Katarzyna Zawierucha jest malarką. Mieszka i tworzy w Krakowie. Spotykamy się w domu i pracowni Artystki, żeby porozmawiać o fascynacji błękitem, wpływie poezji i snów na Jej twórczość. „Moja twórczość ma oniryczny charakter. Dwie wystawy miały sen zawarty w tytule: „Lapidarium snów” i „Gdzie ja jestem, kiedy śpię?” Także sny odgrywają u mnie istotną rolę” – mówi Artystka.
Fotoreportaż z pracowni Artystki >>
Rzeczy Piękne: Błękit to bezkres. Czy ten kolor określa Ciebie?
Katarzyna Zawierucha: Jestem utożsamiana z błękitem. Lubię się obracać w tej sferze.
RP: Turkus, ultramaryna, indygo – czy poszukiwanie odcieni granatu w malarstwie sprawia Ci przyjemność?
KZ: Moje malarstwo wyróżnia to, że znam nieprzeciętną ilość odcieni błękitu. Posługuję się techniką olejną, a te właśnie tony dają możliwość nieskończonych laserunków oraz niezwykły efekt sfumato (z wł. fumo – dym). Tworzenie koloru to jak wielopoziomowa gra komputerowa, wspinasz się na kolejny level, lub tracisz wszystko, nad czym pracujesz. Wiele możliwości, wiele decyzji. Efekt, jak zagra ten kolor przy innych, jest czasami zdumiewający. To jest kreacja.
RP: Zatrzymajmy się na chwilę przy sfumato. Przypomnijmy, że stworzenie tej techniki przypisujemy renesansowemu mistrzowi Leonardo da Vinci. Ty również często stosujesz tzw. upłynnione kontury.
KZ: Jedną z moich wystaw tak właśnie nazwałam. Chciałam podkreślić tę stronę technologiczną znajdujących się na niej obrazów. Niektóre partie obrazu przenoszą wprost w inny „portal”, uwodzą niedopowiedzeniem, a co za tym idzie – dają nieograniczone pole do interpretacji.
RP: Urodziłaś się w Gdańsku, ale osiadłaś na stałe w Krakowie. Podejrzewam, że darzysz to miasto szczególnym uczuciem, choć Kraków często wydaje się słodko-gorzki…
KZ: Tak, Wybrzeże to moja baza, ale większość dojrzałego życia spędzam w Krakowie. Tu zaczęłam studia, założyłam rodzinę, urodziłam dzieci. Lubię to miasto. Jego atmosfera wyzwala pewne pokłady, które być może nie zaistniałyby w innym miejscu. Zaczęło się od studiowania – nie od razu na Akademii Sztuk Pięknych, lecz w „Corporacji Artystycznej”, jednej z pierwszych w tamtych czasach inicjatyw o tym kierunku. Kraków wcześniej znałam ze zjazdów rodzinnych. No i kultury.
RP: Czujesz potrzebę powrotu do widoków lub miejsc, w których się wychowałaś?
KZ: Wychowałam się wśród pól, w całkowitej wolności. Stąd czasami mi tego brakuje… Pierwsze miejsce to Żuławy, czyli horyzont, równina i błoto.
Jedno z pierwszych wspomnień wczesnego dzieciństwa mam takie: jest ciepły letni dzień, jadę na przejażdżkę bryczką, którą powozi moja mama i nagle wiatr porywa mi chusteczkę z głowy. Błogo.
RP: Choć nigdy o tym nie mówisz, to wydaje mi się, że tęsknisz za „zieloną krainą szczęścia”: polami i pasącymi się na nich owcami. Widać to na niektórych Twoich obrazach 🙂
KZ: Tęsknię i wracam. Jestem tam kilka razy w roku, aby nabrać energii z natury, która tam jeszcze jest. Obowiązkowo robimy obchód pól. To ziemia niedaleko Gdańska, którą kupił mój śp. Ojciec w latach 70-tych i założył tam hodowlę owiec. Teraz to enklawa pomimo industrializacji wokół.
RP: Powiedz, o czym myślisz, zanim rozpoczniesz malować obraz?
KZ: Najczęściej mam w sobie jakieś wrażenie, może to być podróż, spotkanie kogoś, emocja, która rezonuje we mnie. Oczywiście oprócz tej warstwy technicznej jaką jest ujęcie tematu, czyli format, gama, gest, rozmach.
RP: Które tematy są dla Ciebie warte zobrazowania?
KZ: Nie ograniczam się, jeśli w czymś poczuję potencjał, podążam za tym. Wychodzę też coraz częściej poza przedmiotowość. Wydaje się, że czas sprzyja malarzom. Z biegiem lat moje spojrzenie wyostrza się, selekcjonuje.
RP: Malujesz serię tzw. „Focusów”. Są to impresyjne, wrażeniowe zapiski, głównie fragmentów pejzażu. Bardzo lubię te małe formy malarskie. Czuć na nich pociągnięcia pędzla, widać, jak lubisz się bawić kolorem.
KZ: „Focusy” są jak etiudy. Małe oddechy, malowane z gestu. Traktuję je jak próbę ogarnięcia większego tematu, syntezę. Podobnymi małymi formami są „Zoomy”, lecz w innej technice – akwareli.
RP: Co dzieje się między Tobą a obrazem?
KZ: To coś, co mnie pociąga od 17-tego roku życia i nie pozwala oddalać się od sztalug. Kiedy zamykam się w pracowni, czas się zatrzymuje.
Malarstwo jest zazdrosne o ten czas malarski. Nie lubi rozłąki. Stanisław Wyspiański, gdy wypominano mu niewygodę projektowanych przez niego mebli, tłumaczył to tym, „żeby goście zbyt długo nie siedzieli i zabierali cennego czasu twórczego”.
RP: Jak wybierasz tytuły do swoich prac lub wystaw?
KZ: Jeśli obraz nie „urodzi się” z tytułem, wymuszam to u domowników, robię burzę mózgów. Moja pracownia mieści się w środku domu. Obrazy narzucają się i czasami dostają tytuły mimochodem, wrażeniowo, nie sposób przejść obok nich obojętnie 🙂
RP: Czy ktoś z Twoich przodków zajmował się sztuką?
KZ: To niebywałe, że zajęłam się sztuką. W mojej rodzinie raczej przeważało ścisłe wykształcenie, panował konkret. Nie wiedziałam, skąd ten zew u mnie. Dopiero po latach różne rzeczy zaczęły się objawiać. I tak np. kuzynkami mojej babci Marii Komornickiej de domo Kisielnickiej były Maria i Anna Kisielnickie – żony Wojciecha i Tadeusza Kossaków, a matki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Magdaleny Samozwaniec i Jerzego Kossaka oraz Zofii Kossak-Szczuckiej. Brat mojego pradziadka był historykiem sztuki, piastował stanowisko kustosza Muzeum Czartoryskich w Krakowie.
RP: Miałaś czas, żeby śledzić ich życiorysy, ich losy?
KZ: Tak, co roku odbywają się nasze zjazdy rodzinne, na których bywam. To ród (Herb Nałęcz), którego drzewo genealogiczne sięga początku XV wieku. Mam dwuczłonowe nazwisko, choć do działań artystycznych posługuje się nazwiskiem męża.
RP: Jaką rolę w malarstwie odgrywa według Ciebie poezja?
Zarówno bycie poetą jak i malarzem nie jest łatwe. W mojej twórczości to się przenika, łączy. Posiłkuję się poezją, jest dla mnie ważna. Jestem na nią otwarta i mocno wyczulona. Z tej przyczyny moje obrazy stają się często ilustracjami do poezji. Właśnie jesteśmy w trakcie wydawania nakładem rodzinnym „Xięgi poezji idyllicznej” Marii Komornickiej – poetki młodopolskiej pochodzącej z mojej rodziny.
Mam nadzieję, że we współczesnym świecie poezja nadal dotyka wrażliwości, widzi więcej, czegoś od nas wymaga.
RP: Dlaczego sfera sacrum jest istotna w sztuce?
KZ: Nie wiem, ale ostatnio byłam w muzeach Izraela i zachwycił mnie obraz tamtejszej artystki Nety Harari Navon. Jest to poliptyk składający się z 18 metrowych części pt “Sąd ostateczny”. Jest dobrze namalowaną współcześnie ujętą historią sakralną.
RP: Czym dla Ciebie jest malarstwo? Czy jest pomostem pomiędzy tu i teraz a transcendencją?
KZ: Malarstwo zawiera się w klasycznej triadzie transcendentaliów: prawdy, dobra i piękna. Powinno wykraczać poza swoją fizyczność, coś wnosić.
RP: Maria Poprzęcka – słynna polska krytyczka i historyczka sztuki napisała w swojej książce „O złej sztuce” następujące zdanie: „Verum, bonum et pulchrum convertuntur – prawda, dobro i piękno zastępują się wzajem”. Jak to interpretujesz jako artystka?
KZ: Połączenie daje ideał, do którego należałoby dążyć.
RP: Chciałam zapytać Cię o sny. To takie drugie życie, które rozgrywa się gdzieś poza naszą kontrolą. Czy sny miały lub mają wpływ na Twoją twórczość?
KZ: Moja twórczość ma oniryczny charakter. Dwie wystawy miały sen zawarty w tytule: „Lapidarium snów” i „Gdzie ja jestem, kiedy śpię?”. Także sny odgrywają u mnie istotną rolę. Czasami stają się u mnie materialnymi, bo przechwytuję je na ramy płótna.
RP: Co zajmuje teraz Twoje artystyczne myśli?
KZ: Pracuję symultanicznie nad kilkoma cyklami. Niektóre z nich powstają etapami, czekają na swój czas. Moja pracownia to istna dojrzewalnia. Biorę udział w kilku wystawach rocznie. Aktualnie chcę kontynuować obrazy inspirowane klatkami filmu aparatu, kamery. Ten cykl to „Ilfordy”.
RP: Który Twój obraz, które dzieło jest takie ukochane, najmocniej Cię grzeje?
KZ: Prawdopodobnie każdy przyszły 🙂 Mam taki obraz, w którym natrafiłam na pewien trop i chciałabym nim podążać. Dużo obrazów tak konstruuję, że realistyczną postać umieszczam w nierealistycznej przestrzeni. Tak jest i tutaj. Ma tytuł „Slow motion” i pragnę go uczynić osią przyszłej wystawy pod takim samym tytułem. Widnieje też na okładce przygotowywanego tomu poetyckiego.
RP: Pytanie o mistrzów. Których cenisz i dlaczego?
KZ: Lubię okres Młodej Polski. Twórców tych czasów, klimat, tajemnicę, stąd też pojawił się w moim życiu Kraków. A nade wszystko Stanisława Wyspiańskiego! Pamiętam, że za każdym razem, będąc tutaj w Krakowie jako młoda osoba odwiedzałam jego Muzeum, które mieściło się wtedy na ul. Kanoniczej. Za jego odpowiednika w tych czasach uważam Olafura Eliassona, artystę duńsko-islandzkiego. Ze współczesnych artystów cenię Stanisława Baja. Obraz powinien zawierać w sobie wszechświat. Jego obrazy to mają.
RP: Jakie obrazy wiszą w Waszym domu, wśród jakich dzieł dobrze się Wam żyje?
KZ: Moje 😉 Czasami wymieniamy się na obrazy z malarzami – jeśli któryś porwie moje serce.
RP: Do jakich miejsc najchętniej podróżujesz?
KZ: Odbywam podróż dwukrotnie. Najpierw realnie, a następnie zmysłowo wychwytując niektóre elementy tej podróży na płótnie. Zaznaczę tu, że nie są to zwykle pejzaże, a coś niejednoznacznego. Coś, co unosi się w powietrzu, coś ujmującego, jakiś klimat, moment. Podróże naturalnie wyzwalają te pokłady, które chce się uruchomić. Szczególnie polubiłam wyspy naturalnie otoczone morzem, oceanem, wodą. Tam zawsze jest błękit.
RP: Źródłem powstawania dzieł sztuki jest bezgraniczna samotność… Zgadzasz się z tą myślą?
KZ: Tak, bez zanurzenia się w siebie jest to niemożliwe. Pracownie malarzy to w większości samotnie. Dla przeciwwagi na szczęście są wernisaże i plenery. Tam dowiadujemy się, że istnieją inni malarze, lepsi lub gorsi. Nadajemy na tych samych falach, najczęściej w pięknym otoczeniu.
RP: Masz jakieś marzenie? Bardziej lub mniej realne?
KZ: Marzę, aby malarstwo nigdy nie straciło swojej mocy.
Na koniec naszej rozmowy chciałabym zacytować Cypriana Kamila Norwida, który powiedział: „Bo piękno po to jest, by zachwycało”. Kasiu życzę Ci, żeby Twoje malarstwo nie straciło swojej mocy i zachwycało nas nieustająco. Dziękuję za rozmowę.
KZ: Dziękuję.
*
Wywiad przeprowadzony 3.03.2023 r.
Rozmawiała: Joanna Zawierucha-Gomułka / Rzeczy Piękne
Fotografie: Bartosz Cygan © Rzeczy Piękne
Korekta: Dorota Smoleń
Comments: no replies