaintrygowała, już zrobiłem pierwsze próby, zadowalające. Nie przypominają moich pierwszych potyczek z gumą chromianową, która w porównaniu z heliograwiurą wydaje się prostą historią.
Niektórzy twórcy starają się ograniczyć swoje środki wypowiedzi artystycznej do jakiejś technologii i dochodzą do totalnej syntezy, prawda? U Ciebie jest inaczej – wyznaczasz sobie cele, rozbudowujesz swoje pomysły twórcze, poszukujesz.
MN: Tak. Teraz biorę na warsztat heliograwiurę, na razie nie mam pomysłu, co mogę poprzez nią wyrazić. Działam w ten sposób, że najpierw zaintryguje mnie jakaś technika, potem ją badam, a dopiero później dowiaduję się, co mogę tą techniką wyrazić, jaki efekt chcę osiągnąć.
Kiedyś powiedziałeś: Intrygująca i trudna do przecenienia jest również rola przypadku, który wkradając się do procesu powstawania dzieła, stara się wcześniej wykoncypowaną pracę skierować na ciekawsze tory. Czy możesz jeszcze coś powiedzieć o roli przypadku, bo jak rozumiem, jest ona dla Ciebie dosyć istotna.
MN: Staram się nie mieć zamkniętych oczu na przypadek. Jeśli wymyślę sobie jakąś koncepcję, realizuję ją w określonej technice, próbując ją trzymać cały czas w ryzach i nagle, poprzez jakiś dziwny zbieg okoliczności, powstaje coś, czego się nie spodziewałem, to patrzę na to i mówię: o kurczę to jest ciekawe. Idę tą drogą, albo zostawiam tak jak jest i okazuje się, że ten przypadek jest ożywczy. Staram się patrzeć na to, co robię i być wyczulonym na przypadek. Lubię poddawać się jakiejś sytuacji. Czasami ktoś mógłby powiedzieć: to jest błąd w sztuce, to jest wręcz niedopuszczalne, a w ogóle jak ty odmierzasz te składniki… Sposób odmierzania składników nie jest tak istotny, ważne żeby się również dobrze bawić, mieć frajdę z tego co się robi i osiągnąć swój cel.
Przypominam sobie taką anegdotę o Witoldzie Dederko polskim klasyku gumy chromianowej i jej odmiany, gumy warszawskiej. Zapytany o proporcje składników, ich ilość, jak należy je odmierzać, odpowiedział: “Na piknięcie serca” 🙂 Ja też tak to czuję.
Twoje prace kierują widza w stronę przeszłości. Odnajdujemy w nich fragmenty ujęć krajobrazu, krótkie epizody z życia ludzi. Czy przeszłość, którą odsłaniasz przed widzem, jest dla ciebie ważna? Poddajesz ją analizie i do niej wracasz.
MN: Przeszłość mnie ukształtowała, zbudowała, jest dla mnie cały czas niesamowitym źródłem inspiracji. Teraźniejszość też zaczyna mnie coraz bardziej inspirować. Przeszłość jest punktem wyjścia, ponieważ określiła, mówiąc w największym skrócie, mój sposób postrzegania świata.
Co chcesz ocalić od zapomnienia w swoich pracach?
MN: Chcę ocalić to, czego nie da się ocalić. Nie chodzi o wspomnienia, ale o doznania emocjonalne i zapachy. To jest trudno przekazać. Niekoniecznie interesuje mnie ocalanie górnolotnych momentów, ważniejsze są dla mnie takie chwile, na które nikt nie zwraca uwagi, zwyczajne – one są najbardziej prawdziwe. Dla mnie doskonałym medium do zapisania tych najbardziej zwyczajnych i banalnych chwil i kadrów jest między innymi film. Te chwile, w których zdawałoby się nic się nie dzieje, zarejestrowane przez odpowiednie narzędzie – w tym przypadku kamerę lub po prostu iPada – i odtworzone, nagle stają się czymś kosmicznym, są pełne zapachów, emocji. A mnie intryguje, jak w takim kadrze, który sobie gdzieś tam ustawiłem, może się tyle dziać. Uwielbiam to.
Zwróciłam uwagę na twoje filmy z podróży min. po Wenecji. Są to jakby ruchome fotografie, mówisz o nich „notacje”. Emanuje z nich autentyczne piękno chwili. Czy myślałeś o tym, żeby wykorzystać tego typu notacje filmowe gdzieś w przestrzeni wystawy?
MN: Pierwsze z tych filmów noszą tytuł „Fotografie ruchome”. Próbuję się z tym zmierzyć, myślę jak to pokazać, bo już trochę ich nagromadziłem. To są prace, które poprzez swoją powierzchowną nieatrakcyjność, trudno sprzedać potencjalnemu odbiorcy, więc szukam na to sposobu. Sądzę, że wcześniej czy później je pokażę.
Kiedy patrzę na twoje prace wyczuwam, że zdecydowanie bardziej interesują Cię analogowe formy sztuki.
MN: Analogowe media uwielbiam, lubię się pobrudzić wszelkimi chemikaliami (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) w moim warsztacie pracy, bo wtedy lepiej czuję to, co robię. Lubię moment przejechania dłonią po fakturze papieru w poszukiwaniu odpowiedniej strony do pokrycia jej miksturą światłoczułą, sprawdzenie miękkości pędzla oraz ten moment, w którym szybko trzeba rozprowadzić miksturę po wielkoformatowym papierze, nim zdąży zaschnąć… Chociaż, jeśli się to nie uda, może przypadkiem podziać się coś ciekawszego 🙂
Nie pociągają mnie cyfrowe media sztuki, są dla mnie zbyt sterylne. Ale już w połączeniu z mediami, gdzie można się zabrudzić, czyli analogowym, te cyfrowe zmieniają się dają naprawdę bardzo duży potencjał.
Mam wrażenie, że Twoje uczucie do pracy w technikach dawnych wynika też z doświadczeń, które nabyłeś w Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu, w pracowni ceramiki. Dlaczego zrezygnowałeś z ceramiki?
MN: Tobie pierwszej to powiem – bo byłem kiepskim ceramikiem 🙂 Przynajmniej tak się czułem, dopóki część prac nad dyplomem nie poszła w kierunku grafiki. Zaczęło się od fotografii cmentarza żydowskiego w Nowym Wiśniczu zimą, potem powstał cykl świeczników szamotowych inspirowanych macewami żydowskimi. I cykl pater w technice sgraffito, w których właśnie wykorzystałem zimowe fotografie cmentarza żydowskiego.
Te wszystkie twoje zainteresowania wypływają jednak z twoich wczesnych doświadczeń poznawania różnych dziedzin sztuki. Więc może to umiłowanie do technik analogowych, to pokłosie związane z rękodziełem?
MN: Myślę że tak, jak najbardziej. Sam dotyk takiego dzieła – rękodzieła, które ma swoje lata, jest dla mnie czymś niebywałym.
Teraz pracujesz na uczelni z młodzieżą akademicką i bardzo często organizujesz dla nich tematyczne warsztaty twórcze. Czego one dotyczą?
MN: Te warsztaty zaznajamiają ze starodawnym technikami. Młodzież jest tym bardzo zainteresowana i częstokroć nie zraża ich to, że takie techniki wymagają więcej nakładu pracy, że to nie jest takie proste. Przykładowo, pracując w grafice projektowej, można cały obraz złożyć na laptopie, siedząc sobie w kawiarni i popijając kawę, a tu proces może zaburzyć np. ilość pracowni, które są do dyspozycji. Bo ktoś sobie wymyśli, że chce robić heliograwiurę, a ktoś że w tym samym czasie potrzebuje wykorzystać ciemnię do zupełnie innej rzeczy. Te trudności nie zniechęcają młodzieży, która szuka różnych sposobów. Jeśli widzę, że ktoś jest twórczy i z braku jakiegoś narzędzia zastąpi je innym, wymyśli jak obejść sytuację, to jest super, to znaczy, że jest twórczy.
RP: Co myślisz o współczesnym pokoleniu istagramersów?
MN: Szczerze mówiąc, nie zgłębiałem zbytnio tego tematu. Instagram to jest narzędzie i to jest super. To, że mamy już miliardy zdjęć w sieci, które krążą gdzieś w chmurze, na które nikt pewnie nie zwróci nigdy uwagi, to trudno, ale to, że pojawia się nowe narzędzie i można z niego skorzystać, to fajnie, bo stymuluje do nowych pomysłów i może dawać nowe inspiracje.
Jesteś na Instagramie?
MN: Założyłem sobie konto i na tym się skończyło 🙂
Pracujesz teraz nad nowym projektem. Czy możesz nam uchylić rąbka tajemnicy, co to będzie?
MN: Pracuję w zasadzie nad dwoma projektami, jeden wyniknął z drugiego przez przypadek, ale ten najważniejszy to projekt związany z moimi miejscami pobytu z dawnych lat, takimi, z którymi jestem związany i które w jakiś sposób na mnie wpłynęły kulturowo, artystycznie. Wszystko zaczęło się od Nowego Wiśnicza, dlatego wymyśliłem sobie, żeby tam powrócić właśnie za pomocą gumy chromianowej. Traktuję ją jednak w tym projekcie troszeczkę inaczej – znika tradycyjna matryca, a obraz naświetlam przez dłuższy czas bezpośrednio w miejscu, w którym go zdejmuję na papier. Dzięki temu uzyskuję efekt nawarstwienia się czasu na statycznym obrazie. To tak jakby złapać czas i ustatycznić go. Taki powrót do pierwszych dagerotypów. Myślę, że to świetny sposób, żeby powrócić do Wiśnicza, pokazać miejsca, które są teraz inne, ale które są bogate naszą pamięcią. To jest trudne technicznie i logistycznie, ale trudy są dla mnie stymulujące.
Kto lub co cię inspiruje?
MN: Na pewno są takie osoby, artyści, lecz równie inspirujące jest to, co dzieje się obok mnie.
Mirku dziękuję za spotkanie i wywiad. Czekamy na Twoje nowe prace 🙂
Wywiad z artystą zarejestrowany w sierpniu 2017 r. w Krakowie.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / RZECZY PIĘKNE
Zdjęcia: Bartosz Cygan / dla portalu RZECZY PIĘKNE. Zobacz fotoreportaż >
*
Strona artysty: Mirosław Niesyto
Comments: no replies